Nowa świąteczna reklama sieci John Lewis: Słodka, ale nie ckliwa

Katie Rosseinsky - redaktorka "Evening Standard" - przedstawiła autorską recenzję świątecznej reklamy telewizyjnej sieci sklepów John Lewis. Według niej, reklama nie jest przesłodzona i nie jest też wyciskaczem łez.
Fabuła wygląda następująco: nastolatek, patrząc przez okno swojego szkolnego autobusu, dostrzega statek kosmiczny, który rozbija się w oddali. Chłopiec biegnie do lasu, gdzie spotyka młodą kosmitkę o imieniu Skye. Uczy ją wszystkiego, co powinna wiedzieć o zwyczajach świątecznych, a w końcu daje jej w prezencie świąteczny sweter, zanim będzie musiała powrócić na drugą stronę galaktyki.
Obraz utrzymuje się w znanej z przeszłości formule reklam świątecznych (choć tym razem powstrzymano się od dodania jakiegokolwiek uroczego stworzenia, mającego za zadanie sprzedać tysiące pluszowych maskotek). Muzyka w filmie jest znanym z radia coverem: tym razem jest to spowolniona, pozbawiona syntezatorów wersja "Together In Electric Dreams" Phila Oakey'a i Giorgio Morodera, nagrana przez wschodzącą gwiazdę Lolę Young.
Po zamieszaniu wokół ich ostatniej reklamy Johna Lewisa, dotyczącej polis ubezpieczeniowych i przedstawiającej małego chłopca w sukience dokonującego spustoszeń w domu swoich rodziców, trudno się dziwić, że marka powróciła do bezpiecznego stylu - zauważa Katie Rosseinsky.
"Nie można zadowolić wszystkich, a obranie tradycyjnego stylu w filmie reklamowym może wywołać skargi, że albo nie jest wystarczająco wzruszający, albo zbyt podobny do poprzednich. Z kolei pójście w styl niestandardowy może zostać uznane za zbyt przemądrzałe i oskarżone o zabijanie ducha świąt Bożego Narodzenia" - podsumowuje redaktorka "Evening Standard".
Czytaj więcej:
John Lewis zaprezentował tegoroczną reklamę na święta
John Lewis z gigantyczną stratą. Sieć zamierza zamknąć więcej sklepów