Fani zaniepokojeni zachowaniem Britney Spears...

W połowie stycznia światło dzienne ujrzał niepokojący filmik z udziałem Britney Spears. O okolicznościach incydentu, który zarejestrowano na nagraniu, opowiedzieli w rozmowie z serwisem "TMZ" naoczni świadkowie zdarzenia.
Jak relacjonowali, gwiazda siedziała wtedy wraz z mężem przy stoliku w jednej z popularnych kalifornijskich restauracji. Gdy Spears zauważyła, że jest nagrywana, wpadła w gniew – "zaczęła krzyczeć, bełkotać, mówić niezrozumiałym językiem". Dziwaczne zachowanie artystki przypominało rzekomo "epizod maniakalny".
Britney Spears not in danger, police say after fans call for wellness check - Page Six https://t.co/DH5xNVPF4l
— HEM News Agency (@halfeatenmind) January 26, 2023
Piosenkarka skomentowała później swój wybryk na Instagramie przyznając, że zareagowała impulsywnie, gdyż była wtedy pod wpływem alkoholu. "Tak bywa, gdy ludzie obserwują każdy twój ruch i mają cię za wariatkę. Jestem już naprawdę znudzona pisaniem takich postów" – dodała. Nieco później oznajmiła zaś, że zmienia imię na River Red. A potem całkiem zniknęła, usuwając swoje konto w serwisie.
Choć w przypadku innych celebrytów można by uznać tego rodzaju ekscentryczne zachowanie za chęć wzbudzenia sensacji czy zwrócenia na siebie uwagi, jeśli chodzi o Spears sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
Artystka od lat zmaga się bowiem z problemami natury psychicznej. Piosenkarka, u której zdiagnozowano niegdyś chorobę afektywną dwubiegunową, w 2007 roku przeszła poważne załamanie nerwowe. Została wówczas ubezwłasnowolniona, na 13 lat trafiając pod kuratelę ojca. Nie powinno zatem dziwić, że wiernych fanów Spears mocno zaniepokoiły ostatnie doniesienia i późniejsze usunięcie jej instagramowego profilu. Postanowili więc zainterweniować, dzwoniąc pod numer alarmowy.
Głos w tej sprawie zabrał teraz przedstawiciel lokalnej policji. Potwierdził on, że funkcjonariusze w istocie otrzymali w minionych dniach wiele telefonów od zatroskanych wielbicieli gwiazdy, którzy w rozmowach z dyspozytorami wskazywali na "podejrzaną aktywność piosenkarki w Internecie". Ich zdaniem wokalistka mogła znaleźć się w niebezpieczeństwie. Okazuje się jednak, że nie ma powodów do obaw.
"Nie sądzimy, aby Britney Spears była krzywdzona lub znajdowała się w jakimkolwiek niebezpieczeństwie" – uspokaja rzecznik Biura Szeryfa Hrabstwa Ventura w Kalifornii. I dodaje, że więcej szczegółów podać nie może. "To kwestia zaufania publicznego i prawa do prywatności mieszkańców naszego hrabstwa" – skwitował.
— Britney Spears ð¹ð (@britneyspears) January 26, 2023
Dzień później głos w tej sprawie zabrała sama gwiazda muzyki pop. Opublikowała mianowicie na Twitterze oświadczenie, w którym ostro skrytykowała działania fanów. "Jak wszyscy wiedzą, policja została wezwana do mojego domu na podstawie kilku dowcipnych telefonów" – napisała.
Po czym dodała: "Kocham i uwielbiam moich fanów, ale tym razem sprawy poszły trochę za daleko i moja prywatność została naruszona. Policja nigdy nie weszła do mojego domu, a kiedy podeszła do mojej bramy, szybko zdała sobie sprawę, że nie ma problemu i natychmiast odeszła".
"W tym okresie mojego życia naprawdę mam nadzieję, że opinia publiczna i moi fani, na których tak bardzo mi zależy, będą szanować moją prywatność, gdy ja idę do przodu" – zaapelowała na koniec 41-letnia wokalistka.