"Czas skończyć z szykanowaniem Polaków!"
Europeans Party powstała jako odpowiedź na przejawy rasizmu,dyskryminacji i antyimigracyjną retorykę brytyjskich polityków oraz mediów. Choć partia powstała z inicjatywy obywateli Rumunii, jest ugrupowaniem wszystkich imigrantów – tłumaczą założyciele. Wśród członków są między innymi: Hiszpanie, Grecy, Polacy, Bułgarzy i Węgrzy, a coraz chętniej przyłączają się do niej także przedstawiciele innych nacji. Liderem partii jest młody i wykształcony stomatolog - Tommy Tomescu. Każdy z jego sześciu zastępców pochodzi z innego kraju.
Polskę reprezentuje Andrzej Rygielski, na liście kandydatów partii do Parlamentu Europejskiego jest drugi. "Niezbędne są wspólne działania w zakresie ochrony wszystkich zamieszkałych na Wyspach imigrantów" - zaznacza nasz rozmówca.
Wstąpił pan i jest aktywnym członkiem nowo powstałej partii imigrantów. Wierzy pan, że nam - Polakom warto się organizować na Wyspach?
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego my Polacy jesteśmy tu w Wielkiej Brytanii mało aktywni, dlaczego nie potrafimy przeciwstawić się nagonce medialnej i politycznej skierowanej przeciwko imigrantom. I że nic z tym nie robimy. Przecież wielu Polaków ma problemy, o których się głośno nie mówi. Pewne historie naszych rodaków nie docierają do mediów. Sam miałem w swoim życiu do czynienia z przejawami rasizmu i dyskryminacj. Policja wielokrotnie interweniowała, zgromadziła wiele teczek na temat sprawców i zajścia, ale media brytyjskie tym się nie interesowały. Jestem przekonany, że gdyby dokładnie to samo stało się obywatelowi Wielkiej Brytanii, w prasie by huczało.
Mimo przykrych osobistych doświadczeń chce pan stawać jeszcze w obronie innych?
Tak, bo uważam, że można zrobić wiele, ale do tego trzeba ścisłej współpracy szkół, policji, lokalnych organizacji. Tylko razem możemy coś osiągnąć. Do tego potrzebujemy jednak zorganizowanego systemu, tego nie można robić w pojedynkę. W wielu przypadkach interweniowałem i na policji, i w urzędach. Kiedy działa jeden człowiek, kończy się na luźnych rozmowach, ale kiedy za kimś stoi organizacja czy partia, ten głos staje się bardziej słyszalny.
Sądzi pan, że tak łatwiej będzie Polakom bronić własnych praw?
Oczywiście. Jeżeli my będziemy się organizowali, wyrażali swoje potrzeby jako społeczność, jako imigranci z Polski, jako silna grupa, a nie rozproszone jednostki - to w końcu nas wysłuchają. Znam wielu przychylnych Polakom Brytyjczyków. Mieszkam tu od wielu lat. Polakom mimo wszystko udało się tu poczuć jak w domu, zasymilować z tutejszą kulturą, zwyczajami. Mamy przecież brytyjskich przyjaciół. Niestety, mamy też do czynienia z antyimigracyjnymi wypowiedziami polityków, niepochlebnymi artykułami w prasie. Czas z tym skończyć, ponieważ ta niechęć przenosi się na brytyjskie ulice, a Polacy są coraz częściej szykanowani.
W jaki sposób pana zdaniem?
Podam przykład z niedalekiej przeszłości. Polka została zaatakowana przez grupę młodych Anglików. Mężczyźni kopali ją i wykrzykiwali: „Umieraj ty polska...” - nietrudno się domyślić, jakimi epitetami ją określali. Oczywiście, aby taką postawę zmienić, to jest wielkie wyzwanie. Dlatego potrzebujemy ludzi, działania, współpracy z urzędnikami - i to najwyższego szczebla. Sami nic nie zrobimy.
Czy uważa pan, że Polacy mają dość tej nagonki, że są gotowi na takie działanie?
Przede wszystkim sądzę, że to co dzieje się wokół partii Ukip i jego lidera, jest dla nas bardzo niebezpieczne. Nigel Farage stosuje kampanię, która jest oparta na rasizmie. Niestety, taki styl przedwyborczej walki podjęły także inne partie. Brytyjskie stronnictwa przestały się zwalczać nawzajem, znalazły sobie łatwy cel – imigrantów. I przeciwko przybyszom, głównie z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej, stosują polityczną walkę.
Uważa pan, że to niebezpieczna zmiana na brytyjskiej scenie politycznej?
Bardzo niebezpieczna! Jestem przekonany, że jeżeli nic nie zrobimy, sprawy mogą przybrać jeszcze gorszy obrót. Z tego względu, że Ukip prowadzi w przedwyborczych sondażach i rankingach, a co gorsza - traktowany jest przez wielu jako bohater. Inni biorą z tej partii przykład. Kilka dni temu rozmawiałem ze znajomym, który był członkiem torysów, ale przeszedł do Ukip. Zapytałem go o stosunek partii do Polaków i imigrantów. Jego odpowiedź była prosta: „Pociąg i do domu!”. Wypadki mogą potoczyć się bardzo szybko. Jestem zaskoczony szybkością zmian wprowadzanych przez kolejne rządy.
A jakie ma pan kontrargumenty?
Prawdy nie poznamy z ust tutejszych polityków, prawda kryje się w liczbach. Chcemy je poznać jeszcze dokładniej i podać do wiadomości. Dlatego będziemy informować o tym, jaki jest rzeczywisty udział Polaków w gospodarce Wielkiej Brytanii, a także jaki jest wkład polskich imigrantów w gospodarkę Polski, bo przecież imigranci wysyłają pieniądze do kraju, jeżdżą tam na wakacje, wspomagają rodzinę, zakładają biznesy.
Chcemy, aby partie i organizacje pomagały nam w walce o podstawowe prawa człowieka, które na Wyspach powinny być respektowane. Nie wystarczy „lajkować” postów na portalach społecznościowych czy pod zdjęciami. Trzeba zacząć działać aktywnie. Niech pierwszym krokiem będzie wstąpienie do The Europeans Party. Serdecznie zapraszamy. Tylko razem będziemy mieli możliwość wywierania wpływu na podejmowanie decyzji korzystnych dla imigrantów. Chcemy ich reprezentować, bo sami nimi jesteśmy.
Kandyduje pan do Parlamentu Europejskiego, jest pan drugi na liście. Na co mogą liczyć Polacy, jeśli zostanie pan wybrany?
Wierzę, że nasza sytuacja w Wielkiej Brytanii może się zmienić, ale jako osoba prywatna niewiele mogę zrobić, musimy się organizować legalnie. Będziemy chronić praw imigrantów, w tym Polaków. Możemy zakończyć tę antyimigracyjną retorykę polityczną, ale Brytyjczycy muszą nas usłyszeć, a dojdzie do tego tylko, jak będziemy formalną siłą.
Jakie ma pan marzenie?
Chciałbym, żeby kiedyś królowa Elżbieta II, zwracając się w swojej mowie noworocznej do imigrantów, powiedziała: „Welcome home”.