Zbankrutowało jedno z największych miast USA
1
Detroit, niegdyś drugie najbogatsze miasto USA i symbol amerykańskiej potęgi przemysłowej, ogłosiło wczoraj upadłość. To największe tego typu bankructwo w historii Stanów Zjednoczonych.
Reklama
Reklama
"To się musiało stać. To miasto jest większe od San Francisco, Miami i Bostonu razem wziętych. Kiedy te wszystkie firmy zaczęły upadać i przestaliśmy wytwarzać lodówki, telewizory i samochody, bo produkcja uciekła do Azji, to nastąpiły dekady powolnego upadku" - zauważa ekonomista Ford Motor Company, Waldek Raczkowski.
20 miliardów dolarów długu
Wniosek o upadłość złożył specjalny komisarz ds. zarządzania kryzysowego Kevyn Orr, powołany w marcu przez gubernatora stanu Michigan Ricka Snydera, by zrestrukturyzować sięgający 20 mld dolarów dług miasta. Orrowi nie udało się jednak osiągnąć porozumienia z wierzycielami. Ogłoszenie bankructwa, po formalnym zaaprobowaniu przez sąd federalny, oznaczać będzie, że to sąd zdecyduje, ile długu zostanie miastu umorzonego i jak duże straty poniosą kredytodawcy.
Problemy Detroit narastały od dziesięcioleci. W latach 50. było jednym z najbogatszym miast w USA, a swą potęgę zawdzięczało głównie gigantom samochodowym takim jak Ford, General Motors oraz Chrysler. W Detroit produkowano też samoloty, czołgi i amunicję, dzięki którym aliantom udało się pokonać hitlerowskie Niemcy w II wojnie światowej.
Ale wraz z upadkiem przemysłu, któremu towarzyszył spadek wartości nieruchomości, miasto stopniowo traciło dochody. Coraz mniej podatków spływało też od bogatych mieszkańców, którzy z powodu rosnącej przestępczości przeprowadzili się na przedmieścia. Liczba mieszkańców miasta, która w latach 50. wynosiła 1,8 miliona, spadła dziś do 700 tys.
Polonia uciekła z niebezpiecznego miasta
Równie drastycznie rosły koszty miasta. Od 2008 roku Detroit wydaje rocznie około 100 mln dolarów więcej niż przynoszą dochody. W ramach oszczędności nie działa już 40 proc. oświetlenia ulicznego, a parki miejskie po prostu się zamyka.
Czas oczekiwania na interwencję policji po wezwaniu wydłużył się w tym roku do 58 minut, a opustoszałe fabryki i domy, których liczbę szacuje się na prawie 80 tys., przyczyniły się do wzrostu przestępczości. Detroit przoduje w amerykańskich statystykach pod względem liczby zabójstw.
Mieszkańcy, którzy pozostali w Detroit, to w 83 proc. Afroamerykanie. 36 proc. z nich żyje poniżej poziomu ubóstwa. Z miasta - tak jak inni biali - wyprowadzili się także "Polish Americans", czyli Polonia, która w pierwszej połowie minionego wielu stanowiła największą mniejszość etniczną Detroit.
Miasto "stanie jeszcze na nogi"
"Afroamerykanie, którzy mieszkają w Detroit, też chcieliby się wynieść, bo to oni są pierwszą ofiarą przestępczości. Ale ich nie stać" - twierdzi Polonus z trzeciego pokolenia Frank Dmuchowski, emeryt piszący jako wolontariusz do "Tygodnika Polskiego". Jego zdaniem Detroit "stanie jeszcze na nogi, ale zajmie to 50-100 lat".
Zdaniem mieszkańców, poza problemami gospodarczymi do upadku miasta przyczyniła się też nieudolność władz. Jeden z ostatnich burmistrzów Qwame KilPatric (rządził w latach 2002-2008) przebywa w więzieniu, skazany za rozmaite oszustwa finansowe i korupcję. Miastem od niepamiętnych czasów rządzi Partia Demokratyczna. Ostatnim "białym burmistrzem" był w latach 1970-74 mający polskie korzenie Roman Gribbs.
Tonące Detroit chwytało się brzytwy
Decyzję o bankructwie Detroit przyjął już gubernator Snyder. "Detroit nie jest w stanie zebrać wystarczających podatków i sytuacja tylko by się pogarszała" - oświadczył. To właśnie on mianował w Orra na nadzwyczajnego zarządcę kryzysowego, dając mu niemal nieograniczone możliwości, by znaleźć rozwiązanie finansowych problemów miasta. Szukając sposobów na zmniejszenie długów Orr rozważał nawet sprzedanie dzieł sztuki znajdujących się w muzeum Detroit Institute of Art, którego kolekcja obejmuje działa takich mistrzów jak Van Gogh, Matisse czy Bruegel.
Najbardziej dramatycznie zapowiadają się jednak negocjacje z funduszami emerytalnymi, które zainwestowały w miejskie obligacje, a od których zależy wysokość emerytur pracowników miasta. Orr proponował za każdego dolara 10 centów, co oznaczałoby de facto, że emeryci dostaliby 10 proc. spodziewanych w ramach planów emerytalnych środków.
"Detroit poradzi sobie lepiej niż Grecja
Wielu ekonomistów pozytywnie ocenia jednak ogłoszenie upadłości. "Tego trzeba było dokonać rok temu. Im wcześniej wyczyścimy finanse miasta, tym lepiej" - wierzy Raczkowski i dodaje, że Detroit lepiej sobie poradzi niż Grecja - zwłaszcza, że ostatnio widać oznaki ożywienia. Sektor samochodowy znowu zaczął przynosić zyski, a do centrum miasta wprowadziło się sporo nowych młodych mieszkańców, w tym artyści.
