Co się dzieje w POSK?
W ostatnim artykule na portalu Londynek.net Zarząd POSKu chwali się, że życie kulturalne w POSKu kwitnie i że żadnego rozłamu nie ma. I rzeczywiście - odbywają się różne wydarzenia kulturalne zgodnie ze stałą tradycją POSKu, takie jak np. Festiwal Chopinowski. Słuchacze mogli nacieszyć się wykwintnymi dźwiękami nowego fortepianu Steinway - i nie musieli się martwić ceną £94 000 za ten zakup, którego termin na zwrot kosztów nabytku trudno przewidzieć.
Co prawda szereg koncertów i wydarzeń na wiosnę tego roku, które miały celebrować 60-lecie POSKu, trzeba było odwołać w ostatniej chwili, a Bal 60-lecia odłożono z wiosny na wrzesień. Zdarza się. Zarząd chwali się, że sytuacja finansowa jest zdrowa, ale to nic dziwnego, bo jeszcze poprzedni zarząd załatwił wreszcie przekaz £2 mln ze sprzedaży domu na ulicy Frascati w Warszawie, co teraz procentuje. Właściwie szkoda tylko, że nie zainwestowano części tych funduszy na konieczne remonty w Sali Teatralnej i Sali Malinowej.
Ale sytuacja jest daleko od tego, aby była zadowalająca. Prezes Marek Laskiewicz stwierdził w "Tygodniu Polskim", że będzie "zarządzać i działać dynamicznie... Tak więc będą następować zmiany za zmianami". Ale wciąż, mimo tych zapowiedzi, mało wiemy o tych planach.
Tragizm sytuacji w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym polega na tym, że w ostatnich latach Prezes - mimo że był wybrany już trzykrotnie - podejmuje wciąż decyzje po amatorsku samowolnie, i dlatego niestety nie umie ostatecznie dopasować tego, co nazywa swoją "wizją" do świata realnego. Zapomina, że celem kluczowym brytyjskiej organizacji charytatywnej jak POSK jest wspólne dobro, gdzie ogólna strategia i poszczególne decyzje podjęte są kolegialnie, przy współpracy z Zarządem, z Radą POSKu i szerszą publicznością, trzymając się przepisów Statutu, na podstawie którego był wybrany.
Niestety, rok obecny kończy się tym, że pozostaje mu tylko kadłub swojego Zarządu, po straceniu więcej niż połowę jego członków. Tymczasem Komisja Rewizyjna nie chce mu przyznać absolutorium, a Rada uchwala wniosek, w którym mówi, że "Prezes nie nadaje się na Dyrektora POSKu" (co jest równoznaczne z wotum nieufności). Tymczasem Prezes wciąż informuje media, że "nie ma żadnego rozłamu”. Co tu się dzieje?
W wypadku Zarządu dymisje i rezygnacje niezależnie myślących dyrektorów wchodzących w skład Zarządu POSK postępowały w dramatycznych okolicznościach. Na przykład jedna osoba była usunięta w czasie jej pobytu w szpitalu, jeden dyrektor w czasie pobytu w Polsce, a dwóch nie dopuszczono do decydującego zebrania zarządu, bo Prezes zawłaszczył wszystkie klucze do biura POSKu.
Ostatnio jeden dyrektor musiał zrezygnować, bo sprofanował afisz wyborczy kontrkandydata Marcina Kalinowskiego, zamalowując mu wąsy i dopisując słowo "Adolf".
Tymczasem przez dwa lata Prezes występował też jako swój własny Skarbnik, tak że nie było oddzielnej kontroli nad wydatkami, a w ostatnich miesiącach Prezes również przejął rolę dyrektora od kultury, bhp i opieki społecznej. Taki monopol władzy jest sprzeczny z Charity Act 2011.
Radę POSKu też traktował jako zło konieczne, nie przekazywał kluczowych informacji finansowych i nie dopuszczał do uchwalenia niewygodnych dla niego wniosków. Protokoły były przygotowane niechlujnie, a Rada wciąż czeka na ostatnie dwa protokoły. Następowały sceny surrealistyczne, gdzie członkowie Rady opuszczali masowo salę obrad protestując przeciw jego decyzjom nieprzyjęcia ich wniosków do głosowania.
Natomiast gdy wybrani delegaci Rady POSKu zgłosili się do Biura POSKu, aby sprawdzić zamówioną dokumentację, Prezes poinformował ich przez domofon, że ich nie wpuści, po czym po cichu wymknął się z budynku. Gdy Rada powołała, zgodnie ze Statutem, zebranie z wnioskiem o wotum nieufności, Prezes nie przybył na zebranie i nie uznał jego ważności.
Na radzie 2 listopada znów nie przyjął pod głosowanie wniosku domagającego się zatwierdzenia protokołu z zebrania wrześniowego, na które nie przybył...
Komisja Rewizyjna też czuła się zmuszona złożyć do Walnego Zebrania raport, że członkowie nie dostawali żadnych sprawozdań finansowych i wyjaśnień co do decyzji Zarządu - i mocno krytykowała inne decyzje Prezesa..
