Brytyjskie media: Podział na wschodnie i zachodnie Niemcy wcale nie zniknął
Według oficjalnych wyników wyborów do parlamentów Turyngii i Saksonii, w pierwszym z nich zwyciężyła skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), wyprzedzając chadecką CDU, zaś w drugim CDU, która rządziła w Saksonii od zjednoczenia Niemiec, nieznacznie wygrała z AfD.
Trzecią siłą polityczną w obu landach został utworzony w styczniu br. radykalnie lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW). Wynik z Turyngii oznacza, że po raz pierwszy w historii Republiki Federalnej Niemiec partia skrajnie prawicowa wygrała w jakimkolwiek kraju związkowym.
"AfD coraz częściej przedstawia się jako głos Wschodu. I teraz ma wyniki, które to potwierdzają. (...) Fala uderzeniowa będzie odczuwalna daleko poza Saksonią i Turyngią. Trzydzieści cztery lata po zjednoczeniu podziały społeczne i polityczne między wschodnimi i zachodnimi Niemcami wydają się głębokie jak nigdy dotąd. Istnieją wręcz oznaki, że się pogłębiają" - napisał "Financial Times".
Dziennik zwraca uwagę, że nic nie unaocznia tych podziałów mocniej niż wojna na Ukrainie. Przywołuje sondaże pokazujące, że mieszkańcy wschodnich Niemiec są znacznie bardziej sceptyczni wobec niemieckich dostaw broni do Kijowa i zachodnich sankcji wobec Rosji niż mieszkańcy zachodniej części kraju, a także bardziej popierają rozmowy pokojowe.
Większość tych ze wschodu sprzeciwia się również planom rządu kanclerza Olafa Scholza, by od 2026 roku w Niemczech rozmieszczone były amerykańskie rakiety średniego zasięgu, co łączy się z silnym antyamerykanizmem odziedziczonym po czasach komunistycznej Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
"The Guardian" przypomina słowa byłego kanclerza RFN Willy'ego Brandta, który po upadku muru berlińskiego w 1989 roku powiedział, że zjednoczenie kraju pozwoli wreszcie "temu, co należy do siebie, rosnąć razem". Okazało się to nieuzasadnionym optymizmem, bo niedzielne wyniki w Turyngii i Saksonii pokazują coraz bardziej widoczne oddalanie się od siebie wschodnich i zachodnich landów - ocenia gazeta.
"Przez lata w Niemczech wychodzono z założenia, że gdy wschodnie landy dogonią gospodarczo resztę kraju, ich poglądy polityczne (również) się zbliżą. Zgodnie z takim rozumowaniem wzrost (popularności) AfD jest głosem protestu przeciwko utrzymującym się różnicom w dochodach, zatrudnieniu i poziomie życia. Ale ekonomia i demografia tylko w niewielkim stopniu wyjaśniają wynik niedzielnego głosowania" - pisze "The Guardian".
Dziennik zwraca uwagę, że exodus obywateli ze wschodu na zachód kraju, który nastąpił po zjednoczeniu, już się zatrzymał, a od 2017 roku więcej ludzi przeprowadza się w odwrotnym kierunku; bezrobocie na wschodzie jest tylko minimalnie wyższe niż na zachodnie, a realna różnica istnieje obecnie między północą a południem, a nie wschodem i zachodem kraju.
Przez ostatnie dwa lata to wschodnie landy szybciej rozwijały się gospodarczo i to tam nowe fabryki budują globalne firmy takie jak Tesla czy Intel, a zewnętrzna imigracja do Turyngii i Saksonii należy do najniższych w kraju.
Podobne wątki, choć nieco inaczej, porusza "Daily Telegraph", który zwraca uwagę na różnice w samych wschodnich Niemczech, pomiędzy dużymi miastami a prowincją. "(Ani Turyngia, ani Saksonia) nie wyglądają jak poprzemysłowe pustkowie. Wiele miliardów wyłożonych na odbudowę (wschodnich landów) od zjednoczenia w 1990 r. spowodowało zewnętrzną transformację tych landów. Saksońskie miasta Drezno i Lipsk oraz Weimar w Turyngii są jednymi z najatrakcyjniejszych w Niemczech.
Nawet mało znane miejsca w Turyngii, takie jak Erfurt i Altenburg, mają swój urok. Choć pozostają w tyle za swoimi zachodnimi odpowiednikami, ich dane gospodarcze nie są tragiczne - a z pewnością znacznie lepsze niż w przypadku części Wielkiej Brytanii.
Jak Niemcy niestrudzenie podkreślają, regionalne dysproporcje gospodarcze w ich kraju są dziś niższe niż w Wielkiej Brytanii, mimo że dawne Niemcy Wschodnie w czasie ich wchłonięcia (przez RFN) w 1990 roku były gospodarczym workiem bez dna" - pisze.
Gazeta wskazuje na gwałtowny spadek liczby ludności, jakiego doświadczyły wschodnie landy, np. populacja Turyngii spadła z 2,7 miliona w 1990 roku do 2,1 miliona obecnie, a Saksonii z 4,8 miliona do 4 milionów. Zauważa jednak, że regionalne ośrodki, takie jak Drezno, nie odnotowały spadku liczby ludności, przez co był on tym bardziej odczuwalny na obszarach wiejskich i w małych miastach.
"35 lat po upadku muru berlińskiego duże części byłych Niemiec Wschodnich nadal podupadają, a to ma reperkusje polityczne" - podkreśla.
"The Times" przyznaje, że skrajna prawica jest we wschodnich Niemczech w trendzie wzrostowym, ale przestrzega przed nadinterpretowaniem wyników niedzielnych wyborów i twierdzeniem, że Niemcy wracają do początku lat 30. zeszłego wieku. Jednocześnie podkreśla, że partie politycznego głównego nurtu muszą przestać zaprzeczać rzeczywistości i powinny spróbować zrozumieć, dlaczego wyborcy we wschodnich Niemczech głosują na AfD lub BSW.
"AfD jest znacznie bardziej zakorzeniona, niż wielu przypuszczało. Bjoern Hoecke, lider tej partii w Turyngii, jest nieskrępowanym demagogiem. Regionalny oddział partii został formalnie uznany przez krajowe służby wywiadowcze za prawicowych ekstremistów zagrażających porządkowi konstytucyjnemu. Przeciwnicy (AfD) wielokrotnie przedstawiali ją jako reinkarnację partii nazistowskiej. Nic z tego nie zmieniło sytuacji. Polityczne centrum będzie musiało pogodzić się z faktem, że większość zwolenników AfD nie głosuje po prostu w proteście. Wielu z nich naprawdę lubi to, co AfD ma do powiedzenia, i uważa, że jest to jedyny sposób na wiarygodne odniesienie się do ich obaw" - napisał "The Times".
Czytaj więcej:
Brytyjska gospodarka przewyższa europejską. Niemcy i Francja "utknęły"
Niemcy potrzebują imigrantów, ale wielu z nich opuszcza kraj
Niemcy: W ubiegłym roku odnotowano najwięcej przestępstw od 2012 roku