Bruksela pustoszeje nie tylko na święta. Miasto kojarzone jest z betonem i nudą

Dzielnica europejska, w której siedziby mają instytucje UE, problem z wyludnianiem się ma na co dzień. Ta część miasta tętni bowiem życiem jedynie w godzinach pracy unijnych urzędników, a wymiera wieczorami i w weekendy.
Zabetonowana przestrzeń nie cieszy się popularnością nawet wśród unijnych biurokratów. Wolą mieszkać albo na bardziej zielonych przedmieściach Brukseli, albo w urokliwych dzielnicach rezydencjalnych i starych kamieniach "z duszą".
Przed świętami, gdy urzędnicy mają wolne, a instytucje są zamknięte, Belgia przeżywa exodus. Lotniska ostrzegają przed tłumami i apelują do pasażerów o wcześniejszy przyjazd przed odlotem.

Jak poinformował port lotniczy Bruksela Zaventem, w tym roku w Wielkanoc ze stolicy wyleci o 100 tys. pasażerów więcej niż przed rokiem. Z danych lotniska wynika, że wyjeżdżający tłumnie na święta urzędnicy nie tylko wrócą do swoich krajów, ale część z nich uda się na wczasy.
Chociaż najpopularniejszym kierunkiem jest Rzym, to niemalże tak samo chętnie wybieranym połączeniem jest Singapur, skąd dalej można polecieć do wielu krajów azjatyckich.
Z problemu pustoszejącej nie tylko od święta dzielnicy europejskiej doskonale zdają sobie sprawę brukselskie władze. Dlatego w ubiegłym roku odkupiły one od Komisji Europejskiej 23 budynki, w których wcześniej mieściły się jej instytucje.

(Fot. Getty Images)
Zgodnie z planem, w dotychczasowych biurach powstaną tanie mieszkania na wynajem i sprzedaż, sklepy, lokale usługowe i kulturalne, a także mniejsze powierzchnie biurowe. Belgijski państwowy fundusz majątkowy (SFPIM) zapłacił za budynki 900 mln euro, a cała inwestycja szacowana jest w sumie na 2 mld euro.
W ten sposób władze chcą sprowadzić do pustoszejącej dzielnicy, kojarzącej się z szarością, betonem i urzędnikami pod krawatem, "zwyczajne rodziny".
Dlatego w dzielnicy europejskiej zgodnie z założeniem powstać ma też więcej przestrzeni zielonych i służących do relaksu, a rondo Schumana, przy którym siedzibę mają m.in. Komisja Europejska i Rada Europejska, przechodzi właśnie intensywny, irytujący biurokratów remont.

Ruch samochodowy w tym centralnym punkcie dzielnicy ma zostać radykalnie ograniczony, a rondo - zamienione w deptak łączący je z sąsiadującym historycznym parkiem Cinquantenaire.
Wśród wiecznie niezadowolonych sceptyków słychać jednak głosy, że wylano dziecko z kąpielą, bo dotychczasową jezdnię wraz z nielicznymi drzewami zastąpi równie mało zielona promenada z betonu.
Na radykalną przemianę dzielnicy europejskiej trzeba będzie jednak poczekać, bo pierwsze mieszkania zostaną udostępnione lokatorom najwcześniej w 2028 r., a całość będzie gotowa za siedem do dziewięciu lat. Trzeba więc zakładać, że unijna dzielnica zyska nowe oblicze dopiero w kolejnej dekadzie.

Problem z dzielnicą europejską wynika głównie z tego, że nad jej stopniową rozbudową nikt nie zapanował. W efekcie brakuje jej architektonicznej spójności i polotu.
Nie stało za jej powstaniem żadne założenie urbanistyczne, a kolejne budynki, stawiane w odpowiedzi na potrzeby pęczniejącej unijnej biurokracji, pochłaniały historyczną zabudowę miasta. To, co wydawało się nowoczesne w latach 60., brzydko się jednak zestarzało.