Kryscina Cimanouska: "W Polsce czuję się bezpiecznie"

"Czuję się tu naprawdę dobrze. Teraz mogę spać, mogę jeść. Bo jak byłam w Tokio było mi bardzo ciężko - nie mogłam ani spać, ani jeść przez około trzy dni, ponieważ martwiłam się o moich rodziców, o mojego męża, oczywiście również o siebie" - wyznaje Cimanouska.
"Ale teraz wszystko jest w porządku. Mój mąż jest również w Polsce. Z moimi rodzicami wymieniamy się SMS-ami praktycznie przez cały dzień. Oni są na Białorusi, ale mają się dobrze" - wskazuje.
Po skrytykowaniu w internecie sztabu trenerskiego przez sprinterkę białoruskie władze sportowe odsunęły ją od startu w igrzyskach i - jak twierdziła biegaczka - miały próbować siłą wywieźć ją z Tokio do kraju. Cimanouska odmówiła powrotu na Białoruś i zgłosiła się na policję. W Tokio otrzymała polską wizę humanitarną, a 4 sierpnia przybyła do Warszawy, gdzie zamierza pozostać, by kontynuować karierę. Białoruski Komitet Olimpijski oświadczył, komentując incydent, że odsunięcie sportsmenki miało związek z jej "złym stanem psychicznym i emocjonalnym". W kraju biegaczka stała się obiektem krytyki i medialnej nagonki.
"Dla mnie sytuacja jest bardzo dziwna, ponieważ nie rozumiem, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Oczywiście, rozumiem, że z mojej strony było to trochę emocjonalne, jak napisałam na swoim Instagramie na temat naszego trenera, ale tego, co stało się dnia następnego, nie mogę zrozumieć do teraz, do dzisiaj" - zaznaczyła.
Spytana, czy obawia się o swoją rodzinę, która jest na Białorusi, o jej przyszłość, odpowiedziała: "Myślę, że z moimi rodzicami wszystko będzie w porządku, że będą mogli żyć na Białorusi tak jak dawniej. Mam taką nadzieję, ale nie wiem, co może się wydarzyć". "Teraz jedyną rzeczą, o której naprawdę myślę, to jest moja przyszłość, moja kariera sportowa, tutaj w Polsce. To są teraz dla mnie najważniejsze sprawy" - podkreśliła.
Kryscina Cimanouska powiedziała, że nie myśli o azylu politycznym w Polsce, ale nie chciała rozwijać tej kwestii.
Pytana, czy myśli o powrocie na Białoruś i w jakiej perspektywie czasowej, odparła: "Tak, oczywiście, że o tym myślę. Ale sądzę, że teraz nie jest to dla mnie możliwe. Jestem przekonana, że teraz nie jest dla mnie bezpieczne wracać do mojego kraju. Ale być może w przyszłości mogłabym wrócić... Może to zająć pięć, dziesięć lat, a może jeden rok. Nie wiem. Byłoby wspaniale, gdyby był to tylko jeden rok. To jest dla mnie naprawdę trudne pytanie, ponieważ moje życie teraz całkowicie się zmieniło i jest mi naprawdę ciężko".
Zapytana, czego teraz najbardziej się obawia, Cimanouska wskazała, że najbardziej boi się o swoich rodziców, ponieważ pozostają na Białorusi. Wyraziła nadzieję, że nic im się nie stanie, ale - jak zastrzegła - "tego nie wiemy, to nie zależy ode mnie".
Białorusinka podkreślała dotąd, że skupia się na sporcie, nie angażuje się w politykę. W zeszłym roku wspólnie z innymi sportowcami zrobiła sobie zdjęcie przeciwko przemocy na Białorusi. Pytana, czy zamierza kontynuować swoje dotychczasowe podejście, czy wydarzenia w Tokio coś zmieniły, odparła: "Myślę teraz o tym, co się stało, i chcę pomagać innym ludziom, którzy mają być może podobną sytuację do mojej, albo może potrzebują jakiejś pomocy. Myślę o tym, żeby pomagać innym, którzy tego potrzebują", podsumowując swoją obecną sytuację słowani, że "nie cofnęłaby czasu" nawet gdyby mogła.
Czytaj więcej:
"Independent": Ucieczka Cimanouskiej pokazuje, jak bardzo Białoruś odstaje od Europy
Białoruska sprinterka jest już bezpieczna w Warszawie
"Rzeczpospolita": Kryscina Cimanouska może pobiec w barwach Polski