Menu

"Nowa normalność", czyli nie dajmy się zwariować

W całym Londynie plakaty i bilboardy przypominają nam o tym, że żyjemy w ciągłym zagrożeniu... Na zdj. bilboard w dzielnicy Hammersmith. (Fot. Londynek.net/A. Chodakowska)
I stało się. Premier Boris Johnson ogłosił wczoraj nowe restrykcje dla Anglii - mają one obowiązywać nawet przez najbliższe 6 miesięcy, co oznacza, że do końca marca może nam towarzyszyć poczucie rosnącego ograniczania naszej wolności i ciągłej obawy - o zdrowie nasze i bliskich, o naszą pracę, o to jak będą wyglądać najbliższe święta...

Co prawda rząd brytyjski zarzeka się, że robi wszystko, aby znów nie wprowadzić całkowitego lockdownu, bo miałoby to tragiczne skutki dla i tak nadszarpniętej już gospodarki kraju, ale na razie nie widać końca "koronawirusowej psychozy". Ostatnio wprowadzono "zasadę sześciu" i godzinę policyjną dla pubów i restauracji, które od 24 września muszą być zamykane o 22:00. Cóż, większej imprezy w ciągu najbliższych 6 miesięcy raczej nie zrobimy... A co ze świętami w gronie rodziny i przyjaciół? Oto jest pytanie...

Dla mieszkańców Zjednoczonego Królestwa - kraju, w którym z dumą akcentuje się tradycje demokratyczne - ograniczanie swobód obywatelskich może być niezwykle bolesne i trudne do strawienia. Przypomnę choćby protesty w Londynie i innych miastach, związane z nakazem noszenia maseczek. Kolejne ograniczanie społeczeństwu możliwości, które w "normalnych" warunkach są dla niego tak naturalne jak oddychanie, może spowodować nie tylko napięcia społeczne, ale zauważalne już pogarszanie się stanu zdrowia psychicznego, o czym czytamy w brytyjskiej prasie, cytującej raz po raz różnych specjalistów zaniepokojonych rosnącą liczbą przypadków depresji.

Nie trzeba być jednak psychiatrą czy socjologiem, by dostrzec ludzką frustrację. Niemal każdy z nas był chyba świadkiem przepychanki - słownej, ale zdarza się, że także i fizycznej - w sklepie czy środkach transportu publicznego. Powód? Najczęściej chodzi o nienoszenie maseczki lub niezachowanie dystansu od innych. Niektórzy wychodzą bowiem z założenia, że ich pewne zasady nie dotyczą, bo "nie wierzą w pandemię", powodując tym samym agresywne zachowania u tych, którzy "wierzą". Spytałam jedną z takich "zbuntowanych" osób, co jej szkodzi założenie "dla świętego spokoju" maseczki czy odsunięcie się od innych, gdy stoi w kolejce. Bo jeśli nawet jej to w niczym nie pomoże (skoro "nie wierzy"), to przecież zdecydowanie nie zaszkodzi. Usłyszałam, że "nie i koniec" - i na tym dyskusja się urwała. 

Dość często odwiedzam różne polskie sklepy w Londynie. Ostatnio, stojąc w kolejce do kasy w jednym ze sklepów popularnej wśród naszych rodaków sieci, dosłownie i w przenośni poczułam oddech osoby, która stała za mną, na własnej szyi. Klienci robili zakupy bez maseczek (albo na modny sposób "maska pod nosem lub na brodzie"), a zachowanie dystansu między kupującymi było raczej niemożliwe ze względu na porozkładany między półkami towar, czekający na rozpakowanie. Sympatyczne pracownice sklepu, zajęte rozmową między sobą, ledwo pozwalały klientom na przejście między wąskimi alejkami, ale do żadnych napiętych sytuacji nie dochodziło. Czyżby Polacy w UK znaleźli swój własny "złoty środek" na koronawirusa? A może chodzi o to, że jako naród przeszliśmy już tyle, że "byle wirus" nas nie przeraża?...

Tzw. "nowa normalność", której daleko do normalności i zwyczajnego życia, jakie pamiętamy sprzed lutego-marca tego roku, wymusza na nas zmianę myślenia na wiele tematów. Jednym z nich - i kto wie, czy nie najważniejszym - są np. relacje międzyludzkie. To właśnie teraz jak na dłoni widać, z kim chcemy utrzymywać kontakty, jak nam się układa z rodziną i na ile czujemy się z kimś związani czy na ile samotni. Nasze życie nieco zwolniło i dało szansę na spokojne przemyślenie wielu spraw i określenie na nowo życiowych priorytetów. 

Takie "zwolnienie" świata jeszcze potrwa przynajmniej do marca przyszłego roku i będziemy żyć w warunkach "nowej normalności" przez okrągły rok. W tym czasie warto pamiętać, że najważniejsze jest to, aby znaleźć właściwy balans między tym, co słyszymy na temat koronawirusa, tym, co o tym sobie myślimy i tym, jaką postawę wobec tego przyjmujemy. Zachowanie takiej wewnętrznej równowagi nie zawsze jest łatwe - szczególnie gdy nie jesteśmy pewni czy utrzymamy swoją pracę i czy będziemy w stanie uzyskać jakąkolwiek pomoc finansową - ale panika, nerwowe działanie czy pozbywanie się swoich frustracji poprzez wyładowywanie się na innych nigdy nie są dobrym wyjściem. Dlatego sobie i wszystkim czytelnikom Londynka życzę spokoju, zdrowia i doczekania czasów, gdy normalność będzie po prostu normalnością - nie dajmy się zwariować!

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 3.86 / 45

Waluty


Kurs NBP z dnia 29.11.2024
GBP 5.1747 złEUR 4.3043 złUSD 4.0770 złCHF 4.6268 zł

Sport