Polski budowlaniec zmarł w pożarze stodoły. "Budynek nie był bezpieczny"
Do tragedii doszło w lipcu 2017 roku - na skutek zaczadzenia zmarł polski budowlaniec, który pracował przy remoncie stodoły na terenie Scarborough Rugby Club. Dochodzenie w sprawie śmierci 49-letniego Bogusława Szylaka wykazało, że Polak zamieszkiwał w dobudówce, mimo że jego właściciele otrzymali w 2009 roku zawiadomienie o zakazie kwaterowania jakichkolwiek osób w budynku.
Śledztwo wykazało, że budynek nie spełniał norm przeciwpożarowych - w chwili pojawienia się ognia nie słyszano na przykład alarmu czujnika dymu, który mógł obudzić 49-latka.
Pracodawcą Polaka i właścicielem Potter's Lodge w Marton, gdzie mieści się stodoła, był David Lumley, właściciel firmy budowlanej DJ Lumley Ltd.
Inspekcję po pożarze przeprowadził Robert Harper z North Yorkshire Building Control. Inspektor poinformował, iż pomieszczenie, w którym spał polski imigrant miało za małe okno, uniemożliwiające ucieczkę przed ogniem. Harper dodał, że prace budowlane nie zostały nigdzie zarejestrowane. "Istnieje obowiązek ubiegania się o zatwierdzenie prac budowlanych" - wyjaśnił.
"Istnieje również obowiązek poinformowania władz lokalnych o etapach budowy, aby można było ustalić, czy są przestrzegane przepisy. Aplikacja nie została złożona" – podkreślił inspektor.
"Gdyby w budynku była droga ewakuacyjna, Szylak wciąż by żył. Brakowało drogi ucieczki" – zaznaczył David Watson, specjalista ochrony przeciwpożarowej.
W chwili, kiedy pojawił się ogień w stodole, Polaka próbował ratować syn pracodawcy tragicznie zmarłego budowlańca – John Lumley.
Polak pracował w North Yorkshire i wysyłał pieniądze żonie i dzieciom mieszkającym w Polsce.