"Bardzo polska sprawa" w Londynie
Dwóch chłopców pasących krowy na tle bramy obozu w Auschwitz znalazło się na zdjęciu, które otwiera wystawę fotografii 88-letniego Geralda Howsona w Europa House. Ekspozycja ilustruje Polskę z 1959 r.
Reklama
Reklama
"Howson to wrażliwy, wykształcony człowiek Zachodu, nieskażony ideologicznie, z zupełnie świeżą optyką. Przyjeżdża do Polski korzystając z poluzowania politycznej śruby i fotografuje to, co mu wpada w oko, szuka rzeczy nieangielskich. Pokazuje ludzi w zbliżeniu, po polsku nie mówi" - zauważa kurator wystawy, Bogdan Frymorgen.
Gerald Howson pojechał do Polski na dwa tygodnie na zlecenie ilustrowanego tygodnika "The Queen", planującego reportaż o życiu za żelazną kurtyną. Artykuł nigdy nie powstał, ponieważ Frank Tuohy - pracownik British Council w Krakowie, który miał napisać tekst - rozmyślił się dochodząc do wniosku, że gdyby napisał uczciwie, to musiałby z Polski wyjechać.
"Gdy robiłem zdjęcia na gorąco, nie miałem świadomości, że dokumentuję ducha czasu, ale teraz z perspektywy półwiecza można spojrzeć na tamte czasy także okiem fotografa-dokumentalisty" - wspomina Howson.
"Gdy fotografowałem ludzi czułem smutek, bo wiedziałem przez co Polska przeszła w czasie wojny i bezpośrednio po niej, ale wielkie wrażenie wywarły na mnie sztuki plastyczne jak np. grafika w miejscach publicznych, czego nie widziałem w Anglii i budownictwo - choć nie Nowa Huta porażająca monotonią i jednostajnością" - przypomina swoje odczucia z tamtego okresu.
Rozkładówkę ze zdjęciami Howsona zamieścił "Daily Telegraph". Howson przypomina, że po ukazaniu się tekstu, do redakcji zgłosili się funkcjonariusze wywiadu PRL, prosząc o nazwiska polskich współpracowników. W ten sposób chcieli zdobyć "haki" na ich rodziny w Polsce. W zamian obiecywali, że "Daily Telegraph", jako pierwsza wśród brytyjskich gazet, będzie dostawała prasowe przecieki.
Jego zdjęcia obejrzała też ówczesna attache kulturalna ambasady PRL w Londynie, która skrytykowała Howsona za to, że nie fotografował uśmiechniętych, szczęśliwych ludzi w nowej, komunistycznej rzeczywistości. Dzięki temu spotkaniu, Howson, jak przyznał w wywiadzie dla Frymorgena, zrozumiał nie tylko to, czym była zimna wojna, ale także sam jej doświadczył, ponieważ "przetoczyła się przez frontowy pokój jego własnego domu".
Gerald Howson pojechał do Polski na dwa tygodnie na zlecenie ilustrowanego tygodnika "The Queen", planującego reportaż o życiu za żelazną kurtyną. Artykuł nigdy nie powstał, ponieważ Frank Tuohy - pracownik British Council w Krakowie, który miał napisać tekst - rozmyślił się dochodząc do wniosku, że gdyby napisał uczciwie, to musiałby z Polski wyjechać.
"Gdy robiłem zdjęcia na gorąco, nie miałem świadomości, że dokumentuję ducha czasu, ale teraz z perspektywy półwiecza można spojrzeć na tamte czasy także okiem fotografa-dokumentalisty" - wspomina Howson.
"Gdy fotografowałem ludzi czułem smutek, bo wiedziałem przez co Polska przeszła w czasie wojny i bezpośrednio po niej, ale wielkie wrażenie wywarły na mnie sztuki plastyczne jak np. grafika w miejscach publicznych, czego nie widziałem w Anglii i budownictwo - choć nie Nowa Huta porażająca monotonią i jednostajnością" - przypomina swoje odczucia z tamtego okresu.
Rozkładówkę ze zdjęciami Howsona zamieścił "Daily Telegraph". Howson przypomina, że po ukazaniu się tekstu, do redakcji zgłosili się funkcjonariusze wywiadu PRL, prosząc o nazwiska polskich współpracowników. W ten sposób chcieli zdobyć "haki" na ich rodziny w Polsce. W zamian obiecywali, że "Daily Telegraph", jako pierwsza wśród brytyjskich gazet, będzie dostawała prasowe przecieki.
Jego zdjęcia obejrzała też ówczesna attache kulturalna ambasady PRL w Londynie, która skrytykowała Howsona za to, że nie fotografował uśmiechniętych, szczęśliwych ludzi w nowej, komunistycznej rzeczywistości. Dzięki temu spotkaniu, Howson, jak przyznał w wywiadzie dla Frymorgena, zrozumiał nie tylko to, czym była zimna wojna, ale także sam jej doświadczył, ponieważ "przetoczyła się przez frontowy pokój jego własnego domu".
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama