Ekonomiści: Do Polski nadciąga fala bezrobocia
TEP wskazuje, że ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej wywołane pandemią koronawirusa, odwróciły pozytywny trend na rynku pracy, który był obserwowany przez ostatnie lata. Teraz przedsiębiorstwa weszły w okres, w którym szukają oszczędności poprzez obniżanie poziomu wynagrodzeń i wymiaru czasu pracy, ale i zwalnianie ludzi.
Mimo iż ostatnie dane (z 6 maja) przedstawione przez resort rodziny, pracy i polityki społecznej pokazują, że stopa bezrobocia rejestrowanego zachowuje się dość stabilnie (5,7 proc. w końcu kwietnia br.; w marcu 5,4 proc. wg GUS). , to jednak bezrobocie w porównaniu do analogicznego okresu 2019 roku jest wyższe (w kwietniu 2019 r. 5,4 proc.) - ocenia TEP dodając, że ostatnie dane nie odzwierciedlają w pełni tego, co się faktycznie dzieje na rynku pracy.
"Załamanie w zatrudnieniu nie jest widoczne w statystykach bezrobocia. Część osób, które straciły pracę, pojawi się w statystykach urzędów pracy dopiero, gdy minie im okres wypowiedzenia zawarty w ramach umów o pracę (jeden lub trzy miesiące). Do pełnego obrazu stanu rynku pracy brakuje więc informacji o tym, ile osób znajduje się obecnie w okresie wypowiedzenia" - podkreślają ekonomiści.
Ekonomiści oceniają, że decyzje o zwolnieniach będą w większym stopniu widoczne w rejestrach bezrobotnych dopiero w czerwcu i kolejnych miesiącach, co "będzie przypominać długą falę niszczycielskiego tsunami".
TEP zwraca ponadto uwagę, że istnieje też grupa ludzi - głównie są to samozatrudnieni i pracujący na umowach cywilno-prawnych - która nie zdecyduje się na rejestrację w urzędzie pracy. Kwota wypłacanych obecnie zasiłków też nie będzie ich do tego motywowała.
"Same urzędy pracy nie mają opinii instytucji pomagającej w znalezieniu pracy. Ponadto proces rejestracji bezrobotnych jest w tej chwili opóźniony - wnioski można składać online oraz drogą pocztową, co dla części osób jest problemem. Dodatkowo wewnętrzne procedury powodują, że rejestracja nie odbywa się w momencie złożenia wniosku, a gdy we wniosku brakuje jakiejś informacji, jej uzupełnienie (drogą elektroniczną) trwa i przeciąga proces rejestracji" - dodało Towarzystwo.
Według ekonomistów, nie jest prawdą, że skutek koronawirusa nie jest obecnie widoczny na rynku pracy. Brakuje jednak odpowiednich statystyk oraz metodologii liczenia bezrobotnych.
"Dostępne są co prawda wskaźniki obliczane na podstawie wyników BAEL (Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności), jednak badanie to jest realizowane kwartalnie. Aby móc reagować właściwie na pogarszającą się sytuację na rynku pracy niezbędne jest opracowanie wskaźnika, który pokazywałby sytuacje w ujęciu z dnia na dzień, bądź z opóźnieniem tygodniowym, w tym uwzględniając osoby, które już straciły pracę, ale jeszcze nie są bezrobotne" - zaznaczono.
Ekonomiści powołali się na przykład USA, gdzie rynek pracy jest elastyczny. Mniej on obciąża pracodawców i charakteryzuje się większymi wahaniami. Z drugiej jednak strony, zatrudnienie szybko rośnie, gdy kryzys się kończy.
"W Polsce przeważa myślenie, że należy ratować miejsca pracy za wszelką cenę, ale za realizację tej myśli odpowiada przedsiębiorca, czasem wspierany przez rząd, czego przykładem jest m.in. najnowsza, dyskutowana i wywołująca kontrowersje propozycja zawieszenia stosunku pracy na trzy miesiące. Tymczasem tylko co czwarty przedsiębiorca ma płynność finansową, która pomoże mu przetrwać więcej niż trzy najbliższe miesiące. Utrata płynności spowoduje porzucenie planów rozwoju, a nawet ograniczenie skali działania (downsizing). Utrzymywanie nieproduktywnych miejsc pracy jedynie pogarsza sytuację. Niezbędna jest większa elastyczność na rynku pracy w relacjach pracownik – pracodawca" - tłumaczy TEP.
Ekonomiści uważają, że firmy zwlekały ze zwolnieniami, licząc na uchwaloną 31 marca tarczę antykryzysową - dlatego bezrobocie w statystykach jest jeszcze umiarkowane. Według nich, nowe rozwiązania zawarte w kolejnych tarczach antykryzysowych i otrzymana pomoc od państwa, nie poprawi sytuacji, a odsunie w czasie falę zwolnień.
"Rząd twierdzi, że dzięki tarczy udało się już ochronić 250 tys. miejsc pracy, jednakże nie jest pewne, czy nie było to jedynie odsunięcie tsunami w czasie" - dodano.
Według TEP, już w drugim kwartale 2020 roku stopa bezrobocia może wzrosnąć do poziomu ok. 8 proc., a do końca roku wyniesie ponad 10 proc., co oznacza, że bez pracy zostanie ponad 2 mln Polaków.
"Paradoksalnie do wzrostu rejestrowanego bezrobocia może przyczynić się zapowiadany wzrost kwoty zasiłku dla bezrobotnych – zmobilizuje do rejestracji część osób pozostających bez pracy, a część zniechęci do szukania pracy" - podsumowali ekonomiści.
Czytaj więcej:
Ekspert: Polska wciąż na początkowym etapie pandemii
CBOS: W czasie epidemii 27 proc. rodzin utraciło jakieś możliwości zarobkowania
Bloomberg: Polska gospodarka najbardziej odporna na kryzys w UE