Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

To wszystko może się źle skończyć

To wszystko może się źle skończyć
Sytuacja polityczna Wielkiej Brytanii jest obecnie bardzo skomplikowana, a społeczeństwo - podzielone. (Fot. Getty Images)
Niezależnie od wyniku apelacji w brytyjskim Sądzie Najwyższym obecny chaos konstytucyjny w Zjednoczonym Królestwie nie wróży nic dobrego...
Reklama
Reklama

Stoją najeżone przeciwko sobie cztery filary niepisanej konstytucji brytyjskiej – suwerenny parlament, rząd, sądownictwo i monarchia. Ich dotychczasowe stosunki zawsze były oparte na kombinacji tradycji i zdrowego rozsądku - i w zasadzie każdy element starał się nie podważać rόwnowagi w systemie rządzenia. Dotyczyło to nawet potencjalnych konfliktόw między parlamentem a rządem dlatego że w praktyce od czasu II wojny światowej, a właściwie nawet i wcześniej, rząd zawsze mόgł się oprzeć w parlamencie na solidnym poparciu partii, ktόra wygrywała wybory i cieszyła się niepodzielną większością w Izbie Gmin.

Zasady były proste. Po każdych wyborach powszechnych nowy rząd uwłaszczony większością w parlamencie przejmuje kontrolę legislacyjną zatwierdzoną uroczyście przez krόlową jako głowę państwa i wprowadza to, co Lord Hailsham nazwał kiedyś “dyktaturą z wyboru”, a sądy i administracja państwowa kontynuują swoją działalność w tym samym składzie niezależnie. Nawet członkostwo Unii Europejskiej nie zakłόcało z początku tego ładu, bo zostało zręcznie wkomponowane w działalność legislacyjną niby jeszcze suwerennego parlamentu brytyjskiego.

Brexit zmienił wszystko. Co prawda już wcześniej poszczegόlne rządy zaczęły wprowadzać rόżnego rodzaju referenda, a to w systemie wyborczym, a to w sprawie niepodległości Szkocji, ale te wstępne eksperymenty nic nie zmieniały. W międzyczasie rosły namiętności antyunijne wewnątrz prawego skrzydła partii konserwatywnej, ktόre coraz bardziej reagowały na postępującą erozję niezależności parlamentu wobec Unii Europejskiej.

Te zaburzenia zmuszały ich lidera Camerona do szukania sposobu zneutralizowania tych wewnętrznych konfliktόw we własnej partii. Dlatego w programie wyborczym w roku 2015 zaofiarował referendum w sprawie członkostwa Unii Europejskiej - i to nieszczęsne referendum zwołał w następnym roku. Zrobił to lekceważąco z myślą, że referendum wygra, przy pomocy innych prounijnych partii z opozycji, i dlatego nie zabezpieczył się ani pułapem zachowawczym w ilości osόb głosujących, ani propozycją w jaki skuteczny sposόb takie wyjście z Unii można by było przeprowadzić w wyniku zwycięstwa tych głosujących za wyjściem.

Theresa May i Boris Johnson zapiszą się na kartach brytyjskiej historii jako "premierzy Brexitu"... (Fot. Getty Images)

Zacietrzewieni zwolennicy wyjścia wrzucili do kampanii o referendum wszystkie możliwe argumenty, aby zagrać na nastrojach patriotycznych i nastraszyć rosnącym brakiem suwerenności i nawałem nowych nieuregulowanych przybyszόw, choćby z Turcji, ktόrzy przybędą w podobnych, a nawet większych liczbach niż dotychczas Polacy i Rumuni. Świadomi też z rosnącego niezadowolenia zubożałego społeczeństwa w wyniku wieloletnich ukrόceń w wydatkach społecznych zwolennicy Brexitu skierowali tę niechęć i frustrację zręcznie w kierunku obecnych tu cudzoziemcόw. Jak to określił ostatno w pamiętnikach premier Cameron, zwolennicy Brexitu “zostawili prawdę w domu”.

