Menu

Formuła 1: Inauguracja sezonu w Australii, Hamilton w centrum uwagi

Formuła 1: Inauguracja sezonu w Australii, Hamilton w centrum uwagi
Grand Prix Australii 2025 startuje już w najbliższą niedzielę. (Fot. Getty Images)
W niedzielę odbędzie się pierwszy z 24 wyścigów mistrzostw świata Formuły 1 - Grand Prix Australii. Faworytem, choć znacznie mniej oczywistym niż w ubiegłych sezonach, jest broniący tytułu Holender Max Verstappen (Red Bull). Kibice Ferrari oczekują występów Brytyjczyka Lewisa Hamiltona.

Verstappen triumfował w klasyfikacji generalnej w czterech ostatnich latach i może zostać drugim kierowcą w historii, który zostanie mistrzem świata pięć razy z rzędu. Wcześniej dokonał tego jedynie Niemiec Michael Schumacher (2000-04).

Jednak już druga połowa minionego sezonu wskazała, że dominacja 27-letniego Holendra może dobiec końca. Z 14 ostatnich rund MŚ Verstappen wygrał tylko dwie. Dla porównania, w 2023 roku zwyciężył w 19 z 22 wyścigów.

"Motywacji mi nie brakuje, zwłaszcza że w poprzednim sezonie triumf wcale nie był oczywisty. W kilku wyścigach odnieśliśmy efektowne zwycięstwa, ale nie w tak wielu, jakbyśmy sobie życzyli" - przyznał Verstappen.

Słabsza postawa Holendra oraz jeszcze gorsze wyniki Meksykanina Sergio Pereza spowodowały, że w 2024 roku Red Bull nie mógł cieszyć się z trzeciego z rzędu tytułu mistrza świata konstruktorów. Perez stracił zresztą miejsce w stawce 20 kierowców wyścigowych, a zastąpił go mało doświadczony w F1 Nowozelandczyk Liam Lawson.

W klasyfikacji końcowej pierwsze miejsce zajął McLaren, który zdobył pierwszy tytuł w XXI wieku. W tym roku w dalszym ciągu jego barw bronić będą Brytyjczyk Lando Norris i Australijczyk Oscar Piastri. Pierwszy z nich uchodzi za największego rywala Verstappena, a przez niektórych uważany jest nawet za najpoważniejszego kandydata do tytułu.

"Bardzo chcielibyśmy wierzyć w to, że jesteśmy najlepsi, ale w pewnym sensie wolelibyśmy wciąż myśleć o sobie jako o czarnym koniu. Czeka nas długa walka. Wiem, że dla wielu osób jestem faworytem i nasz zespół jest faworytem. Na szczęście, zawsze lepiej spisuję się pod presją. Dzięki niej potrafię lepiej się koncentrować" - mówił w lutym Norris.

Zagadką będzie postawa siedmiokrotnego mistrza świata Hamiltona, który po 12 latach w Mercedesie spróbuje teraz swoich sił w Ferrari. Kibice włoskiego teamu liczą na to, że Brytyjczyk pomoże zdobyć pierwszy tytuł mistrza świata konstruktorów od 2008. 

Gdyby Hamilton triumfował w klasyfikacji kierowców, byłby jedynym w historii zawodnikiem z ośmioma indywidualnymi tytułami. Na razie dzieli rekord z Schumacherem, który również zwyciężył siedem razy.

"Tej pasji, którą tutaj widzę, nie da się z niczym porównać. Ferrari ma bez wątpienia wszystkie składniki, jakich potrzebuje, aby zdobyć mistrzostwo. Teraz trzeba tylko to wszystko dobrze poukładać" - zaznaczył Brytyjczyk.

W mediach prognozuje się, że o tytuł walczyć będą nie tylko Verstappen, Norris i Hamilton, bo nie bez szans są też Piastri, Monakijczyk Charle Leclerc (Ferrari) oraz Brytyjczyk George Russell (Mercedes).

W stawce w tym roku będzie aż sześciu kierowców, którzy nie mają za sobą choćby jednego pełnego sezonu F1. Najbardziej doświadczonym z nich jest Lawson, który wystartował dotychczas w 11 wyścigach. Brytyjczyk Oliver Bearman (Haas) wystąpił w trzech, Australijczyk Jack Doohan (Alpine) - w jednym, a trzech zawodników w niedzielę zadebiutuje: Włoch Andrea Kimi Antonelli (Mercedes), Francuz Isack Hadjar (Racing Bulls) oraz Brazylijczyk Gabriel Bortoleto (Kick Sauber).

Po raz pierwszy od 1989 roku wśród kierowców wyścigowych nie ma ani jednego Fina - po wielu latach występów Valtteri Bottas będzie rezerwowym w Mercedesie. Z kolei dzięki Bortoleto do stawki powrócił Brazylijczyk. Ostatnim jego rodakiem startującym w F1 był Felipe Massa, który zakończył karierę w 2017 roku.

Po kilku latach przerwy wraca też reprezentant Italii. Antonelli będzie pierwszym Włochem w stawce, od kiedy po raz ostatni w 2021 roku wystąpił Antonio Giovinazzi.

Jednym z wątków, który może przewijać się podczas najbliższego sezonu, będą kary za... przekleństwa. 

Prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) Mohammed Ben Sulayem zapowiedział nakładanie grzywien w wysokości minimum 40 tysięcy euro na kierowców, którzy użyją wulgaryzmów podczas zawodów, w komunikacji radiowej z inżynierami wyścigowymi. Te rozmowy są dostępne dla publiczności, a szef FIA podkreśla, że zawodnicy powinni stanowić przykład.

W przypadku wielokrotnego naruszenia tego punktu regulaminu niewykluczone będą nawet kary odjęcia punktów czy zawieszenia w kolejnym wyścigu.

Czytaj więcej:

Formuła 1: Hamilton oficjalnie zaprezentowany. "Zaczynamy nową erę w historii Ferrari"

Formuła 1: Hamilton po raz pierwszy za kierownicą bolidu Ferrari

Formuła 1: Hamilton rozbił Ferrari podczas testów w Barcelonie

    Kurs NBP z dnia 13.03.2025
    GBP 4.9982 złEUR 4.1960 złUSD 3.8568 złCHF 4.3722 zł

    Sport