"/>
Menu

Zwyczajne pakistańskie życie oczami Polki

Joanna Kusy to szczęśliwa żona Pakistańczyka. Mieszka w największym mieście Pakistanu, Karaczi. Swoimi przemyśleniami na temat życia w środku muzułmańskiego świata dzieli się w książce "Zwyczajne pakistańskie życie".

Czym się pani zajmowała, zanim przeprowadziła się pani do Karaczi?

- Skończyłam studia - antropologię kulturową i studia wschodnie. Chciałam dalej zajmować się badaniami terenowymi na Ukrainie.

Jak znalazła się pani w Pakistanie? Od jak dawna pani tam mieszka?

- Mieszkam w Pakistanie od 2009 r. Przyjechałam tu "za mężem" - jak każda pakistańska żona, można powiedzieć. Męża poznałam najpierw przez internet, potem spotkaliśmy się w Polsce. Od początku wiedziałam, że jeśli go poślubię, czeka mnie przeprowadzka do Karaczi. Po szczegóły odsyłam do książki.

Czy przeszła pani na islam?

- Nie.

Co robi pani na co dzień? Czy pracuje pani zawodowo?

- Od paru miesięcy wykonuję pracę biurową, nie związaną z antropologią. Ponadto, zajmuję się pięcioletnim synkiem.

Co pani mąż sądził o tym, że pisze pani książkę?

- Mąż bardzo mnie wspierał.

Na jakich zagadnieniach skupia się pani w książce?

- Skupiam się na życiu codziennym w Karaczi przez pryzmat moich doświadczeń: domu, jedzeniu, ubraniu, życiu w mieście. Tego, co widzę przez okno i gdy opuszczam dom. Piszę też o muzułmanach, bo islam jest jednym z najważniejszych kontekstów naszego życia, i o społeczności chrześcijańskiej w Karaczi. To oczywiście perspektywa kobiety z zewnątrz, która z różnych powodów nie należy do końca do żadnej ze wspólnot, w których żyje.

Jak Pakistańczycy traktuję kobietę z Polski?

- Pakistańczycy najpierw widzą białą kobietę i traktują ją tak, jak traktuje się tu białe kobiety. Zwykle nieco później dowiadują się, że jest z Polski. W Karaczi niektórzy starsi ludzie pamiętają generała Turowicza (współtworzył pakistańskie siły powietrzne), panią Zofię Turowicz, polskich lotników i Polaków, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii tuż po II wojnie światowej. Spotkałam marynarzy pakistańskich, którzy poznali stocznię i port w Gdańsku. Ktoś opowiadał mi z podziwem o Lechu Wałęsie, pewien znajomy zna na pamięć "Zniewolony umysł" Miłosza, inny zaskoczył mnie swoją znajomością "Bożego Igrzyska" Normana Daviesa. Teraz Pakistańczycy spotykają Polaków w czasie migracji, bo oba nasze narody wyruszają ze swoich ojczyzn "za chlebem" szczególnie do Wielkiej Brytanii. Dość często spotykam też ludzi, którym słowo "Polska" z niczym się nie kojarzy. Mylą "Poland" z "Holland", albo myślą, że Polska jest wciąż "w Rosji".

Co najbardziej podoba się pani w kulturze codziennej Pakistanu, sposobie bycia Pakistańczyków?

- Upodobanie do kolorów i cierpliwego ozdabiania rzeczywistości - ubrań, zwierząt, budynków, pojazdów. Dzięki temu bywa tu przepięknie, nawet w najbiedniejszych miejscach. Ludzie tu umieją cieszyć się życiem, są niezwykle uprzejmi i pełni godności. Podoba mi się serdeczność i gościnność, której nie towarzyszy sztywna atmosfera. Imponuje mi pakistańska zdolność do improwizacji.

Co w Pakistanie przeszkadza pani najbardziej?

- Uciążliwa bywa niechęć ludzi do wyrażania emocji wprost. Szczególnie tych kulturowo ocenianych jako "złe" - złości, gniewu, niezadowolenia. I do odmawiania wprost. Nie podoba mi się też to, że zasady komunikacji zmieniają się poważnie w zależności od pozycji, jaką się zajmuje wobec rozmówcy. Hierarchia jest tu bardzo ważna. Przeszkadza mi huk wiatraków i to, że niemal wszędzie trzeba spacerować poboczem - porządne chodniki to rzadkość. W Karaczi uciążliwe są długie przerwy w dostawie wody oraz niemożność całkiem swobodnego poruszania się. Wciąż musimy brać pod uwagę "bezpieczeństwo".

Jak ubiera się pani w Pakistanie? Czy w jakiś sposób zdobi pani swoje ciało?

- Noszę miejscowy trzyczęściowy strój, czyli szalwar kamiz. Składa się on ze spodni - szalwar i długiej koszuli z rozcięciami po bokach - kamizu, do tego zawsze około dwumetrowy szal - dupatta. W Karaczi poza domem przykrywam głowę dupattą, w stolicy Pakistanu - Islamabadzie - na ogół nie jest to konieczne. Mam też burkę i nikab, zasłonę na twarz, ale najczęściej są w szafie. Co do zdobienia ciała, decyduję się na to bardzo rzadko, ale zdarza mi się nałożyć mehndi (wzór z henny) na dłonie.

Jakie są pani ulubione dania kuchni pakistańskiej?

- Bardzo lubię najprostszy domowy obiad, czyli dal-czawal. Dal to danie z gotowanej soczewicy. W naszym domu przyrządza się je z soczewicy mung (żółtej) i masur - czerwonej, zaprawione tzw. tarką (gorącym olejem z przyprawami), koperkiem lub natką kolendry. Do tego ryż basmati, chrupiące cienkie placki - papri, ostre pikle - aczar. To właściwie wystarczy, choć zwykle podaje się jeszcze warzywa, np. bhudźia - warzywa duszone z przyprawami, salan - który na Zachodzie przyjął się jako "curry", raita - jogurt z wodą i solą, czasem - z prażonym zmielonym kuminem lub z natką kolendry i miętą. I świeże warzywa. Dla mnie to mistrzostwo smaków i faktur. Pomieszanie ostrego, słonego, kwaśnego, łagodnego, chrupkiego, miękkiego, świeżego, suchego i mokrego.

Jakie gafy mogą popełnić Polacy, którzy przyjadą do Pakistanu?

- Nie powinniśmy używać lewej ręki przy jedzeniu w nieznanym gronie. W Pakistanie większość ludzi je prawą ręką. Choć w lewej ręce można trzymać kawałek chleba, to nie podnosi się go tą ręką do ust. Poza tym, trzeba uważać na powszechnie przestrzeganą tutaj praktykę rozdzielenia płci. To zawsze delikatna sprawa i najlepiej obserwować uważnie otoczenie. Na przykład panowie powinni unikać podawania rąk kobietom na powitanie. Co więcej, uprzejmy mężczyzna w Pakistanie zawsze spuszcza przy kobiecie wzrok. Wielu Pakistańczyków patrzy wyjątkowo natarczywie, jednak jest to bardzo negatywnie oceniane.

 

Książka "Zwyczajne pakistańskie życie" dostępna jest w sprzedaży od 24 sierpnia. Joanna Kusy, by promować wydawnictwo, przyleci do Polski. Spotkanie z autorką odbędzie się 8 września o godz. 18:00 w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie.

Waluty


Kurs NBP z dnia 24.04.2025
GBP 5.0011 złEUR 4.2789 złUSD 3.7599 złCHF 4.5484 zł

Sport