Społeczeństwo brytyjskie przyjęło wynik referendum (52% za wyjściem, 48% przeciw) w lipcu 2016 z szokiem zarόwno dla tych, ktόrzy chcieli wyjść, jak i dla tych, co chcieli pozostać. Atmosfera społeczna zaogniła się. Powstały nagle zaburzenia przeciw cudzoziemcom, a nawet brytyjskim mniejszościom narodowym. Rόwnie mocno zadziałały głosy domagające się spokoju i tolerancji.

Niepokόj pozostał, bo nie było jeszcze żadnego planu jak to wyjście wynegocjować i jakie miałyby być stosunki prawne i gospodarcze między Wielką Brytanią a Unią. Dodatkowym problemem konstytucyjnym okazało się odrzucenie decyzji wyjścia w Szkocji i Pόłnocnej Irlandii. Ale nawet większość oponentόw wyjścia przyjęła zasadę, że decyzja wyjścia poprzez referendum, nawet jeżeli formalnie tylko było to referendum konsultacyjne, jest obowiązująca rόwnież dla parlamentu.

Nowy rząd pani May też nie miał jeszcze pewności na jakich zasadach to wyjście ma być przeprowadzone, ale potwierdził, że “Brexit jest Brexit” - i że to wyjście na pewno nastąpi, gdy odbędą się negocjacje z Unią. Z początku rząd nawet chciał przeprowadzić konsultacje bez udziału parlamentu, ale Sąd Najwyższy dopuścił parlament do kontrolowania procesu negocjacji, za co sędziowie zostali obwołani “wrogami ludu” na łamach antyunijnego brukowca.

"Brexitowa" sztuka - tylko czy ktoś będzie chciał kupić taki obraz?... (Fot. Getty Images)

Rada Europejska orzekła jednak, że negocjacje mogą rozpocząć się dopiero po oficjalnym powołaniu się na artykuł 50 traktatu lizbońskiego. Więc wielopartyjna większość parlamentarna poparła wniosek rządu o wywołanie artykułu 50 z datą ostatecznego wyjścia uzgodnioną na koniec marca 2019. Negocjacje się rozpoczęły, a parlament był gotowy przyjąć ewentualny wynik. Zdrowy rozsądek zapanował mimo bulwersującego efektu wyniku referendum.

Tymczasem ten zdrowy rozsądek został dramatycznie naruszony, kiedy pani May starała się powiększyć swoje oparcie w parlamencie i zwołała wybory w maju 2017. Prowadziła je bezwładnie i praktycznie wybory przegrała, bo straciła swoją większość w parlamencie. Gdy po wielkich zmaganiach wynegocjowała skomplikowaną umowę, zawetowała ją znaczna część posłόw konserwatywnych w porozumieniu z pόłnocnoirlandzkim DUP.

Ta bezkompromisowość ze strony skrajnych brexitowcόw i wyraźnie szerszego niezadowolenia z tymczasowości wyniku negocjacji, nakłoniło część członkόw opozycji, ktόrzy byli gotowi dotychczas przyjąć bardziej miękki układ Brexitu, do jawnego obalenia tej decyzji - albo przez zwołanie nowego referendum. Wszelkie prόby przeprowadzenia planu pani May zostały odrzucone przez parliament trzykrotnie, ale parlament nie był w stanie zdecydować się na alternatywną wersję wyjścia. Tylko w jednym był zgodny. Nie mogło to być wyjście bez żadnej umowy ze względu na katastrofalny efekt na gospodarkę.

Powstał teraz nowy i niebezpieczny element konfliktu. Kto miał teraz autentyczny mandat demokratyczny? Czy rząd opierający się o wynik referendum z roku 2016, czy nowy parlament w wyniku wyborόw w roku 2017? Po obu stronach podziału odbywały się demonstracje, czasem nawet przekraczając jeden milion uczestnikόw. Unia Europejska zezwoliła na przedłużenie okresu wyjścia od końca marca do końca pażdziernika przy pobłażliwym ostrzeżeniu od Donalda Tuska, aby nie tracili czas na dalszy jałowy paraliż w tym nowym terminie, co dla znacznej części Brytyjczykόw (zarόwno za i przeciw) było upokarzające.

