Trump skrytykowany za atak na Theresę May i Sadiqa Khana
Bezprecedensowy wywiad z Trumpem został zamieszczony na stronie internetowej "The Sun" wczoraj późnym wieczorem, w trakcie urządzonego przez szefową rządu przyjęcia na cześć, amerykańskiego przywódcy, i znalazł się także w dzisiejszej gazecie. Wypowiedzi Trumpa zostały upublicznione kilkanaście godzin przed spotkaniem z May i ich wspólną konferencją prasową, wywołując kontrowersje wśród publicystów i polityków oraz stawiając pod znakiem zapytania "specjalną relację" między obojgiem liderów.
W rozmowie z tabloidem, amerykański prezydent ocenił m.in., że stan negocjacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską w sprawie wyjścia ze Wspólnoty "nie jest dobry" i skarżył się, że May nie posłuchała jego sugestii, jak wypracować dobre porozumienie z UE, przez co mogła zagrozić przyszłej umowie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi.
Jednocześnie Trump pochwalił byłego brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Borisa Johnsona, który zrezygnował ze stanowiska w ramach protestu przeciwko rządowej strategii dotyczącej Brexitu. Amerykański prezydent nazwał go "bardzo utalentowanym gościem", dodając, że "byłby świetnym premierem".
Zaatakował także burmistrza Londynu za to, że "zrobił bardzo złą robotę w sprawie terroryzmu" i połączył zjawisko terroryzmu z falami migracyjnymi do Europy.
Burmistrz Londynu od razu odpowiedział dziś na tę krytykę w porannej rozmowie z radiem BBC Radio 4, tłumacząc, że Londyn zmaga się z problemem terroryzmu w takim samym stopniu jak wiele europejskich miast i zastanawiając się "dlaczego Trump wskazał akurat" na brytyjską stolicę.
Khan jednocześnie tłumaczył, że "nie widział dowodów na to, aby wzrost przestępczości (...) wynikał z napływu migrantów z Afryki lub innych części Europy". "Wskazanie migracji (...) jako przyczyny jest niedorzeczne i powinniśmy to nazwać po imieniu" - dodał.
Khan bronił również decyzji o wyrażeniu zgody na masowe protesty przeciwko Trumpowi na ulicach Londynu, tłumacząc, że "nie jest jego rolą cenzurowanie" poglądów demonstrantów. "Czy możecie sobie wyobrazić, że ograniczamy wolność słowa, bo jakiś zagraniczny lider może poczuć się urażony?" - pytał, jednocześnie wskazując, że dzień później odbędzie się z kolei demonstracja zwolenników Trumpa i radykalnej prawicy.
Głos w sprawie krytyki ze strony amerykańskiego prezydenta zabrała także część posłów, domagając się od Trumpa szybkiej zmiany retoryki.
Deputowana rządzącej Partii Konserwatywnej Sarah Wollaston oceniła, że Trump był od dawna "zdeterminowany, by obrazić May". Jak dodała, "taka stwarzająca podziały i grająca na nich retoryka (...) jest odpychająca". "Jeśli ceną porozumienia (handlowego z USA) jest wpisanie się w punkt widzenia (Trumpa) na świat, to nie jest to cena, którą warto zapłacić" - oceniła.
Znacznie ostrzej wypowiedzieli się posłowie opozycyjnej Partii Pracy. Minister spraw zagranicznych w gabinecie cieni Emily Thornberry wyraziła opinię, że słowa amerykańskiego lidera są "nadzwyczaj nieuprzejme". May "jest jego gospodarzem. To nie jest sposób, w jaki należy się zachowywać" - tłumaczyła w rozmowie z telewizją ITV. Jak dodał, premier "musi się jemu sprzeciwić" i "jeśli tego nie zrobi, zawiedzie nasz kraj".
Laburzysta Ben Bradshaw nazwał z kolei "upokarzającym", że "brytyjska premier rozwija czerwony dywan dla mężczyzny, który nie robi nic innego poza obrażaniem jej".
Posłanka Partii Pracy Anna Turley poszła o krok dalej, sugerując, że po publikacji wywiadu powinno się cofnąć spotkanie Trumpa z królową Elżbietą II. "Trump jest rasistą i nie szanuje naszego narodu" - wskazała.
Prezydent USA przyleciał do Wielkiej Brytanii wczoraj prosto ze szczytu NATO w Brukseli. Dziś spotka się z premier May na rozmowach w podmiejskiej rezydencji w Chequers, gdzie weźmie udział we wspólnej z szefową rządu konferencji prasowej. Po jej zakończeniu Trump uda się na zamek w Windsorze, gdzie spotka się z królową, a następnie odleci na weekend do Szkocji.