Polak powitał 2020 rok na Biegunie Południowym
Cel udało się osiągnąć pomimo piętrzących się trudności. Początkowo wyzwaniem była pogoda - intensywne opady śniegu praktycznie uniemożliwiały nawigowanie, a w świeżym puchu ciężkie sanie zachowywały się jak kotwica. Z tego powodu z zaplanowanych 15-30 km dziennie w pierwszych tygodniach Jacek był w stanie pokonywać zaledwie 8-10 km.
Utracony czas musiał potem nadrabiać dodatkowym wysiłkiem, bo zapasy żywności i paliwa były ściśle wyliczone, a bufor bezpieczeństwa został skonsumowany w pierwszych dniach.
Jacek wyruszył z zatoki Hercules Inlet, skąd do bieguna jest około 1 150 km. Na Antarktydzie samotnie świętował Boże Narodzenie, Nowy Rok i swoje urodziny. 30 grudnia meldował, że udało mu się pokonać najtrudniejszy teren: "Przejście piekła sastrugów (lodowych zasp) to był nieludzki wysiłek. Przez dziesiątki kilometrów sastrugi - niektóre wielkości samochodu - jeden przy drugim. Ostatnie dni jestem już powyżej 2 600 m n.p.m., jest bardzo zimno".
Jacek jest trzecim w historii Polakiem, który samotnie i bez wsparcia dotarł do Bieguna Południowego. Wcześniej dokonali tego Małgorzata Wojtaczka w 2017 roku oraz Marek Kamiński w 1995 roku.
Jacek Libucha do podróży przez Antarktydę przygotowywał się m.in. podczas wypraw na Spitsbergen. Z zamiłowania jest podróżnikiem, natomiast zawodowo jest menadżerem, z wieloletnim doświadczeniem projektowym w przemyśle i sektorze energetycznym.