Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Podróż za milion zdjęć: Deskorolka łagodzi obyczaje

Podróż za milion zdjęć: Deskorolka łagodzi obyczaje
Rzeźba w mieście Katara, słynącym z amfiteatrów, centrum dziedzictwa kulturowego, bibliotek, galerii sztuki... (Fot. Podróż za milion zdjęć / T.Dworczyk)
Paliwo w Emiratach jest tańsze od wody mineralnej. Dlatego lokalni mieszkańcy wszędzie poruszają się własnymi samochodami. Decyzję o rozwoju transportu publicznego podjęto tam dopiero w związku ze zbliżającym się mundialem, czyli FIFA 2022!
Reklama
Reklama

3 miesiące pracy w Londynie, 7 miesięcy podróży za jedną wypłatę - wszystko jest możliwe! Historia Tomasza Dworczyka ma na celu inspirowanie innych do... wzięcia wyjątkowego urlopu!

Opowieść rozpoczyna się dwa lata temu, jeszcze w Polsce. Zmęczony ciężką pracą w korporacjach, zbierając pieniądze na wymarzony urlop poczuł, że coś w nim pękło. Ile byś nie pracował i ile byś nie zarabiał, to i tak pieniądze rozchodziły się gdzieś - a to rachunki, a to dojazdy czy podatki... Starczało ledwo na wypad za miasto. Kiedy zapytał szefa o urlop i usłyszał, że w tym terminie nie może nigdzie pojechać, miarka się przebrała - i tak zaczęła się przygoda, a właściwie urlop życia pochodzącego z Koluszek Tomasza Dworczyka. Zobacz, jak to się zaczęło...

I tak w niezwykle krótkim czasie wydrążono kilometry tuneli oraz pobudowano gigantyczne stacje metra. Chociaż inwestycja jest dopiero w połowie zrealizowana, to już teraz można się przemieszczać po całej stolicy i wysiadać na co drugim przystanku. Katar przygotowuje się do mundialu pełną parą!

Przy każdym wejściu stoi 4 pracowników w eleganckich strojach, którzy eskortują cię od wejścia do podziemi, aż do automatu z biletami, który obsługują za ciebie.

Po przejściu przez bramki czeka nas kilometr trasy, którą pokonuje się ruchomymi chodnikami, aż na peron. Tam czeka na nas kolejnych 2 pracowników w garniturach, którzy asystują przy wsiadaniu do pociągu. Nad bezpieczeństwem czuwa dwóch ochroniarzy przy bramkach oraz dwóch na peronach.

Po wejściu do pociągu od razu spotykam patrol policji i dosłownie, kilku pasażerów. Śmiało można powiedzieć, że pracowników metra jest znacznie więcej niż pasażerów! Cena za ten luksus? 2 złote. Podobno kursują tam też darmowe autobusy, ale nikt nie znał ich rozkładu jazdy ani trasy.

Siedząc w tym lśniącym i pachnącym wagonie wspominałem czasy, kiedy to wciśnięty w drzwi wraz z milionem ludzi, jechałem londyńskim metrem do pracy...

W parkach, centrach handlowych i promenadach, a nawet na terenach przylegających do meczetów można skorzystać z nieustannie kursujących wózków golfowych… Wszystko to darmo. W taki właśnie sposób przemieszczałem się między atrakcjami podczas czwartego dnia pobytu w Katarze.

Większość czasu spędziłem w wiosce kulturowej "Katara", która jest rajem dla miłośników sztuki. Amfiteatr, opera, kina, teatry, galerie sztuki i fotografii, a wszystko to zlokalizowane na niemającej końca promenadzie wzdłuż bezkresnej plaży.

Przepiękne meczety, w tym jeden ze złota. Wszędzie fontanny, źródełka, ławki i ogródki. Dwie charakterystyczne wieże dały mi do myślenia... Stoją obok najważniejszego meczetu w tym kraju. Co symbolizują? Odzwierciedlają tradycyjną islamską architekturę i są najczęściej fotografowanym obiektem w tym kraju.

Musiałem więc wejść do środka i zagłębić się w temat. Po krótkiej rozmowie z ochroniarzem udało mi się przekonać go do otwarcia drzwi i wpuszczenia mnie do środka. Dosłownie na chwilę.

Dopiero wtedy dotarło do mnie wyrażone przez niego zdziwienie i uśmieszek, w reakcji na moją prośbę.

Otóż wieże te zostały specjalnie zaprojektowane... do gromadzenia gołębich odchodów, które stanowią nawóz dla lokalnych gospodarstw! I tak rozwiązałem zagadkę ukrytą pod głęboką warstwą gołębich ekstrementów!

Po domyciu siebie i obiektywu w pobliskim źródełku, zacząłem szaleć na deskorolce po ulicach Kataru. Architektura oraz zdobienia budynków sprawiały, że co chwilę musiałem się zatrzymywać, by strzelić fotkę. No, chyba że było z górki. Wtedy po prostu gnałem przed siebie “na złamanie karku” i wkrótce trafiałem w kolejne miejsce sztuką.