W tej atmosferze napięcia i podejrzliwości Prezes podejmował cały szereg szkodliwych decyzji. Dał na przykład 6-miesięczne wymówienie restauracji Łowiczanka, z którą POSK współpracuje przez 38 lat, po tym jak przez niemal 2 lata nie odnosił się do planów unowocześnienia restauracji i popularnej Cafe Maya.
Dopiero w ostatnich tygodniach dowiedzieliśmy się, że jego intencją jest wprowadzenie szeregu konkurujących restauracji w jednym budynku i że marzą się mu gwiazdki Michelin. Przez dwa lata trzymał to w tajemnicy, a teraz czeka POSK bardzo niebezpieczna rozprawa sądowa i potencjalna utrata dochodu z restauracji na nieokreślony czas. Ponadto POSK może być bez funkcjonującej restauracji na Święta i Nowy Rok.
Równie pochopna jest jego decyzja wymówienia wynajmu dla 48-letniego POSKlubu, spowodowane nałożeniem zbyt wysokiego czynszu na to popularne miejsce na IV piętrze budynku. Też nieznany jest powód zamknięcia, bez deklarowanego planu na przyszłość.
Innym przykładem jest remont Sali Malinowej. Prezes zwlekał przez szereg lat z przygotowaniem specyfikacji i budżetu - mimo nalegań Rady i mimo zdobycia odpowiednich funduszy na ten cel przez poprzedni Zarząd. W końcu rozpoczął pracę w lecie br. - ale bez specyfikacji i bez przetargu, choć wysoki koszt projektu tego prawnie i statutowo wymagał.
Prezes rozdzielił prace na cztery małe kontrakty, każdy poniżej £25 000, zapraszając kontrahenta do przygotowania własnej specyfikacji. Skutek był taki, że klimatyzacja nie chłodziła sali, nagłośnienie nie działało, ekran nie nadawał się na wizualne prezentacje, barek na sali nie miał wody, a do podium nie było schodków. Rezultat był taki, że pierwsi klienci wynajmujący salę - Chiswick Arts i Addison Singers - odmówili dalszego korzystania z niej. Mimo to Prezes chwalił się wielkim sukcesem "nowoczesnej sali na XXI wiek".
Z wielkim entuzjazmem Prezes ogłosił wprowadzenie okablowania w różnych salach POSKu, aby wprowadzic tzw. "hybrydyzacje". To nieco chybiony pomysł - i nie zatwierdzony przez marketing - aby wszelkie występy artystyczne w POSKu mogły być nagrywane. Mimo to kable nie są jeszcze podłączone do sieci, a prace wykonała firma, której główny dyrektor był członkiem Rady, a obecnie jest nawet Dyrektorem POSKu - wbrew przepisom statutowych w tej sprawie.
Również na kluczowy remont czeka od szeregu lat widownia w Sali Teatralnej.
Kluczową częścią "wizji" Prezesa było muzeum, najpierw wirtualne, a następnie fizyczne. Wirtualna firma ograniczyła się do strony internetowej pod nazwą Anglo-Polish Cultural Exchange, prowadzonej z wielkim rozmachem przez bardzo dobrze opłacaną kierowniczkę, która pod tym szyldem organizowała wystawy i konferencje, nie zawsze na terenie POSKu. Ostatnio kontakt z tą osobą został w tajemniczy sposób zerwany - i trudno stwierdzić, jakie były ostatecznie korzyści z tej współpracy, mimo kosztów przekraczających £100 000.
W wypadku trzech zaplanowanych muzeów fizycznych okazało się, że w tajemnicy przed Radą i nawet członkami Zarządu, Prezes realizował długoletni plan opróżnienia wystarczającej ilość sal, aby to zrealizować. Od ponad roku trzymał puste pomieszczenie po firmie Kasa UK, odrzucając propozycje wynajmu zainteresowanym klientom, a obecnie chce przenieść księgarnię Polskiej Macierzy Szkolnej z jej wieloletniej lokalizacji do frontowej auli. Trzeba pamiętać, że takie POSKowe muzeum nie płaciłoby żadnego czynszu, i znów zmniejszyłoby przychody dla POSKu.
Mimo tych wyraźnych niedociągnięć Prezes wyraża zadowolenie ze swojej działalności i wmawia wszystkim, że ożywił POSK i przywrócił ośrodkowi prestiż jako kolebce polskości w Londynie. Owszem - ożywił nieco członkostwo POSKu wśród nowej Polonii, ale POSK zawsze miał dobrą renomę wśród zwiedzających to miejsce Polaków z Polski i wśród brytyjskiego społeczeństwa.
