Menu

Lewa za kółkiem

Każdy, kto myśli, że różnica w prowadzeniu samochodu między Polską a Wielką Brytanią związana jest tylko z lewostronnym ruchem pojazdów, grubo się myli. Postaramy się go wyprowadzić z błędu.


Gdy kilkanaście lat temu Orkiestra Symfoniczna Śląskiej Filharmonii jechała na cykl koncertów do Anglii, wiozący muzyków kierowcy nie wierzyli pasażerom, że na Wyspach jeździ się odwrotnie niż w Polsce. Omal nie dostali zawału, gdy wjeżdżając na pierwsze napotkane na trasie rondo zdali sobie sprawę, że w prawo oznacza w tym kraju pod prąd. Kierownikowi "wycieczki" odmówili wówczas dalszej współpracy. Zastąpili ich Anglicy, a Ślązacy za kółko wrócili dopiero, gdy ich autobusy ponownie dotarły promem do Francji, zaś ruch wrócił do normy tzn. na prawą stronę. Jak widać, nawet najbardziej wytrawnym kierowcom brytyjski system drogowy może czasem zjeżyć włosy na głowie.

Czy wy przyzwyczailiście się już do tego, że samochody w Wielkiej Brytanii jeżdżą lewą stroną, kierownica jest po prawej, a biegi zmieniamy lewą ręką? Czy wiecie już, że wchodząc na pasy patrzymy najpierw w prawo, a nie w lewo, jak w Polsce czy że pieszy ma zawsze pierwszeństwo, nawet kiedy tylko zbliża się do przejścia? Że jeśli czekającemu przy pasach nie ustąpicie pierwszeństwa, czeka was mandat? Że pieszy przechodzący na czerwonym nie będzie ukarany, bo ryzykuje na własną odpowiedzialność? To dopiero początek ciekawostek związanych z brytyjskimi zwyczajami drogowymi. Jeśli już macie dość, przesiądźcie się na autobusy i metro, a auta sprzedajcie jak najszybciej lub odstawcie do Polski. Niejedno bowiem was jeszcze w tym kraju zaskoczy, a będzie coraz gorzej, niespodzianek zaś coraz więcej…

Pierwszeństwo przejazdu

W Wielkiej Brytanii nie istnieje zasada pierwszeństwa przejazdu. Oczywiście, są drogi nadrzędne z pierwszeństwem przejazdu i podporządkowane, ale o tym, że jesteśmy na którejś z nich, informują nas znaki drogowe (np. give way - ustąp), sygnalizacja świetlna albo pasy na jezdni - jednak na tym podobieństwa do polskich zwyczajów się kończą. Ten, kto oczekuje, że będąc ewidentnie z prawej strony np. na skrzyżowaniu równorzędnym (rzadkość w Wielkiej Brytanii), zostanie przepuszczony, grubo się myli. Te przyzwyczajenia, wyuczone z polskich kodeksów drogowych zostawić możemy w domu. W Zjednoczonym Królestwie nie obowiązują.

- Zasady pierwszeństwa przejazdu w takich sytuacjach nie ma, liczy się kontakt wzrokowy, jaki między sobą nawiązują kierowcy czy ustawienie samochodów. To są sygnały, które wiele znaczą w brytyjskiej kulturze jazdy i one często decydują o tym, kto kogo przepuści i jak będziemy jechali - wyjaśnia Darek Imbs, polski instruktor prawa jazdy z londyńskiej szkoły dla kierowców Safeway UK. - To, że na skrzyżowaniu jedziemy prosto, a ktoś, kto jedzie z naprzeciwka skręca w prawo, czyli przecina tor naszej jazdy, nie oznacza, że my definitywnie mamy pierwszeństwo.