Chciałbym Wam to wszystko opisać jak najbardziej obrazowo, zwłaszcza że przepełniały mnie emocje z natłoku wrażeń… Dysponuję nawet nagraniami, ale wszystkie zrujnował wiatr lub upał...
Na filmach widać głównie mój uradowany ryj, wszystko zagłuszają trzaski, a jedyna przyzwoicie nagrana wypowiedź została ucięta, kiedy wyłączyła się kamera z powodu… przegrzania.

Pracownicy ochrony w Katarze to najsympatyczniejsi ludzie w całym kraju. Jak mnie jeden dojrzał na dachu budynku, to tylko zapytał, czy wychodzą dobre zdjęcia i poprosił, żebym powoli ewakuował się na dół, bo mógłby stracić pracę.

Gdy zgubiłem telefon, zorientowałem się dopiero podczas rozmowy z kolejnym ochroniarzem. Chciałem skoczyć ze schodów amfiteatru. Gościu powiedział, że nagra to moim telefonem, a ja go nie miałem. Najgorsze, że tam były moje bilety lotnicze, lokalizacja noclegu, kontakty, mapa.
Ochroniarz mnie uspokoił.

Powiedział, że przejrzą wszystkie nagrania z kamer i powiedzą gdzie go zgubiłem. A nawet jeśli nie odnalazłbym swojego, to da mi iPhone'a 6 leżącego bezpańsko od kilku miesięcy w biurze rzeczy znalezionych.

Przeanalizowałem wszystko i uświadomiłem sobie, że mogłem stracić telefon skacząc po dachach.
Dzięki ochroniarzom w Katarze mogłem aktualizować relacje na Instagramie, bo oni zawsze chętnie udostępniali swój internet i oglądali zdjęcia z tripa. I tylko raz się zdarzyło, żeby zabrali mi deskorolkę, przyczym ochroniarz oddalił się rozpędzając na niej po promenadzie.

Wszystko wskazuje na to, że deskorolka łagodzi obyczaje.

Dany oraz jego przyjaciel, opowiedzieli mi jak wygląda rynek pracy w Katarze. Okazało się więc, że wynagrodzenie przyznają na podstawie narodowości. Podobnie jak stanowiska. Wszyscy kierowcy pochodzą z Bangladeszu. Kelnerzy z Filipin. Robotnicy budowlani z Indii lub Nepalu, a wspomniani ochroniarze praktycznie zawsze są czarnoskórzy. Biali ludzie zajmują posady od managera w górę.

Ostatni dzień w Katarze obfitował w przygody. 10 minut przed wylotem z powodu problemów ze służbą celną i arabskim systemem skanowania twarzy, ledwie zdążyłem na samolot. No i dlatego, że postanowiłem w ostatniej chwili odwiedzić zatokę Perl Doha - taką muzułmańską Wenecję, potem jeszcze największy rynek w kraju oraz kulturalną wioskę Katara.

The Pearl - Qatar to sztuczna wyspa o powierzchni 4 kilometrów kwadratowych, w całości zabudowana luksusowymi apartamentowcami i hotelami, dostępnymi portami oraz kanałami, zaiste jak w Wenecji. Wyceniono ten skrawek gruntu na jedyne 15 miliardów dolców. O ile nie pomyliłem się w obliczeniach, to jeden metr sztucznej wyspy kosztował ich 3,7 mln!

Właśnie tam wybrałem się, żeby pojeździć na deskorolce. Wszystko wyłożone marmurem. I oznakowane: zakaz jazdy na deskorolce. Idealnie! Czarnoskórzy ochroniarze zachowywali się jak ziomale. Zachęcali nawet do robienia trików, ale... w innej części kraju. Pokazywali na mapie, gdzie najlepiej jeździć i skąd będzie najlepszy widok zachodu słońca. I jeszcze żeby się mnie grzecznie pozbyć, zamówili wózek golfowy oznajmiając, że jest za darmo. Od tej pory miałem swojego kierowcę i mogłem się przemieszczać, gdzie tylko chciałem, robiąc postoje na zdjęcia.

Po spenetrowaniu portów, promenad, placy i uliczek “Wenecji”, zostałem odwieziony do Kataru, bo architektura tego miejsca zrobiła na mnie OGROMNE wrażenie. Musiałem więc przed wylotem odwiedzić je jeszcze raz.

Ciąg dalszy nastąpi...

Londynek.net objął patronat nad projektem.

Podróżnicze opowieści Tomasza można śledzić na Instagramie w codziennym INSTA STORY @travel4million oraz na Facebooku: Podróż Za Milion Zdjęć.

Zdjęcia FB/Tomasz Dworczyk/ Podróż za milion zdjęć

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 5.45 / 9

Czytaj więcej:

Podróż za milion zdjęć: Rewolucja w Libanie i propozycja małżeństwa

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 18.04.2024
GBP 5.0589 złEUR 4.3309 złUSD 4.0559 złCHF 4.4637 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama