Boję się wrócić do Polski, bo mnie we wsi wyśmieją...
Trzeba zmienić pracę
W wolnym czasie „wędrował” po ulicach Londynu i pytał w różnych lokalach gastronomicznych o stanowiska pracy w charakterze kucharza. Trochę już przecież gotował w szkole i na praktykach zawodowych, więc nie jest to dla niego temat nieznany. Dowiedział się także, że wolne oferty pracy znajdują się na kilku portalach branżowych, typu: jobs.co.uk, indeed.co.uk, gumtree.com, monster.co.uk, czy też totaljobs.com. Pooglądał te serwisy na komputerze kolegi, ale bariera językowa sprawiała, że nie miał pewności co do pełnego zrozumienia wszystkich publikowanych tam treści. W końcu w znalezieniu pracy pomógł mu jeden z kolegów, z którymi mieszkał.
Znalazł mu ofertę pracy w restauracji, na stanowisku Chef Commis, ze stawką £8/h w okresie próbnym, a następnie £10 przez pierwszy rok. Do tego dochodziła możliwość zjedzenia czegoś w restauracji za drobne kwoty lub niektórych potraw nawet za darmo oraz pieniądze z podziału napiwków, których w Anglii (od 2018 roku) nie może zabierać pracodawca, a wszystkie „ekstra” pieniądze od gości barów i restauracji muszą zostać rozdysponowane między pracowników. Ku jego zdziwieniu, nie będzie też musiał robić żadnych dodatkowych badań lekarskich, za które trzeba płacić, nie jest wymagana dobra znajomość języka angielskiego i ma tylko zgłosić się punktualnie do pracy i tyle.
Przeprowadził męską rozmowę z Adamem, który zrozumiał jego sytuację i pozwolił mu dalej mieszkać, na dotychczasowych warunkach w mieszkaniu na Wood Green. W restauracji natomiast Staszek dowiedział się, że na stanowisku Chef de Partie, któremu będzie podlegał, jest Polak z Krakowa. A więc problem językowy ma z głowy. Do tego okazało się, że w tej kuchni pracują jeszcze dwie Polki, w tym jedna Marysia z Rzeszowa, która ma rodzinę we wsi, gdzie mieszka Staszek. Poczuł się spokojny o swoje dalsze życie zawodowe. Rozpoczął pracę w restauracji, a zarobione pieniądze w części odkładał, a pewną kwotę wysyłał do Polski. Obliczył, że za osiem miesięcy może odłożyć sumę, która wystarczy mu na remont domu.
Los bywa złośliwy
Jednakże, wraz z upływem czasu, te 8 zmieniało się w 9, a potem w 12 miesięcy, ponieważ musiał posyłać żonie coraz więcej pieniędzy, bo zdrożały artykuły żywnościowe, węgiel, prąd oraz media. Coraz więcej kosztowały ich ubrania, buty, książki, przybory szkolne, opłaty komunikacyjne, a nawet paliwo do starego samochodu żony. Wzrosły też ceny ubezpieczenia auta, więc trzeba było wykupić tylko polisę OC.
Pech chciał, że któregoś dnia, kiedy żona pozostawiła auto na parkingu, ktoś w nie wjechał i uszkodził (chyba cofając) cały jego przód. No i nowy ekstra wydatek na kwotę prawie £400. Samochód trzeba było jednak naprawić, bo było one nieodzowne do organizacji życia jego rodziny w Polsce. Dodatkowo o ból głowy przyprawiał Staszka coraz „tańszy” funt. Z początku nie wierzył nawet do końca Halinie, kiedy mówiła mu przez telefon, ile jej wypłacili w Western Union za jego przelew. Kurs funta szterlinga „po prostu leciał na pysk”. Zrobiło się mało ciekawie i atrakcyjnie dla Staszka w Zjednoczonym Królestwie.