Przyjeżdżali tu polscy i brytyjscy premierzy, ministrowie, członkowie rodziny królewskiej, słynni artyści, a szczególnie popularne było kino polskie, którego kontynuacji obecny zarząd zaniechał. Poziom artystyczny występów nie jest wcale większy niż za czasów jego poprzedników, jak mylnie twierdzi Prezes. Jest prawdą, że prezesurę dr Laskiewicza poprzedził okres pandemii. W tym okresie drastycznie zmniejszyło się użytkowanie budynku - a to mogło dać mylne wrażenie, że nowy prezes rzeczywiście ożywił życie artystyczne i towarzyskie w tym miejscu.
Najbardziej szokująca jednak była decyzja wprowadzenia zmiany w Statucie, która złagodziła przepisy broniące POSK przed wyzyskiem finansowym dla potencjalnych kontrahentów, będących również członkami Rady. Obecny Artykuł 6(3) nie zezwala na to, by członek Zarządu czy Rady, czy nawet osoba mającą związek z członkiem Rady mogła korzystać ze sprzedaży towaru lub usług POSKowi, a Artykuł 6(5) zezwala osobie mającą podobny związek do korzyści materialnej tylko w wypadku specjalnej uchwały Rady.
Na Walnym Zebraniu Zarząd dr Laskiewicza przedstawił wniosek zezwalający na to, by wybrany członek Rady mógł również korzystać z zawarcia umowy o sprzedaż towaru czy usługi - jeżeli warunki umowy są przedstawione Radzie. Wyjaśniono, że jest to w najlepszym interesie dla POSKu. Ta mała szparka możliwości, która miała miejsce poprzednio, zamienia się tym samym potencjalnie w bramę wjazdową dla biznesu. Oznacza to, że nowa Rada może nie składać się - tak jak to być powinno - ze społeczników, ale z kolesiów po fachu.
Taka propozycja, jak i poprzednie przykłady działania, potwierdzają tylko, że dr Laskiewicz nie rozumie, czy nie chce rozumieć, że praca w organizacji charytatywnej wymaga decyzji zespołowej, że rola Prezesa powinna tylko być tylko nadzorcza nad pracą członków zarządu, i że nie może rządzić jednostka, która wykonuje swój plan trzymany w tajemnicy przed Radą. Musi być też wyraźny podział między pracą wolontaryjną członków Zarządu czy Rady, a komercyjną stroną działalności POSKu.
Obawiam się, że obecny Prezes i pozostali członkowie jego Zarządu nie są w stanie dostosować się do kluczowych zasad, które Charity Commission wymagałoby od władz organizacji charytatywnej takiej jak POSK. Zachowują się tak, jakby myśleli, że polski charakter tej instytucji zwalnia ich od trzymania się zasad brytyjskiego prawa zawartego w Charity Act 2011 - a tu obowiązuje kolegialność, przejrzystość informacji i brak konfliktu interesów.
Jawnym przykładem jakby polskiego elementu tego nadużycia jest sposób przeprowadzenia wyborów na Walnym Zjeździe, w którym Prezes i jego najbliżsi współpracownicy wykorzystują każdego nowego członka POSKu, zapisanego w czasie szkoleń dla pracowników technicznych, prowadzonych przez dra Laskiewicza. Każdy nowy członek jest od razu zachęcany do podpisania głosu proxy.
Po zbiorze takiego żniwa kartek wyborczych prezes mógłby być pewny swojej re-elekcji i być w praktyce wolny do dalszego wykonywania swojego programu - niezależnie czy większość aktywnych członków POSKu tego sobie życzy, czy nie. Ma to też taki efekt, że inni członkowie dołączają się do tego corocznego wyścigu o mandaty proxy, co daje każdemu kolejnemu Walnemu Zebraniu charakter konfrontacyjny, a nie spójny. W innych organizacjach charytatywnych głosy proxy przekazane są tylko do przewodniczącego zebrania z wyraźnymi instrukcjami, na co ma głosować.
Wydaje się, że zmiana kierownictwa na walnym Zebraniu jest dopiero pierwszym krokiem, aby wyzwolić organizację od tych wypaczeń. Patrząc na ulotkę wyborczą kontrkandydata Marcina Kalinowskiego widać, że "zaufanie i współpraca" jest jednym z jego głównych haseł. "POSK... to Wy .”
Młodszy przedstawiciel nowej Polonii, przedsiębiorca doświadczony w zarządzaniu, przez dwie kadencje p. Kalinowski pełnił funkcję dyrektora POSKu od spraw domu, i jest gotowy do współpracy z osobami ze świata kultury i szkolnictwa. Byłby przynajmniej otwarty na nowe propozycje potrzebnych zmian w statucie i w metodach zarządzania, aby były zgodne z wymogami prawodawstwa charytatywnego. Byłby też pierwszym Prezesem POSKu z nowej Polonii.
To prawda, że grozi nam obecnie konstytucyjny rozłam w POSKu, ale przy odpowiednim wyniku wyborów POSK odżyje cały i zdrowy.
Członek Rady POSKu, wieloletni działacz polonijny i publicysta
Wiktor Moszczyński
DISCLAIMER: Stwierdzenia i opinie zawarte w tym artykule odzwierciedlają poglądy Autora i nie reprezentują stanowiska redakcji Londynek.net