Nawet 9 na 10 obywateli UE nie mogło oddać głosu w wyborach do PE
Według brytyjskiego dziennika, obcokrajowcy nie byli świadomi, że 7 maja upływa termin powiadomienia lokalnych rad o chęci głosowania w Wielkiej Brytanii, a nie w swoim kraju. Należało to zrobić za pomocą formularza znanego jako UC1.
"The Guardian" zebrał dane od ponad 50 samorządów na temat liczby UC1 wydanych wyborcom oraz odsetka formularzy zwróconych przed 7 maja. Okazało się, że stopa zwrotu dla 10 jednostek administracyjnych, w których mieszka najwięcej obywateli UE - Manchesteru, Birmingham, Leeds i siedmiu gmin w Londynie - wynosiła tylko 21 proc.
W Birmingham, które ma drugą co do wielkości populację obywateli Unii Europejskiej, zwrot formularzy wynosił zaledwie 10,56 proc. Z kolei w Brent w północno-zachodnim Londynie, gdzie żyje największa liczba obywateli UE w Wielkiej Brytanii, tylko 20,74 proc. wyborców, którzy otrzymali formularze od rady, zwróciło je na czas.
Kingston upon Thames miał najwyższą stopę zwrotu w kraju na poziomie 43 proc., ale inne władze lokalne nie odniosły już tak dużego sukcesu. Niektóre okręgi poza Londynem osiągały zwroty na poziomie zaledwie 11-12 proc.
Stosunkowo skuteczne w przekazywaniu wiadomości obywatelom UE były m.in. rady w Islington (30 proc. zwróconych formularzy), Wandsworth - 36 proc. i Greenwich - 35 proc.
Leeds poinformowało, że tylko 21 proc. UC1 zostało zwróconych na czas, a w Bostonie w Lincolnshire, gdzie duża liczba obywateli UE pracuje w rolnictwie, stopa zwrotu wynosiła skromne 12 proc.
W rezultacie skomplikowane procedury doprowadziły do tego, że tysiące obywateli państw UE mieszkających w Wielkiej Brytanii, w tym Polacy, nie mogły oddać głosu w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Opozycyjna Partia Pracy wezwała do "pilnego" dochodzenia w tej sprawie, zaznaczając, że to "źródło wstydu dla rządu". "Poczucie gniewu i wykluczenia - właśnie to odczuwali obywatele UE, gdy urzędnicy w lokalach wyborczych kazali im głosować w swoich krajach" - zaznacza posłanka laburzystów, Cat Smith.
Zdaniem Rogera Casale, założyciela organizacji New Europeans, niepowodzenie w przekazaniu informacji i formularzy obywatelom UE "na czas" było "szczególnie frustrujące", ponieważ sytuacja znowu się powtarza. Niejasne procedury były źródłem problemów już w poprzednich wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r., kiedy powszechnie krytykowano ją za nadmierne skomplikowanie i utrudnianie skorzystania z prawa do głosowania.
Teraz, z powodu złamania prawa do głosu, Wielką Brytanię mogą dotknąć konsekwencje prawne. Grupy praw obywatelskich the3million i British in Europe zbierają fundusze za pośrednictwem Crowdjustice, aby pociągnąć brytyjski rząd do odpowiedzialności.