Brytyjczyk "wyemigrował" do Polski i napisał o tym książkę
Ben Aitken, jak sam przyznaje, lubi iść pod prąd. 33-latek nigdy nie czuł się komfortowo, prowadząc normalne życie i pracując od 9:00 do 17:00.
Dlatego pewnego dnia postanowił spakować swoją walizkę i wyruszyć do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie był i o którym nigdy wcześniej nie słyszał. Był to początek wspaniałej przygody, która zaowocowała książką "A Chip Shop w Poznaniu: My Unlikely Year in Poland".
"Z natury jestem buntownikiem, lubię robić rzeczy, których tak naprawdę nie powinienem" - przyznaje w rozmowie z portsmouth.co.uk Ben, który początkowo rozważał podróż do Szwecji. "Ale wtedy, w 2015 roku, działo się całkiem sporo w sprawie Polski. W Wielkiej Brytanii żyło wielu Polaków, później pojawił się temat referendum" - podkreśla.
Dlaczego w marcu 2016 r. wybór padł akurat na Poznań? Jak wyjaśnia Aitken, powody były dwa. Po pierwsze, bilet do stolicy Wielkopolski kosztował tylko 20 funtów. Po drugie, nic nie wiedział i nigdy nie słyszał o tym mieście - a o to właśnie chodziło.
Ben nie znał słowa po polsku. Na lotnisku w Wielkiej Brytanii kupił "polskie rozmówki" i nauczył się kilku zwrotów w samolocie. Nie miał przy sobie telefonu, nie miał zarezerwowanego hotelu - po przylocie po prostu wskoczył do autobusu i pojechał do miasta.
"Trzeciego dnia, kiedy zamawiałem w pubie piwo, jakiś człowiek zaproponował mi pracę w szkole języka angielskiego. Pracowałem tam przez trzy miesiące i to był koszmar. Próba kontrolowania klasy pełnej ośmioletnich polskich dzieci nie była łatwa" - wspomina Brytyjczyk.
Potem doszły do niego słuchy, że znajomy znajomego otwiera bar "fish and chips". "Usłyszeli, że w mieście jest Anglik i od razu założyli, że będę ekspertem od robienia ryb z frytkami" - wspomina ze śmiechem Ben.
"Ale to była katastrofa. Upuszczałam rzeczy, wszystko przypalałem. Spędzałem pięć godzin dziennie obierając ziemniaki i nie mogłem zrozumieć, co mówią klienci. A wszystko za £1,8 za godzinę" - relacjonuje.
Jak przyznaje Ben, życie - poza pracą - było w Poznaniu dobre. Wynajmował pokój w pięknej kamienicy z wysokimi sufitami i drewnianą podłogą, gdzie mieszkał z trzema polskimi współlokatorami. Za czynsz płacił tylko 140 funtów miesięcznie - ułamek tego, co w Wielkiej Brytanii.
Wtedy w głowie Bena zaczął rodzić się pomysł, żeby napisać książkę o jego podróżach. "To było mniej więcej w czasie referendum. Zarezerwowałem lot, aby wrócić do domu i zagłosować 23 czerwca. Później zdałem sobie sprawę, że nie mogę lecieć, bo muszę pracować" - opowiada.
"Ale głosowałbym za pozostaniem w UE. Korzystałem ze swobody przemieszczania się, swobody pracy. Cieszyłem się z owoców Unii" - dodaje.
Ben, który pracuje już na swoją trzecią książką, przyznaje, że nigdy nie zapomni roku w Poznaniu i wszystkich wspaniałych przyjaciół, których poznał. "Kocham Polskę i Polaków, to prawdziwa gratka, kiedy jestem w mojej sypialni w Fratton i słyszę polskie dzieci bawiące się na ulicy. To naprawdę sprawia, że się uśmiecham" - zdradza Brytyjczyk.
Czytaj więcej:
Były premier Cameron przyznaje, że zawiódł podczas referendum
Johnson: "Doprowadźmy Brexit do końca. Możemy, musimy i zrobimy to"
Johnson w rozmowie z Macronem wykluczył opóźnienie Brexitu