W międzyczasie stan zdrowia żony Haliny uległ zdecydowanemu pogorszeniu, a lekarz stwierdził chorobę, wymagającą comiesięcznego zakupu lekarstw za ponad 300 złotych oraz cyklicznych specjalistycznych konsultacji medycznych. Musiała część tych badań robić prywatnie, ponieważ terminy wizyt u lekarzy na Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia (bezpłatnie) były tak odległe, że Halina prędzej wylądowałaby w szpitalu, niż byłaby zdolna prowadzić dom i zajmować się dziećmi. Nie mogła też przez pracować przez jakiś czas, więc z budżetu domowego wypadła pewna stała kwota pieniędzy. Wtedy sytuacja finansowa rodziny Staszka uległa zdecydowanemu pogorszeniu.
Kiedy wszystko przeliczył, to wyszło na to, że aktualnie są „w tym samym miejscu” z finansami, jak wtedy, kiedy pracował w Polsce na budowie. Jego dalszy pobyt w UK bez zwiększenia zarobków nie miał tak naprawdę sensu, a większych szans na zmianę sytuacji nie było widać. Może lepiej rzucić to wszystko i wrócić „do siebie”, gdzie łatwiej znosić biedę i zawsze ktoś pomoże? Halina nie chciała jednak nawet o tym słyszeć i stwierdziła: „Jakbym ja teraz wyglądała we wsi, kiedy cały czas wszystkim mówiłam, że mój mąż tak dobrze zarabia i przysyła mi tyle pieniędzy? Musisz poszukać lepszej pracy albo tańszego mieszkania”. Myślał, że nie wytrzyma i pokłóci się z żoną, która zupełnie nie rozumiała realiów życia w Anglii oraz jego sytuacji zawodowej.
Brał nadgodziny, znalazł nawet dorywczą pracę w weekendy na zmywaku w innej restauracji, ale to wszystko nie powodowało znaczącej poprawy jego sytuacji materialnej, a czasami był tak wykończony, że prawie zasypiał na stojąco. Tak naprawdę miał dość Anglii i tyrania na obczyźnie. Dodatkowo tęsknił za swoją rodziną, domem i wsią, a życie w Londynie to była „inna bajka”, tak naprawdę nie dla chłopaka z polskiej wsi.
Trzeba przemyśleć powrót do Polski
Denerwowały go także zwyczaje i zachowania Brytyjczyków, których nie mógł zrozumieć i chyba zaakceptować, nieznajomość języka oraz co najgorsze – pogarszający się ”klimat” wokół imigrantów w Wielkiej Brytanii oraz stosunek Anglików do Polaków. Czytał też o atakach na polskie rodziny i ich domy w Wielkiej Brytanii oraz słyszał od znajomych o różnych nieprzyjemnych sytuacjach Polaków w metrze i w pubach, w odpowiedzi na porozumiewanie się przez nich w języku polskim. On sam na szczęście z niczym takim się nie spotkał, ale on przecież „na mieście” w ogóle się nie odzywa, a w sklepie jakoś się porozumiewa łamaną angielszczyzną.
Pomyślał, że przecież w perspektywie wielu miesięcy nic się nie zmieni w jego zarobkach oraz sytuacji materialnej jego rodziny, a dalszy pobyt na Wyspach Brytyjskich nie ma sensu. Dodatkowo kusił go powrót do firmy budowlanej, w której przed wyjazdem pracował, ponieważ kolega przekazał mu informację, że szef na niego czeka i dostanie dużo wyższą stawkę, byle tylko wrócił do pracy. W ogóle, teraz jest duży ruch w Polsce w budowlance, ponieważ firmy mają dużo zleceń, a pracowników ciągle na budowach brakuje.
Z dnia na dzień podjął decyzję, przekonał Halinę i w najbliższy weekend był już w swoim domu. Wrócił także do pracy w ostatniej firmie i trudno by było powiedzieć, że nie jest zadowolony ze swojej decyzji o powrocie z Anglii do Polski.
Czy ma już dość zagranicy? Tutaj Was zaskoczę, bo chyba nie. Jak dowiedziałem się ostatnio, Staszek myśli o wyjeździe do pracy do Niemiec lub Norwegii.
Tak, jak „niezbadane są wyroki boskie” , tak też dziwne są losy Polaków i ich życiowe decyzje...