"Jestem oburzona działaniem brytyjskiego rządu!"
24 lutego br. Polacy z Wysp pikietowali przed siedzibą brytyjskiego premiera przeciwko dyskryminacji naszych rodaków nad Tamizą. Z brytyjską europoseł o dyskryminacji Polaków, roli polityków i dekadzie Polski w strukturach Unii Europejskiej rozmawiała Anna Rączkowska.
Pani słowa w specjalnym liście komentującym protest uznano za mocne. Dobitnie oceniła Pani zachowanie brytyjskich polityków i podkreśliła wkład Polaków w rozwój gospodarczy Wielkiej Brytanii. Takie poglądy są raczej niepopularne w kontekście tego, co na ogół możemy usłyszeć z ust brytyjskich polityków. Wielu ludzi uznało nawet Pani zachowanie za odważne...
Jean Lambert: Przede wszystkim jestem z siebie zadowolona, że to zrobiłam. Z drugiej strony jednak jestem bardzo rozczarowana, że byłam jedyną, która tak szybko i w ogóle zareagowała. Każdy Polak ma prawo do godnego życia w Wielkiej Brytanii i zachowanie polityków, którzy to prawo naruszają, nie okazując Polakom należącego się im szacunku, uważam za straszne i według mnie jest to plama na brytyjskim honorze.
Polacy, którzy wzięli udział w proteście, zmęczeni przejawami dyskryminacji, zdecydowali się na taki wyraz niezadowolenia. Czy uważa Pani, że protest, demonstracja, pikieta przed siedzibą premiera to jest rozwiązanie dla tego problemu? Czy takie działania mają sens w Wielkiej Brytanii?
Nie sądzę, że to jest rozwiązanie, ale bardzo dobrze, że Polacy pokazali się przed Downing Street 10. Demonstracje w tym miejscu mają swoją tradycję w Londynie i jest to jeden z wykrzykników w kierunku brytyjskiego rządu. Ta demonstracja zrobiła na mnie osobiście ogromne wrażenie. Sam fakt, że obywatele Unii Europejskiej muszą protestować przeciwko dyskryminacji w kraju, który jest jej członkiem, jest dla mnie straszne. I wstydzę się za brytyjskich polityków, że pozwalają na ksenofobię.
Czy Pani zdaniem brytyjski rząd weźmie w jakikolwiek sposób pod uwagę ten protest?
Przede wszystkim uważam, że nikt z gabinetu Camerona nie sądził, że Polacy odważą się i zaprotestuja w ten sposób. Wydaje mi się, że liczyli na to, że pokazywanie palcem Polaków ujdzie im na sucho. To dobrze, żeby rząd wiedział, że w tym kraju mieszkają ludzie, którzy są źli na poczynania polityków. Jako europoseł mam z tym do czynienia na co dzień.
To znaczy, że przejawy dyskryminacji nie są obce całej Europie?
Chciałam tylko podkreślić, że pracujemy nad tym ciężko, żeby uświadomić każdemu Europejczykowi ze Zjednoczonej Europy i każdemu rządowi krajów członkowskich, że jednym z podstawowych praw ludzi jest prawo do swobodnego przemieszczania i się i wybrania kraju, w którym chcą mieszkać, żyć i pracować.
W takim razie takie demonstracje mają znaczenie?
Oczywiście! Obserwuję to jako europoseł i chcę podkreślić, że ani Polacy, ani na przykład obywatele Rumunii czy Bułgarii niechętnie wskazują palcem kraje, które źle ich traktują. Nie wymieniają również z nazwiska polityków, którzy na to pozwalają.
Czyli mamy do czynienia z zaskakującym jak na Polaków zachowaniem?
Tak, ponieważ Polacy nie tylko pokazali Wielką Brytanię jako państwo, w którym źle się traktuje nie tylko obywateli Polski, ale Europejczyków, bo Polacy są Europejczykami! Pokazali również, stając przed Downing Street 10, że nie podoba im się retoryka Davida Camerona i członków jego gabinetu.
Wiele się mówi teraz w Wielkiej Brytanii o imigrantach, o tym, że nie powinno im się pozwalać na pracę w tym kraju, że nadwyrężają system świadczeń. Czy Pani zdaniem imigranci to rzeczywisty problem na Wyspach?
Odpowiem w ten sposób: imigranci to dość wrażliwa kwestia w Wielkiej Brytanii, ale nie mam tutaj jedynie na względzie przybyszów z Europy, ale także z Afryki czy Azji. Od wielu lat na brytyjskiej scenie politycznej mówi się o mieszkańcach krajów Wspólnoty Brytyjskiej, której głową jest Elżbieta II. Także mogę powiedzieć, że antyimigracyjne nastroje mają pewną niechlubną tradycję nad Tamizą.