Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Podróż za milion zdjęć: Good Morning, Vietnam!

Podróż za milion zdjęć: Good Morning, Vietnam!
Obcowanie z etnicznymi mieszkańcami było świetnym przeżyciem. Pozwalało sobodnie poruszać się po ich gospodarstwach i domostwach, a co za tym idzie - dawało okazję do zrobienia wyjątkowych zdjęć. (Fot. T.Dworczyk)
Przez 4 dni nie zobaczyłem ani jednego turysty, dzięki zadekowaniu się w jednej z etnicznych wiosek.
Reklama
Reklama

3 miesiące pracy w Londynie, 7 miesięcy podróży za jedną wypłatę - wszystko jest możliwe! Historia Tomasza Dworczyka ma na celu inspirowanie innych do... wzięcia wyjątkowego urlopu!

Opowieść rozpoczyna się dwa lata temu, jeszcze w Polsce. Zmęczony ciężką pracą w korporacjach, zbierając pieniądze na wymarzony urlop poczuł, że coś w nim pękło. Ile byś nie pracował i ile byś nie zarabiał, to i tak pieniądze rozchodziły się gdzieś - a to rachunki, a to dojazdy czy podatki... Starczało ledwo na wypad za miasto. Kiedy zapytał szefa o urlop i usłyszał, że w tym terminie nie może nigdzie pojechać, miarka się przebrała - i tak zaczęła się przygoda, a właściwie urlop życia pochodzącego z Koluszek Tomasza Dworczyka. Zobacz, jak to się zaczęło...

W Homestay La Beaute miałem do dyspozycji pokój z wygodnym łóżkiem, tylko brakło czasu, żeby się nim nacieszyć. Siedziałem przed kompem przy kawie, albo brodziłem po kolana w polu ryżowym. Aby więc wypromować miejsce mojego postoju w internecie, musiałem zrezygnować ze snu.

Ale od początku...

W prowincji Lào Cai znajduje się miasto Sa Pa. Popularny obecnie kurort założony został przez Francuzów w czasach kolonialnych. Okoliczne wioski zamieszkują mniejszości etniczne Hmong, Dao i Tày. W jednej z takich wiosek zaszyłem się, żeby poznać Wietnam "od kuchni".

Szukałem sposobu na przetrwanie w nader popularniej wśród turystów prowincji, gdzie odwiedzających jest znacznie więcej niż lokalnych mieszkańców, a ceny są wyższe od budynków...

Zasadniczo to już po dwóch dniach miałem dosyć tego miejsca i zamierzałem wyruszyć w dalszą drogę.

Siedziałem przed komputerem w "Wietnamskiej Chacie", gdzie rezydowałem za 3 dolce, mając w cenie zapewniony nocleg i michę. Tam poznałem Dinha, który z zainteresowaniem patrzył na to co robiłem.

Zazwyczaj staram się unikać ludzi w hostelach, bo to jedyny czas, kiedy mogę zorganizować swoje zdjęcia, napisać relacje, czy zmontować filmy. Większość ludzi zawraca tylko tyłek pytaniami: ile podróżujesz, gdzie byłeś, dokąd jedziesz dalej... Taaak? Ooo, to super... A mogę zobaczyć?

No i więcej już tej osoby na oczy nie zobaczę, podobnie jak godziny, którą mi odebrała na jałowej rozmowie. I tak niczym" kopiuj/wklej" powtarzało się w każdym hostelu.

Tym razem miałem jednak przeczucie, że warto rzucić robotę i pogadać przez chwilę. To w takich momentach poznaje się najciekawszych ludzi, z którymi często potem utrzymuje się kontakt przez lata.

Dinh również zajmował się fotografią i chciał zobaczyć moje zdjęcia z Wietnamu. Normalnie to bym odmówił, albo podał linka i wrócił do pracy. Pogadałem jednak z nim o fotografii, podróżowaniu i najciekawszych miejscach. Weszliśmy na temat wolontariatów, które robiłem w każdym kraju by móc podróżować bez budżetu. Dinh też pracował jako wolontariusz. W pobliskiej szkole organizował masę atrakcji oraz kursy języka angielskiego, a umiejętności i wiedza wielokrotnie przydały się w trakcie podróży.

Pokazałem mu portal Workaway i otworzyłem oczy na świat. Uświadomiłem mu, że też może tak podróżować, byleby miał ochotę do pracy. A skoro robił wolontariaty tutaj, mógł je robić wszędzie w zamian za nocleg i wyżywienie.

Tak sobie rozmawialiśmy, aż weszliśmy na tematu zdjęć hoteli, w których wiele razy nocowałem w zamian za wykonanie portfolia wnętrz, kulinariów i ofert...

Dinh wstał od stołu, wykonał telefon, a po chwili wrócił do mnie z ofertą: A możesz zrobić takie zdjęcia dla mojej siostry?