Jest jednakże jeden wyjątek. Na rondach musisz ustąpić pierwszeństwa przejazdu pojazdom nadjeżdżającym z prawej strony. Jedź wokół ronda w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara i włącz lewy kierunkowskaz, kiedy masz zamiar zjechać - informuje brytyjska policja. - Na większości skrzyżowań, (o pierwszeństwie) będzie ci mówił znak - musisz się zatrzymać lub ustąpić pierwszeństwa przejazdu. Na jezdni mogą też być inne znaki (białe kropkowane linie i trójkąt). Musisz przestrzegać tych znaków. Jeśli nie jesteś przyzwyczajony do jazdy po lewej stronie, musisz uważać skręcając w prawo, bo możesz się znaleźć na drodze innych pojazdów.

Jazda samochodem w Wielkiej Brytanii generalnie nie należy do łatwych, choć Brytyjczycy zdają się często jeździć spokojniej i nieco bardziej przewidywalnie niż Polacy.

- Generalnie każdemu, kto czuje, że jazda lewą stroną przerasta go i stresuje, odradzałbym prowadzenie auta w Wielkiej Brytanii - radzi Darek Imbs.

Alkohol, pasy i foteliki

Zgodnie z wytycznymi brytyjskiej policji, samochodu nie można prowadzić pod wpływem alkoholu i narkotyków, a ich obecność w organizmie może być wykryta poprzez badanie oddechu (poza narkotykami) lub we krwi i w moczu. Jeździć należy w zapiętych pasach, tak z przodu, jak i z tyłu auta. Podobnie jak w Polsce, są pewne wyjątki dla kobiet w ciąży, pod warunkiem uzyskania specjalnego zaświadczenia. Dzieci niższe niż 135 cm lub do wieku lat 12. muszą używać odpowiednio zainstalowanych fotelików. Podczas jazdy nie wolno też używać telefonów komórkowych trzymanych w ręku.

Znaki drogowe, mówiące o dopuszczalnej prędkości opisane są w milach, nie zaś w kilometrach, tak jak ma to miejsce w pozostałych regionach Europy. W terenie zabudowanym obowiązuje ograniczenie do 30 mph (48 km/h), na jego obrzeżach do 40mph (64 km/h), zaś na drogach głównych do 60 mph (96 km/h). Ograniczenie prędkości na autostradach to 70 mph czyli 112 km/h.

Patrz na znaki

Oznakowanie w Wielkiej Brytanii nie jest trudne i nie różni się prawie niczym od polskiego systemu znaków drogowych. Jeżdżąc po drogach Zjednoczonego Królestwa, trzeba jednak zwracać uwagę na wszystkie znaki, nie tylko pionowe, ale też poziome, od których polskich drogowców stan rodzimych dróg skutecznie odzwyczaił. Na Wyspach odgrywają one dużą rolę i znacznie ułatwiają życie kierowcom. Na szczególną uwagę zasługują dwa znaki - national speed limit, w Polsce znany jako znak anulujący wszystkie nakazy i żółta szachownica na skrzyżowaniach.

Do pierwszego dobrze się jest stosować, chociażby z uwagi na to, że po ostrym ograniczeniu prędkości, jego pojawienie się przy drodze umożliwia nam przyspieszenie - podróż trwa krócej. Dodatkową zaletą jest to, że nie doprowadzamy do szewskiej pasji jadących za nami innych kierowców, którzy są mało cierpliwi i wściekają się żółwim tempem niezbyt spostrzegawczych szoferów, którzy myślą, że nadal mogą jechać najwyżej 30mil, gdy można już 60.

Szachownica na skrzyżowaniu oznacza miejsce, którego powinniśmy bezwzględnie unikać. Nie wolno na nim stawać choćby krawędzią auta. Utrudnia to i blokuje ruch innym, a dodatkowo gwarantuje wysoki mandat w sytuacji, gdy zostaniemy nagrani przez kamerę monitoringu lub zauważy nas policjant.

Uważaj na radary

Przysłowiowego policjanta z suszarką w ręku, czyli radarem mierzącym prędkość, spotkamy w Wielkiej Brytanii rzadko, ale jest taka szansa. O wiele groźniejsi są niewidzialni wrogowie kierowców - kamery, fotoradary, a nawet... autobusy.