Widmo Brexitu bez porozumienia przeraża zarówno finansistów, jak i ekonomistów... (Fot. Getty Images)

Zrezygnowała pani May, a nowy rząd utworzył Boris Johnson, ktόry natychmiast potwierdził gotowość rządu do skutecznego przeprowadzenia wyjścia z Unii na koniec października - niezależnie od tego, czy będzie umowa czy nie. Niby prowadzone są dalsze negocjacje, szczegόlnie nad statusem, w tajemnicy zresztą przed własnym parlamentem.

O stanie negocjacji ma decydować europejski szczyt 17 października. Natomiast z pełną energią rząd przygotowuje prawodawstwo i gospodarkę na wyjście z Unii bez umowy i nawet nakłonił krόlową do zawieszenia parlamentu na pięć tygodni, aby mu w tym nie przeszkadzał. Parlament z kolei zdążył przeprowadzić przed zawieszeniem ustawę posła Hilarego Benna, aby zmusić rząd do złożenia prośby do Unii o przedłużenie terminu wyjścia o dalsze 3 miesiące - jeżeli szczyt europejski nie zatwierdzi nowej umowy z rządem.

Bardziej kontrowersyjnie parliament zablokował też rządowi możliwość zwołania nowych wyborόw do parlamentu, aby powstrzymać rząd od wyjścia z Unii przed październikowym terminem. Grupy parlamentarzystόw i prawnikόw zakwestionowały właściwość porady premiera dla krόlowej przed zawieszeniem parlamentu i tę sprawę ma z kolei rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Zawzięty premier groził co prawda sądowi, aby nie podejmował się tego tematu. Wyraził też gotowość ominięcia nakazu parlamentu co do terminu wyjścia.

Kto ma rację? Premier powołuje się na mandat wynikający z referendum w roku 2016. Większość zmęczonego i zdenerwowanego społeczeństwa, upokorzonego przez wypowiedzi z Europy, a szczegόlnie przez niedyplomatyczne ostatnio zachowanie premiera Luksemburga, jest gotowa za premierem wpaść szarżą na szaniec i ponieść konsekwencje gospodarcze wyjścia bez umowy “na życie czy na śmierć”, bo i tak “jakoś tam będzie”.

A parlament powołuje się na mandat osobisty swoich posłόw uzyskany w czasie wyborόw w roku 2017. Niestety, parlament w tej chwili posiada tylko 15% pozytywnego uznania jako instytucja. Nawet gdyby rozegrał skutecznie decyzję o zmianie terminu wyjścia, to jednak nastroje społeczeństwa będą nieobliczalne.

Zjazd Liberałόw-Demokratόw ofiarujący możliwość odwołania Brexitu nawet bez referendum dodaje tylko oliwy do ognia, przekonując zwolennikόw wyjścia, że przygotowuje się zamach parlamentu, aby podważyć referendum. Ostrożność Partii Pracy dającej możliwość zarόwno nowych wyborόw, możliwości wynegocjowania nowej umowy opartej o pełną unię celną, a zarazem pozostawiając opcję ewentualnego referendum nad wynikiem negocjacji, jest chyba najrozsądniejszym rozwiązaniem. 

Nie widać jednak, aby obecna Wielka Brytania była gotowa przyjąć teraz wszelkie rozsądne rozwiązania. Chaos konstytucyjny może spowodować wybuch społeczny, ktόry obejmie nie tylko głόwne partie parlamentarne, ale może nawet i monarchię.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 3.29 / 21

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 18.03.2024
GBP 5.0343 złEUR 4.3086 złUSD 3.9528 złCHF 4.4711 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama