Mięso z Polski na cenzurowanym w UK
"Nie kupuje się mięsa w polskich sklepach. Jak wrzuciłam pierś kurczaka z Polski na patelnię, to wyciekała sama woda" - informuje nas jedna z czytelniczek o imieniu Kasia. Podobne komentarze można było ostatnio przeczytać pod naszymi wiadomościami o polskim mięsie. Skąd się wzięła się ta fatalna opinia?
Polskie mięso wielokrotnie wywoływało kontrowersje już w samej Polsce, zwłaszcza w kontekście warunków, w jakich hodowane są zwierzęta czy uboju bez nadzoru weterynaryjnego. Wydawało się więc kwestią czasu, kiedy obiekcje zaczną pojawiać się także zagranicą. Polska jest bowiem jednym z największym eksporterów mięsa na zachodnie rynki (w tym w sektorze mięs koszernych i halal).
Tylko w 2022 r. wartość eksportu wołowiny przekroczyła rekordowe 2,1 mld euro. W przypadku wieprzowiny było to aż 812 mln euro. Prawdziwą specjalnością Polski jest jednak eksport drobiu - tylko w okresie od stycznia do kwietnia ubiegłego roku jego wartość wynosiła ponad 1,5 mld euro. Oficjalne dane pokazują, że rocznie na eksport trafia aż 52 proc. krajowej produkcji mięsa drobiowego.
Jedna z największych afer z udziałem polskiego mięsa w ostatnich latach wybuchła w 2019 roku. Jej efektem była interwencja ze strony Komisji Europejskiej, która wysłała nad Wisłę inspektorów w celu zbadania skali problemu.
Na jaw wyszło, że w kraju na eksport przeznaczano mięso z tzw. nielegalnych ubojów. Unijne prawo stanowi, że przed ubojem wszystkie zwierzęta muszą przejść kontrolę w obecności lekarza weterynarii. Mięso musi także zostać poddane badaniu przez lekarza weterynarii także bezpośrednio po uboju. Do tego czasu nie może ono zostać uznane za zdatne do spożycia, jeżeli zwierzę np. cierpi na choroby.
Wszelkie mięso przeznaczone do spożycia przez ludzi, w przypadku którego nie ma pełnej gwarancji zgodności z przepisami UE, musi zostać natychmiast wycofane z rynku - zwłaszcza gdy nie ma pewności, że nie stanowi ono zagrożenia dla zdrowia zwierząt lub zdrowia publicznego. I tak stało się w tym przypadku - mięso wycofano w sumie aż z 14 krajów UE.
Bezpośrednio na Wyspach duża afera z udziałem mięsa z Polski wybuchła w 2020 r. W mniejszym stopniu zwracano jednak wówczas uwagę na kwestie zdrowotne - w grę wchodziło wiele czynników i aktualny klimat polityczny. UK przechodziło wówczas przez kolejne lockdowny i było świeżo po wyjściu z UE - wielu rolników informowało o trudnościach finansowych związanych z brakami kadrowymi.
W tym czasie organ zrzeszający farmerów i hodowców ABP dowiódł, że niektóre supermarkety skupują "dziesiątki ton" mięsa z Polski, będącego znacznie tańszym niż na Wyspach. Celem oszczędności było oczywiście zwiększenie zysku.
Sprawa została opisana przez wszystkie największe media w kraju i doprowadziło to do bojkotu niekórych sieci sklepów. Wówczas mało kto sugerował, że mięso z Polski może być gorsze, ale wskazywano, że supermarkety powinny wspierać rodzimych producentów, a tym samym brytyjską gospodarkę.
Był to czas, gdy wielu hodowców - z powodu braków kadrowych - wysyłało mięso do rzeźni w krajach UE, skąd było ono sprowadzane z powrotem do kraju. Działaniom tym towarzyszyło dużo napięcia i dyskusji na temat tego, jak naprawić całą branżę.
Niektórzy zdecydowali się wykorzystać to do zbicia kapitału politycznego. Najlepszym przykładem jest Nigel Farage z Brexit Party. "Nikt nie kupowałby takich produktów, gdyby nie 4 mln imigrantów z UE na Wyspach" - w gorzkich słowach skomentował polityk.
Ostatni skandal miał miejsce w ubiegłym miesiącu. Zarzuty, jakie wówczas wystosowano wobec polskich hodowców mięsa, były znacznie poważniejsze. Oskarżono ich bowiem o doprowadzenie do wybuchu epidemii salmonelli w Wielkiej Brytanii.
Wystarczy wpisać w Google frazę "Polish meat salmonella", aby zobaczyć, że polskie mięso jest regularnie łączone z salmonellą - i to nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale również np. w Czechach.
Niezależne śledztwo dziennikarskie udowodniło także, że niektórzy hodowcy "prewencyjnie stosują antybiotyki". Zjawisko to - zakazane przez Komisję Europejską - powoduje, że osoby jedzące mięso regulanie przechodzą antybiotykoterapię. W przypadku, gdy pojawi się zagrożenie dla ich zdrowa spowodowane jakimś zakażeniem, mogą wówczas być odporni na leczenie. Tylko w 2019 r. z tego powodu na świecie zmarło 1,2 mln osób.
Sami eksporterzy mięsa zaprzeczyli tym zarzutom, ale nie uspokoiło to opinii publicznej - tym bardziej, że śledztwo wykazało, iż mówili nieprawdę. Potwierdzili to także niektórzy hodowcy z Polski, którzy sprzedają swoje mięso dużym koncernom.
"Jeden z rolników, który zaopatruje SuperDrób, przekazał jednak grupie Bureau of Investigative Journalism, że w jego gospodarstwie stosowane są antybiotyki. Inne źródło - osoba, która pracuje dla firmy, ale chciała pozostać anonimowa - również potwierdziła, że praktyki rzeczywiście mają miejsce" - informowaliśmy w artykule z 21 czerwca br.
"Hodowane w Polsce szybko rosnące rasy kurczaków zostały genetycznie wyselekcjonowane w kierunku przybierania na masie w ekstremalnie szybkim tempie, a także rozwoju nieproporcjonalnie dużego mięśnia piersiowego (tzw. piersi z kurczaka). Tak nienaturalny rozwój powoduje, że ptaki są predysponowane do chorób, infekcji i deformacji ciała" - poinformowało nas Stowrzyszenie Otwarte Klatki, zwracając uwagę na źródło jednego z problemów.
"Odpowiedzią na te problemy nie może być jednak stosowanie antybiotyków, będące realnym zagrożeniem dla zdrowia publicznego, ale całkowite odejście od hodowli kurczaków ras szybko rosnących na rzecz ras o bardziej zrównoważonym tempie wzrostu, które wykazują się lepszym zdrowiem i wyższą odpornością, a co za tym idzie mniejszym zapotrzebowaniem na antybiotyki - wykazano, że hodując rasy wolniej rosnące, zużywa się co najmniej 6 razy mniej antybiotyków" - podsumowała organizacja.
Czytaj więcej:
Badanie: Polacy wciąż kochają mięso. Głównie stawiają na drób i wieprzowinę
Polacy nie zamierzają rezygnować z jedzenia mięsa, choć są otwarci na roślinne zamienniki
Znów głośno o polskim mięsie w UK. "Faszerowane antybiotykami"