Okazało się, że była właścicielką nowo wybudowanego guesthouse i potrzebowała reklamy. Zdałem sobie sprawę, że w tak popularnym wśród turystów miejscu jak Sa Pa na nic zdadzą się płatne ogłoszenia, bo zawsze znajdzie się posiadacz hotelu, którego stać będzie na większy billboard. Na nic zdadzą się też Google Ad i inne sponsorowane linki. Tu trzeba było inaczej, a ja miałem pewien pomysł...

Dogadaliśmy się. Obiecałem ogarnąć social media, kilka portali internetowych i dołączyć zdjęcia, a wszystko to w zamian za 2 noce z wyżywieniem.

Z powodu paskudnej pogody mój pobyt przedłużył się do 4 dni, dzięki czemu mogłem zmontować kilka filmów i zwolnić trochę miejsca na kompie.

Miałem też ogromne szczęście, bo dom zlokalizowany był w jednej z wiosek etnicznych, więc nie musiałem wydać na bilet wstępu. Koszt noclegu i michy za dobę przekraczał pół miliona dongów!

Przez 2 miesiące w Wietnamie nie wydałem więcej niż 70 000 dongów. W końcu, po kilku dniach surwiwalu na górskich drogach, spania na betonie, kąpielach w rzece i nieprzespanych nocach, trafiłem do luksusów, z dala od turystów. I jeszcze "płaciłem" zdjęciami i pisaniem, czyli walutą najchętniej wydawaną przeze mnie w podróży.

Codziennie po śniadaniu wyprowadzałem swój skuter i aparat "na spacer" po okolicznych osadach. Chciałem oswoić tubylców ze mną nim wyceluję w nich obiektyw aparatu.

Obcowanie z etnicznymi mieszkańcami było świetnym przeżyciem. Pozwalało sobodnie poruszać się po ich gospodarstwach i domostwach, a co za tym idzie - dawało okazję do zrobienia wyjątkowych zdjęć: swobodnie zachowujących się Wietnamczyków w naturalnym habitacie.

Przyglądałem się życiu mieszkańców, niejednokrotnie służąc pomocną dłonią: a to wypychaliśmy wóz z rowu, albo ładowaliśmy ryż na inny. Kilka razy podrzuciłem babinę jakąś z koszem załadowanym kukurydzą, albo i innym zielskiem. Nawet osobiście stawiłem się do zbioru onej kukurydzy.

W sumie to gościłem aż w czterech wioskach, które zamieszkiwane były przez różne grupy etniczne i w każdej zdumiewało mnie coś innego.

Niektóre z nich były nastawione na dzianych turystów, inne osady zamieszkałe przez rdzennych mieszkańców, rzadko gościły białego człowieka.

Zaskoczyło mnie, że szło się z nimi dogadać po angielsku. Słabo, ale jednak. Za to "give me money" każdy potrafił powiedzieć - słyszałem od babcinek i od dzieci. Ale w miejscach położonych daleko od świata, w którym króluje Internet, ludzie oddaliby wam obiad, a nigdy nie poprosili o kasę...

Na ryneczku dokonałem zakupu, wspierając okoliczny biznes. Zamiast wydać 70 000 dongów na rządowy haracz (bilet wstępu do wioski), zakupiłem za tę kwotę słodycze i inne smakołyki.

Wszystkie dzieci, które NIE wołały: "money, money", dostawały ode mnie cukierki. Ale poczciwe maluchy i tak zbierały się do kupy i dzieliły tym, co miały.

Dopiero po trzech dniach eksploracji prowincji i zawarciu pobieżnej znajomości z kilkoma rodzinami, mogłem wyjąć aparat. Wkrótce znali mnie już chyba wszyscy, zapraszając do domów na herbatę, kawę czy bucha z bambusowej fajki wodnej.

Trzeba otworzyć się na ludzi, żeby w pełni doświadczyć piękna odwiedzonego kraju! Nie tylko miejsca będziemy pamiętać, ale też ludzi ,których tam spotkaliśmy... Takich atrakcji nie można kupić w żadnym biurze podróży. Ludzie są super i "za darmo" zwłaszcza, jeśli się do nich dołączy, zamiast przyglądać jak w zoo...

Na zdj.: Najtrudniej jednak było się poruszać po drogach, których nie było... Bywało, że w nocy zerwało powierzchnię, a już po południu byłem świadkiem zakończenia remontu.

Ponieważ miałem do wyboru: albo ogarniać podróż, mapy, noclegi, stacje benzynowe i prowadzić motor po serpentynach, albo spać... resztę opowiedziałem w filmach.

Przeprawa przez góry w prowincji Sa Pa sprawiła, że chciałem zobaczyć JESZCZE więcej! Stamtąd udałem się do bardziej hardkorowej części, czyli prowincji Ha Giang.

Więcej na temat projektu oraz zapowiedziane filmy: https://www.facebook.com/podrozzamilion/

Portal Londynek.net objął patronat nad projektem "Podróż za milion zdjęć".

Zdjęcia autorstwa Tomasza Dworczyka.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 5.38 / 8

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 28.03.2024
GBP 5.0474 złEUR 4.3191 złUSD 4.0081 złCHF 4.4228 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama