Arkadius. Podbijał świat mody w Londynie, teraz sadzi drzewa

Z Parczewa do Londynu
Arkadius nigdy się nie wstydził, że wychodzi mu "słoma z butów" - w wywiadach podkreślał, że może i pracuje w Londynie, ale jest z polskiej wsi. Arkadiusz Weremczuk dorastał i wychowywał się w oddalonym o 62 kilometry na północ od Lublina 11-tysięcznym Parczewie. Był jednym z trójki dzieci w szanowanej nauczycielskiej rodzinie. Dobry uczeń, samotnik, najbardziej zżyty z babcią Pauliną, której po latach zadedykował słynną kolekcję.
Cztery lata studiował pedagogikę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zrezygnował ze studiów, aby krok po kroku zrealizować swój plan i rozpocząć wyśnioną, wielką przygodę w świecie mody. Pracował na zmywaku w Toskanii i Monachium, by za zarobione pieniądze rozpocząć w 1994 roku studia artystyczne w prestiżowym Central Saint Martin's College of Art & Design w Londynie.
Do St. Martin's College Weremczuk dostał się za pierwszym razem. Od samego początku wyróżniał się kreatywnością i talentem.
Ten, kto kupuje garnitur od krawców z Savile Row po to, by go rozpruć i zobaczyć, jak jest skonstruowany, ma niezbędną determinację, żeby poradzić sobie w tzw. wielkim świecie. "Moda to po prostu moje zboczenie, mój fetysz" - przyznał w jednym z wywiadów.
Już na drugim roku został zauważony przez słynną stylistkę i dyktatorkę mody Isabell Blow, która zapoznała go z samym Alexandrem McQueenem. Studiował i jednocześnie pracował u słynnego kreatora.

Ubrania jak dzieła sztuki
W 1999 roku na pokazie dyplomowym sponsorowanym przez "The Daily Mail" zaprezentował swoją pierwszą kolekcję, pod którą podpisał się jako Arkadius. Pokaz odniósł ogromny sukces. W Wielkiej Brytanii Arkadiusa okrzyknięto najlepszym debiutem 1999 roku.
Kilka miesięcy po dyplomie zaproszono go na London Fashion Week. Premierowa kolekcja, którą zaproponował, złamała obyczajowe tabu i pokazała, że prowokacja jest bardzo istotnym elementem jego twórczości. Tematem przewodnim była Biblia. Na wybiegu szła m.in. Magdalena Mielcarz w różańcu na szyi, z rękami złożonymi jak do modlitwy oraz Matką Boską z Dzieciątkiem Jezus na piersi.
W finale pokazu pokazał się Arkadius - półnagi odgrywał rolę nawiązującą do ukrzyżowania Jezusa. Brytyjskie media przyjęły kolekcję z zachwytem, rozpływały się nad talentem polskiego projektanta. Porównywano go do Johna Galliano, a jego stroje - do dzieł sztuki.
Bardzo znane, wpływowe i bogate klientki zapragnęły mieć w swojej garderobie ubranie z metką Arkadiusa. W jego kreacjach zaczęły chodzić: Christina Aguilera, Alicia Keys, Mary J. Blige i Pink.
Gdy był na topie, stać go było na dom w Notting Hill, snobistycznej dzielnicy Londynu; mógł bez uszczerbku dla swojego budżetu kupić sobie najnowszy model Ferrari, mógł bez przerwy podróżować...
Paulina i opera
Informacje o fenomenalnym i kontrowersyjnym polskim projektancie, który podbił brytyjski rynek mody, szybko dotarły do Polski. Nad Wisłą witano Arkadiusa jak króla. Miał być kompresem na lokalne kompleksy i powiewem świeżej zachodniej energii. Początkowo łączył pracę w Wielkiej Brytanii i w Warszawie.
Pierwszy pokaz "Paulina” inspirowany polskim folklorem odbył się w Warszawie 6 października 2000 roku w nowoczesnych wnętrzach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Zjawiły się wszystkie znaczące polskie media, cała ówczesna polska śmietanka towarzyska, ale również goście z zagranicy.
Pojawili się także rodzice Arkadiusa. Scenografia nawiązywała do polskiej wsi, a co niektórym modelkom spod bielizny wystawała słoma. Ludowe klimaty zostały potraktowane z przymrużeniem oka. Doceniono też znakomite krawiectwo. To był folk na najwyższym modowym poziomie.
Dwa lata później Arkadius stworzył kostiumy do opery "Don Giovanni" w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Był to pierwszy w Polsce przypadek współpracy projektanta mody z reżyserem operowym. I w dodatku bardzo udany.
Działalność zawodowa w Polsce nigdy nie zastopowała jego aktywności w Wielkiej Brytanii. W styczniu 2002 roku w centrum Londynu, przy Porchester Place 7, Arkadius otworzył swój pierwszy butik. Dlaczego w Londynie? "Kocham Londyn, jest to najwspanialsze miasto na świecie. Polecam je każdemu kreatywnemu człowiekowi" - tłumaczył w wywiadach. Wypromowanie i rozkręcenie butiku zajęło mu kilka miesięcy, przez co w ciągu całego roku bardzo sporadycznie pojawiał się w Polsce.