Dlatego też tablic informujących nas o zamieszczonej na naszej drodze kamerze nie wolno lekceważyć nawet na trasach szybkiego ruchu i autostradach. Najłatwiej jest rozpoznać zwykłą kamerę - jest żółta, a jej obecność poprzedza tablica informacyjna lub sygnał GPS, jeśli korzystamy z odpowiednio nowoczesnej nawigacji satelitarnej. Szare kamery na skrzyżowaniach uwieczniają samochody, które przejeżdżają na czerwonych światłach. Jedna fotka to koszt od 50 funtów w górę. Jeszcze inne kamery pilnują nas, byśmy nie wjeżdżali na pas dla autobusów - nawet krawędzią auta (chyba, że zezwala na to w odpowiednich godzinach tablica informacyjna). Nie wolno też lekceważyć miejskiego monitoringu.

- Jeśli operator zauważy, że łamiemy przepisy, stoimy na żółtej szachownicy lub parkujemy w miejscu niedozwolonym, zrobi nam zdjęcie - przestrzega Darek Imbs z Safeway UK. - Nie unikniemy mandatu.

Podobnie sytuacja ma się z miejskimi autobusami. Zamontowane na ich czołach kamery to kolejna pułapka. Są sprawdzane regularnie, a każde, zarejestrowane przez nie łamanie przepisów ruchu drogowego jest później słono karane. Mandatu nie unikną nawet samochody zarejestrowane w Polsce. Kary zostaną przesłane do kraju.

W Wielkiej Brytanii można mieć najwyżej 12 punktów karnych. Po ich osiągnięciu prawo jazdy zostanie zabrane, sprawa zaś skierowana do sądu. Ten zdecyduje o karze, którą zwykle jest grzywna. Podejmie też decyzję, na jak długo prawo jazdy stracimy.

Parkowanie

Postój samochodu to kolejne wyzwanie w Wielkiej Brytanii. Miejsc parkingowych jest, jak w każdym kraju europejskim, za mało, aut zaś zbyt dużo. Do tego Brytyjczycy nauczyli się parkować w kopertach równolegle do ulicy i rzadko kiedy można spotkać bardziej ekonomiczne miejsca z prostopadłymi miejscami do parkowania. Kierowcy rozpoczynający swą karierę na Wyspach muszą się przyzwyczaić do wielu kłopotliwych i uciążliwych obostrzeń związanych z nieprawidłowym parkowaniem.

- Dwie podstawowe zasady prawidłowego parkowania: nigdy nie parkuj na podwójnej żółtej lub czerwonej linii i patrz na tablice informacyjne przy ulicy - mówi w skrócie Darek Imbs.

Miejsca parkingowe przy brytyjskich ulicach wyznaczają zwykle białe zatoki, wymalowane przy krawężnikach. Ograniczają je zaś wymalowane przy krawężnikach linie - pojedyncza żółta, podwójna żółta i podwójna czerwona. Dwie ostatnie wykluczają jakikolwiek postój lub parkowanie, pod groźbą mandatu lub nawet odholowania auta. Pojedyncza żółta zabrania parkowania przed godziną 18.30 w tygodniu, dopuszcza zaś po 18.30 (do 8.30) i w weekendy.

Jednakże sam fakt, że znajdziemy jakieś miejsce do parkowania w danym rejonie naszego miasta nie oznacza wcale, że możemy tam spokojnie zostawić samochód. Wiele miejsc parkingowych przy ulicach przeznaczonych jest bowiem dla właścicieli posesji i zajmując je ryzykujemy kolejnym mandatem. O tym, czy możemy parkować, czy też nie, informują tablice stojące zwykle przy jezdni. System ten jest bardzo ruchomy i nieprzewidywalny, tzn. gdy po jednej stronie ulicy tablica mówi "permit holders only", czyli tylko dla właścicieli, którzy mają pozwolenie miejscowego urzędu councilowskiego, bywa, że po drugiej lub za rogiem parkować już możemy, albo i nie... Należy więc czytać tablice.