"Amerykanie są bardziej pomysłowi od Europejczyków. Jeśli pozwoli się nam być kreatywnymi i tworzyć, to Detroit się odrodzi" - zaznacza.
20 miliardów dolarów długu
Wniosek o upadłość złożył specjalny komisarz ds. zarządzania kryzysowego Kevyn Orr, powołany w marcu przez gubernatora stanu Michigan Ricka Snydera, by zrestrukturyzować sięgający 20 mld dolarów dług miasta. Orrowi nie udało się jednak osiągnąć porozumienia z wierzycielami. Ogłoszenie bankructwa, po formalnym zaaprobowaniu przez sąd federalny, oznaczać będzie, że to sąd zdecyduje, ile długu zostanie miastu umorzonego i jak duże straty poniosą kredytodawcy.
Problemy Detroit narastały od dziesięcioleci. W latach 50. było jednym z najbogatszym miast w USA, a swą potęgę zawdzięczało głównie gigantom samochodowym takim jak Ford, General Motors oraz Chrysler. W Detroit produkowano też samoloty, czołgi i amunicję, dzięki którym aliantom udało się pokonać hitlerowskie Niemcy w II wojnie światowej.
Ale wraz z upadkiem przemysłu, któremu towarzyszył spadek wartości nieruchomości, miasto stopniowo traciło dochody. Coraz mniej podatków spływało też od bogatych mieszkańców, którzy z powodu rosnącej przestępczości przeprowadzili się na przedmieścia. Liczba mieszkańców miasta, która w latach 50. wynosiła 1,8 miliona, spadła dziś do 700 tys.
Polonia uciekła z niebezpiecznego miasta
Równie drastycznie rosły koszty miasta. Od 2008 roku Detroit wydaje rocznie około 100 mln dolarów więcej niż przynoszą dochody. W ramach oszczędności nie działa już 40 proc. oświetlenia ulicznego, a parki miejskie po prostu się zamyka.
Czas oczekiwania na interwencję policji po wezwaniu wydłużył się w tym roku do 58 minut, a opustoszałe fabryki i domy, których liczbę szacuje się na prawie 80 tys., przyczyniły się do wzrostu przestępczości. Detroit przoduje w amerykańskich statystykach pod względem liczby zabójstw.
Mieszkańcy, którzy pozostali w Detroit, to w 83 proc. Afroamerykanie. 36 proc. z nich żyje poniżej poziomu ubóstwa. Z miasta - tak jak inni biali - wyprowadzili się także "Polish Americans", czyli Polonia, która w pierwszej połowie minionego wielu stanowiła największą mniejszość etniczną Detroit.
Miasto "stanie jeszcze na nogi"
"Afroamerykanie, którzy mieszkają w Detroit, też chcieliby się wynieść, bo to oni są pierwszą ofiarą przestępczości. Ale ich nie stać" - twierdzi Polonus z trzeciego pokolenia Frank Dmuchowski, emeryt piszący jako wolontariusz do "Tygodnika Polskiego". Jego zdaniem Detroit "stanie jeszcze na nogi, ale zajmie to 50-100 lat".
Zdaniem mieszkańców, poza problemami gospodarczymi do upadku miasta przyczyniła się też nieudolność władz. Jeden z ostatnich burmistrzów Qwame KilPatric (rządził w latach 2002-2008) przebywa w więzieniu, skazany za rozmaite oszustwa finansowe i korupcję. Miastem od niepamiętnych czasów rządzi Partia Demokratyczna. Ostatnim "białym burmistrzem" był w latach 1970-74 mający polskie korzenie Roman Gribbs.
Tonące Detroit chwytało się brzytwy
Decyzję o bankructwie Detroit przyjął już gubernator Snyder. "Detroit nie jest w stanie zebrać wystarczających podatków i sytuacja tylko by się pogarszała" - oświadczył. To właśnie on mianował w Orra na nadzwyczajnego zarządcę kryzysowego, dając mu niemal nieograniczone możliwości, by znaleźć rozwiązanie finansowych problemów miasta. Szukając sposobów na zmniejszenie długów Orr rozważał nawet sprzedanie dzieł sztuki znajdujących się w muzeum Detroit Institute of Art, którego kolekcja obejmuje działa takich mistrzów jak Van Gogh, Matisse czy Bruegel.
Najbardziej dramatycznie zapowiadają się jednak negocjacje z funduszami emerytalnymi, które zainwestowały w miejskie obligacje, a od których zależy wysokość emerytur pracowników miasta. Orr proponował za każdego dolara 10 centów, co oznaczałoby de facto, że emeryci dostaliby 10 proc. spodziewanych w ramach planów emerytalnych środków.
"Detroit poradzi sobie lepiej niż Grecja
Wielu ekonomistów pozytywnie ocenia jednak ogłoszenie upadłości. "Tego trzeba było dokonać rok temu. Im wcześniej wyczyścimy finanse miasta, tym lepiej" - wierzy Raczkowski i dodaje, że Detroit lepiej sobie poradzi niż Grecja - zwłaszcza, że ostatnio widać oznaki ożywienia. Sektor samochodowy znowu zaczął przynosić zyski, a do centrum miasta wprowadziło się sporo nowych młodych mieszkańców, w tym artyści.
"Amerykanie są bardziej pomysłowi od Europejczyków. Jeśli pozwoli się nam być kreatywnymi i tworzyć, to Detroit się odrodzi" - zaznacza.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama