W Polsce jest coraz więcej gwałtownych zjawisk pogodowych
Z powodu globalnego ocieplenia podwyższa się poziom wód - m.in. w Bałtyku. Szacuje się, że jeśli wzrost temperatury nie zostanie zahamowany, do końca XXI w. Morze Bałtyckie może podnieść się nawet o 1 metr. To oznacza zagrożenie dla wielu nadmorskich miast.
Dr Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju tłumaczy, że ekstremów pogodowych będzie coraz więcej i będą one coraz bardziej dotkliwe, a koszty przeciwdziałania im i ich skutkom będą rosły. Wskazuje, że oprócz strat wywołanych przez ekstrema pogodowe, dodatkowych nakładów wymagać będą m.in. zmiany w gospodarowaniu wodami, systemach kanalizacyjnych, ochrona brzegów Bałtyku, zapewnienie wody do chłodzenia w energetyce i przemyśle w trakcie ekstremalnych susz, utrzymanie ochrony przeciwpożarowej, zwłaszcza w lasach, czy zmagania z pojawiającymi się wraz z cieplejszym klimatem nietypowymi chorobami zbliżonymi do tropikalnych, grzybami i pasożytami.
Ponadto - dodaje - zmienią się gatunki występujących na terenie Polski roślin, co wpłynie na kształt upraw rolnych i leśnych. Konsekwencją mogą być nawet nasze przyzwyczajenia kulinarne.
"Jeżeli będą pojawiać się różnego rodzaju choroby nietypowe, to zanim zmienimy system edukacji lekarzy, doktorzy będą mieli problem z diagnozą i będą źle rozpoznawali chorobę, która może okazać się np. chorobą tropikalną, a nie związaną z naszym regionem" - wyjaśnia Kassenberg.
"Moglibyśmy mieć oczywiście trochę więcej upraw ciepłolubnych, ale znowu stracilibyśmy te tradycyjne, jak np. ziemniaki - plony ziemniaka byłyby obarczone większym ryzykiem i w związku z tym trzeba by było przebudować naszą tradycyjną kuchnię albo płacić za nią więcej" - dodaje ekolog.
"Choć nie widać tego jeszcze gołym okiem, podnosi się poziom Bałtyku. Jeśli nie będziemy przeciwdziałać i średnia temperatura na świecie będzie rosnąć, to pod koniec tego wieku jest spodziewane, że poziom wód w Bałtyku może być wyższy nawet o metr, a starówka Gdańska leży na wysokości 0,88 m n.p.m." - ostrzega ekspert.
Przyjęty pod koniec 2013 r. przez rząd, a przygotowany przez resort środowiska "Strategiczny plan adaptacji dla sektorów i obszarów wrażliwych na zmiany klimatu do roku 2020 z perspektywą do roku 2030" (SPA) podkreśla, że działania adaptacyjne wiążą się ze znacznymi kosztami. Zaznacza jednak, że ewentualne zaniechania spowodują jeszcze większe straty.
W Polsce łączne straty spowodowane przez niekorzystne zjawiska atmosferyczne w latach 2001-2011 wyniosły ok. 90 mld zł. Na ich usuwanie i zapobieganie dalszym skutkom klęsk żywiołowych przeznaczono w tym czasie ponad 46 mld zł.
Kassenberg zwraca uwagę, że Polska oprócz zabezpieczania się przed skutkami powodzi i zadań określonych w SPA przeciwdziała skutkom zmian klimatu również w inny sposób: przy wysokich upałach na ulicach można otrzymać wodę pitną lub ochłodzić się zimną wodą, Warszawa rozważa budowę podziemnego zbiornika na nadmiar wody deszczowej, w wielu miastach planuje się budowę większej ilości małych oczek wodnych, fontann i stref wytchnienia od gorąca, a niektóre ośrodki miejskie mają całe programy mówiące, że między jedną a drugą enklawą wytchnienia od upału nie powinno być więcej niż 10-15 min. spacerem.
Przypomina też, że Instytut na rzecz Ekorozwoju wraz z władzami Warszawy, Unią Metropolii Polskich, niemieckim Stuttgartem i we współpracy z Ministerstwem Środowiska realizuje program ADAPTCITY - strategię przygotowania stolicy do zmian klimatu. Ocenia ona ryzyko klimatyczne, a potem sugeruje, jak nim zarządzać.
Kassenberg przypomina, że większość klimatologów oraz specjalistów z innych dziedzin, pracujących w oenzetowskim Międzyrządowym Zespole ds. Zmian Klimatu (IPCC), zgadza się w ponad 95 proc., że do zmian klimatu w dużej mierze przyczynia się działalność człowieka.
Ramową Konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu ratyfikowały 194 kraje świata oraz Unia Europejska. Polska zatwierdziła ją w czerwcu 1994 r., uznając tym samym, że wskutek działalności człowieka poważnie zwiększyła się ilość gazów cieplarnianych, co będzie skutkowało globalnym wzrostem temperatury.
Dr Kassenberg w globalnym ociepleniu dostrzega pewne korzyści dla Polski, wskazując m.in. na możliwą poprawę warunków uprawiania turystyki nad Morzem Bałtyckim, wydłużenie okresu wegetacyjnego czy skrócenie sezonu grzewczego (choć w okresie letnim - przypomina - ze względu na wzrost potrzeb do klimatyzowania pomieszczeń następuje wzrost poboru energii elektrycznej). "Ale skutki negatywne są dla nas znacznie większe, niż pozytywne. Jednocześnie działania, które są naszym udziałem, powodują bardzo poważne problemy gdzie indziej. Więc pewna odpowiedzialność globalna i odpowiedzialność pokoleniowa każe nam zastanowić się, czy powinniśmy tylko myśleć o tym, że będzie nam cieplej" - podkreśla ekspert.