- W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, czy możemy parkować, czy też nie, radzę odjechać i poszukać innego miejsca niż ryzykować karę - mówi Darek Imbs.

Wypadek i ubezpieczyciel

Szczęśliwy ten, kto nie będzie miał w zatłoczonych wąskich uliczkach chociażby małej stłuczki, są one bowiem w Wielkiej Brytanii powszechne. Dlatego też szczególną uwagę należy zwracać na to, czy nasz zaparkowany samochód nie wystaje zbytnio spośród innych aut i czy złożyliśmy lusterko. Jeśli zostawimy rozłożone, możemy go nie zastać.

Ci, którzy zdecydują się na początku jeździć po Wyspach kupionym w Polsce autem, muszą się zaopatrzyć w zieloną kartę. Najczęściej pakiety ubezpieczeniowe polskich firm są włączone automatycznie jako zielona karta. Bez ważnego OC jeździć w Wielkiej Brytanii nie można.

W sytuacji zaś, gdy dojdzie jednak do pechowego zdarzenia, liczyć musimy się z następnymi niespodziankami, np. w Wielkiej Brytanii nie ma potrzeby wzywać do byle obcierki policji. Kierowcy, których auta nieszczęśliwie spotykają się na drodze wymieniają się zwykle danymi ubezpieczycieli oraz własnymi. Robią jako dowód zdjęcia uszkodzeń i rozstają się, a reszta pozostaje już w rękach towarzystw obsługujących polisy.

Ubezpieczający się w Polsce liczyć mogą na Wyspach na agentów swych towarzystw ubezpieczeniowych, którzy reprezentują je na obcej ziemi. Dla PZU jest to np. towarzystwo EuroEurope, które zajmuje się załatwianiem wszelkich powypadkowych formalności w imieniu polskiego kierowcy.

Jak wynika z danych towarzystwa Motor Insurers Bureau, w ciągu ostatnich lat drastycznie wzrosła liczba kolizji z udziałem kierowców z Europy Środkowo-Wschodniej. Największy udział mają tu Polacy, którzy na Wyspach są najliczniejszą grupą narodowościową z tej części kontynentu.

- Wiemy, że wzrasta liczba kolizji z udziałem samochodów spoza Wielkiej Brytanii. Dlatego też zajmujemy się doradzaniem poszkodowanym co zrobić w sytuacji, gdy dojdzie do takiego zdarzenia, a auto jest zarejestrowane w naszej bazie danych. Ubezpieczający się otrzymuje pełną pomoc, gdy bierze udział w kolizji z zagranicznym samochodem - mówi Susan Beck z MIB. - Odnotowujemy też duże opóźnienia w rozwiązywaniu formalnych kwestii związanych z wypadkami, w których udział biorą zagraniczne auta.

"Jeśli prowadzisz pojazd i bierzesz udział w wypadku, musisz się zatrzymać. Musisz podać swoje imię i nazwisko, adres, dane ubezpieczeniowe oraz numery rejestracyjne twojego pojazdu innemu kierowcy biorącemu udział w wypadku. Będzie to dla ciebie korzystne, jeśli uzyskasz te dane od innych kierowców" - informuje brytyjska policja.

Przerejestrowywać czy nie przerejestrowywać

Wielu Polaków liczy na to, że po przyjeździe do Wielkiej Brytanii oszuka miejscowe władze i bez problemu będzie mogło jeździć samochodem z kraju na Wyspach. Błąd.

"Istnieją umowy międzynarodowe, które mówią o tymczasowym użyciu pojazdów z obcego kraju przez określony czas, zazwyczaj przez sześć z dwunastu miesięcy. Kierowca odpowiada za udowodnienie, jak długo dany pojazd jest w kraju. Gdy pojazd zostanie zarejestrowany w Zjednoczonym Królestwie, musi mieć opłacony podatek drogowy i jeśli jest starszy niż 3 lata, musi mieć także przegląd Ministry of Transport Test" - przestrzega policja.