Buble od Arkadiusa
W końcu znalazł inwestora, który namówił go do przeprowadzki i otwarcia butiku prêt-à-porter na Mokotowskiej. Tak powstała firma Anarchy Jeans - dostępna cenowo marka T-shirtów i spodni. Początkowo sklep przyciągał tłumy - na imprezach i zakupach bywała tam cała śmietanka świata mody.
Potem Arkadius rozpoczął współpracę z biznesmenami, którzy wcześniej na Wschodzie zajmowali się produkcją m.in. plastikowych zapalniczek, breloczków oraz szklanek i popielniczek do ogródków piwnych. Szybko zaczęły się problemy finansowe, a pochłonięty nimi Arkadius zaniedbał londyńskie kolekcje. Po namowach wspólnika zaczął szyć w Chinach, co w rezultacie przyczyniło się do totalnej klapy. T-shirty rozpadały się po pierwszym praniu. Butik splajtował, a kolekcja zaprojektowana na zlecenie znanej sieciówki trafiła do... koszów z przecenionymi bublami.
Zaczęły się problemy. Wpadł w nieodpowiednie towarzystwo. "Byłem podatny na zagrożenia. To był najbardziej nieszczęśliwy okres w moim życiu" - przyznał po latach.
Postanowił, że musi się od tego odciąć. Stwierdził też, że gdyby nie zerwał ze swoim starym życiem, to z pewnością byłby już martwy. "Nie wytrzymałbym ciśnienia. Każdy czegoś od ciebie chce. Dostawałem średnio po 300 maili dziennie z całego świata: od próśb o wywiady po propozycje współpracy. A gdy jakaś duża firma w ciebie zainwestuje, to nie ma wyjścia, nie możesz wysiąść z tego pociągu. Dla człowieka, który ma wrażliwą, artystyczną duszę nie było to możliwe" - tłumaczył.

Wystarczą szorty, koszulka i klapki
Do całkowitej zmiany stylu życia zainspirowały Arkadiusa podróże. Wiedział, że nie chce już mieszkać w Anglii, nie chce projektować, bywać.
Gdy trafił na atrakcyjną ofertę kupna ziemi w Tajlandii, nie wahał się ani chwili. Szybko wyprowadził się z Londynu i rozpoczął budowę domu w egzotycznym kraju. Przez kilka lat cieszył się życiem na zupełnie innych zasadach. Obecnie jego dom pełni funkcję pensjonatu, a zarobione pieniądze z wynajmu artysta może przeznaczać na utrzymanie się w Brazylii i rozwój swoich pasji.
Docenia uroki życia z dala od mediów w mieście Salvador nad Oceanem Atlantyckim. Budzi się bardzo wcześnie. Robi sobie koktajl z owoców, odpisuje na maile. Potem jedzie na rynek, robi zakupy, idzie na plażę pod domem, żeby popływać, załatwia sprawy związane z mieszkaniami, spotyka się ze znajomymi.
Jego głównym zajęciem jest teraz pielęgnowanie roślin i sadzenie drzewek. Dużo też podróżuje, stopniowo poznaje Brazylię. To w dużej mierze Brazylia zmieniła jego podejście: "Przede wszystkim moda, którą znam z Europy, tutaj nie istnieje. Ponieważ jest tu bardzo gorąco, jedyne rzeczy, których potrzebuję to jakieś szorty, cienki t-shirt oraz klapki japonki. Nic więcej".
Źródła:
- "Voque", Kamila Wagner: "Sława, upadek, ucieczka - krótka historia Arkadiusa",
- polishfashionstories.com, "Courting Controversy";
- wysokieobcasy.pl, Karolina Sulej, Julia Strużycka: "Życie Arkadiusa było pozornie cudowne, ale w istocie - zabójcze. Byłem sławnym projektantem, a zostałem ogrodnikiem";
- Onet Moda, Mateusz Szymkowiak: "Jak to było z Arkadiusem?".
Czytaj więcej:
London Fashion Week - manga, styl retro i wiktoriańskie inspiracje