Menu

Lider grupy LemON: Jest ze mnie stuprocentowy Łemko

Zespół LemON odniósł sukces dzięki występowi w programie Must Be The Music. Ich piosenki "Będę z Tobą" i "Napraw" królowały na listach przebojów. Lider zespołu LemON - Igor Herbut - opowiada między innymi o tym, ile Łemka jest w Łemku.
Łemkowie to mała grupa etniczna w Polsce, która zamieszkiwała kiedyś obszar Karpat. Jury programu zachwyciło się waszymi piosenkami, których inspiracją była łemkowska kultura. Czy dużo Łemka jest w tobie?
Igor Herbut: To tak jakbyś się zapytała pomidora, czy dużo jest w nim soku pomidorowego. Jest ze mnie stuprocentowy Łemko. Gdybym nie pisał i nie śpiewał po łemkowsku, to nie byłbym prawdziwy. Ta kultura mnie wychowała. Łemkowski był moim pierwszym językiem.

Skąd te łemkowskie tradycje?
Jestem z łemkowskiej rodziny muzykującej, grającej na różnych instrumentach, tańczącej, propagującej kulturę. Moja mama jest nauczycielem języka łemkowskiego. Jestem z rodziny, która zawsze pamiętała o swoich korzeniach.

Na waszej płycie piosenki są nie tylko po łemkowsku, ale i po polsku, ukraińsku i angielsku. W jakim języku tworzy ci się najlepiej?
Kiedyś ktoś mnie zapytał, w jakim języku myślę, czy po łemkowsku, czy po polsku. Ciężko mi było odpowiedzieć. I tak samo jest z pisaniem. Może jestem marzycielem i człowiekiem, który nie stoi twardo na ziemi, ale myślę, że piszę w języku muzyki. Bo jeśli nie znamy się jeszcze z chłopakami z zespołu, a gramy na scenie jak jeden człowiek, nie znając ani numeru, ani siebie, to coś musi w tym być. Emocje są przelewane na dźwięki.

Ale tekst musi powstać w jakimś języku. W jakim?
Łatwiej jest mi pisać po łemkowsku. Język polski jest trudny i wymagający. Łemkowski jest bardziej melodyjny. Bardziej pasuje pod to, co mam w głowie.

Ludzie śpiewają z wami piosenki po łemkowsku?
Na początku ludzie nie rozumieli, o czym jest "Litaj ptaszko", ale dzisiaj coraz częściej z nami śpiewają. W Opolu, ponad połowa amfiteatru śpiewała wszystkie teksty. To było niesamowite.

Grafik koncertów wypełniony po brzegi. Czas na chwilę przerwy?
Nie ma przerwy... Ale jak mówił Thomas Edison, ten od żarówki: "rób w życiu to, co kochasz, to nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu". Nawet kiedy byłem teraz przez 10 dni w Tokio, moja głowa cały czas pracowała. Wymyślam w głowie melodie, harmonie, teksty. W Tokio rozklejałem też nasze słynne już ogłoszenia z klipu do piosenki "Nice". Ogłoszenie brzmi tak "Take what you need" i można zerwać sobie różne wyrazy "Love", "faith", "courage"... Czyli chodzi o to, że wszystko, czego potrzebujesz, jest na wyciągnięcie ręki. Że wszystko to, co najważniejsze: siła, odwaga, wiara... jest w nas samych. Wystarczy po to sięgnąć.

W klipie do "Nice" przyklejałem takie ogłoszenia na południu Europy - i oczywiście w samej Nicei, o której jest ta piosenka. Ludzie reagowali niesamowicie! Uśmiechali się, pomagali mi rysować kolejne kartki, szukać punktu xero, pomagali rozwieszać... To samo było w Japonii. Nawet powstała wersja po japońsku! Kosmos! W ogóle ta akcja nabrała niesamowitego tempa. Ludzie z całej Polski teraz rozklejają w swoich miastach karteczki! Wysyłają nam zdjęcia z innych krajów... jedna dziewczyna przykleiła ją na Giewoncie! Piękna sprawa! Cieszymy się, że otwieramy innym serducha!