Samochód przerejestrowuje się w Driver and Vehicle Licensing Agency (D.V.L.A) www.dvla.gov.uk. Tam też można kupić winiety podatku drogowego.

Autostrady

To kolejny ważny element w życiu każdego kierowcy - szerokie i równe kuszą, ale rozważnie... tu również są kamery, z których można nabawić się popularnej na Wyspach choroby mandatowej.

"Kiedy prowadzisz samochód na autostradach i drogach szybkiego ruchu, jedź po lewej stronie, chyba że wyprzedzasz. Pasa awaryjnego używaj tylko w nagłych wypadkach i pamiętaj wtedy o włączeniu świateł awaryjnych. Możesz zadzwonić po pomoc z telefonów awaryjnych, umieszczonych na pasie awaryjnym co 1500 metrów. Autostrady nie mogą być używane przez pieszych, posiadaczy tymczasowego prawa jazdy na samochód i motocykl, chyba, że jest się z tego zakazu zwolnionym, kierowców motocykli o pojemności poniżej 50 cc, rowerzystów i jeżdżących na koniach. Niektóre, powoli poruszające się pojazdy, a także te o dużych ładunkach oraz wymiarach, pojazdy rolnicze i dla niepełnosprawnych są zakazane" - wylicza brytyjska policja.

Jak to jednak w życiu bywa, w Wielkiej Brytanii, podobnie jak w Polsce, najszybszy pas ruchu jest zapychany przez ślamazary, najwolniejszy - a przynajmniej teoretycznie najwolniejszy - kierowcy wykorzystują do wyprzedzania. Podobnie jak w Polsce, choć zupełnie na odwrót.

Londyn inna bajka

Najtrudniejszym i najbardziej wymagającym miastem do jazdy jest oczywiście Londyn, który łączy w sobie wszystkie opisane powyżej zasady, a do tego rządzi się swoimi. Dlatego nim wsiądziemy za kółko w stolicy Wielkiej Brytanii, dobrze jest zapoznać się, chociaż ogólnie, z topografią miasta oraz opłatami za wjazd do strefy płatnej w centrum. Congestion Charge wynosi obecnie 8 funtów za dzień i nie obowiązuje po godzinie 18.00 oraz w weekendy. CC wykupić trzeba, bo inaczej kamery zamontowane na granicach strefy zarejestrują nasz wjazd i po sprawdzeniu w komputerze, system tradycyjnie wystawi nam mandat.

Dodatkowo wybierając się do centrum, nie wolno nam zapomnieć o karcie kredytowej i telefonie - to bowiem od niedawna jedyny środek na zapłacenie za miejsce parkingowe w City of Westminster.

W Londynie bardzo też trudno jeździ się z tak zwanego punktu do punktu. Łatwo przejechać z jednej części zatłoczonego i zakorkowanego miasta do drugiej, nie jest łatwo jednak odszukać konkretny adres. Dużym ułatwieniem są tutaj systemy nawigacji satelitarnej, które prowadzą jak po sznurku.

- Najważniejsza sprawa to nie denerwować się. Nie wolno poddać się stresowi - uspokaja Mariusz Galiński, polski kierowca jeżdżący dla firmy Arriva the Shires Ltd., operującego m.in. w czerwonych londyńskich autobusach.

- Trzeba uważać na większe samochody. Kierowcy angielscy nie zwracają uwagi na innych uczestników ruchu. Nie obchodzi ich to, co się wokół nich dzieje; gdy chcą zmienić pas po prostu to robią - dodaje Piotr Augustyn, szef zmiany, również z Arriva the Shires Ltd.

Obaj kierowcy od kilku lat pracują u brytyjskiego przewoźnika. Przyznają, że w londyńskich warunkach pracuje im się ciężko, ale komfort pracy, jaki w porównaniu z polskimi przewoźnikami zapewnia im firma, równoważy ponoszone trudy.

Waluty


Kurs NBP z dnia 25.04.2025
GBP 5.0033 złEUR 4.2688 złUSD 3.7611 złCHF 4.5278 zł

Sport