Powiedziałeś, że właśnie wróciłeś z Japonii. Co przywiozłeś chłopakom z zespołu?
Piotr Kołacz, basista - dostał ode mnie wielką malowaną na tkaninie postać z mangi (dodam, że nie w pełni ubraną) - dziewczynę grającą na gitarze basowej. Adam Horoszczak, gitarzysta - kolekcję japońskich kostek do gitary. Piotr Budniak - perkusista, japoński instrument z fantastycznego muzeum bębnów Taiko, Piotr Walicki - pianista, miłośnikowi sushi - replikę sushi, która wygląda tak realistycznie, że można by się pomylić! Andrzej Olejnik, nasz niesubordynowany skrzypek - dostał kolekcję jednodniowych tatuaży, które wszystkie mają napisane "late" - spóźniony. Kto zna Andrzeja, ten wie, o co chodzi.

Nie przywiozłeś im sake? Co pijecie w trasie?
Niestety, piję energetyki, bo dużo prowadzę. Kocham też sok z owoców acai i świeżo tłoczony sok jabłkowy.

Żadnej lemoniady?
Żadnej. Wiem, jesteśmy nudni.

To skąd w takim razie nazwa zespołu LemON?
Nazwa jest od Łemkowyny, skąd pochodzę. "Lem" oznacza "tylko" po łemkowsku. I to jest pierwszy człon nazwy. Drugi pisany jest z wielkich liter "on" - "on air", "turn on" zapożyczając z języka angielskiego. A razem tworzą takie świeże, kwaśne słowo: "LemON".

Pomysł na nazwę zespołu był przemyślany?
W biografii naszego zespołu nic nie jest przemyślane. Zespół powstał nagle po precastingach do programu Must Be The Music. Więc to była szybka nazwa, na spontanie, wymyślona pod drzwiami.

Jak to się stało?
Na precasting we Wrocławiu poszedłem z moim kuzynem Adamem. Zaśpiewaliśmy po łemkowsku dwie piosenki. Zostaliśmy zaproszeni na kolejny casting. Zapytałem tylko, czy mogę wziąć swój skład, którego tak naprawdę nie miałem. Zgodzili się. Zadzwoniłem do chłopaków i tak powstał LemON. Chłopaki poznali się dopiero na próbie przed nagraniem do programu. Zagraliśmy numer "Litaj ptaszko" - pierwszy raz razem. Po raz drugi wykonaliśmy go już przed jury i tak trwa nasza historia do dziś.

Co dał ci ten program?
Sam program zmusił mnie do założenia zespołu. Wygrana zmusiła mnie do pracy.

Czy też coś zabrał?
Każdy miał swoje życie. Kołacz był logistykiem, postawił wszystko na jedną kartę. Adam zawiesił studia na politechnice. A ja uciekłem z miejsca, gdzie pracowałem po 12 godzin. Byłem przedstawicielem handlowym. Muzyką dla mnie było pykanie kas i zapętlająca się płyta z tymi samymi piosenkami. Potem poszedłem na studia, na wokalistykę, na półtora roku. Ale nie myślę, że coś musiałem poświęcić. Wiem, że zyskałem bardzo wiele. Miłość, rozwój, wiedzę, przyjaciół.

Czy po wygraniu Must Be The Music, kiedy staliście się popularni, twoi starzy przyjaciele i znajomi nie odwrócili się od ciebie?
Wiele osób się odwróciło, ale nic na siłę. Siedzisz w takim bezpiecznym gnieździe. Wszyscy mówią: zostań tu, jest ciepło, miło. Co będziesz szukał czegoś nowego. A potem wylatujesz, znajdujesz nowe, piękne gniazdo, tyle że do tego starego mogą cię już nie wpuścić. Nie masz powrotu.

A Ty możesz wracać jeszcze do tego gniazda?
Na szczęście mogę. Na pewno jest u mojej mamy. Jest ze mnie dumna i zawsze wszystko przeżywa. I tęskni. Jak każda kochająca mama.

Rzadziej teraz wracasz do domu?
Dużo rzadziej. Ale jak już wracam, to zawsze jest rosół. Tęsknię też za łemkowskimi przysmakami. Za selyczą - to taka zupa podobna do żurku, na zakwasie, z ziemniakami, z podsmażaną cebulą. Przepyszna sprawa.

Na koniec, co byś powiedział swoim fanom po łemkowsku?
Sztoby byly prawdywy i robyly to, szto besiduje im serdenko (Żeby byli prawdziwi i robili to, co podpowiada im serducho).

Waluty


Kurs NBP z dnia 24.04.2025
GBP 5.0011 złEUR 4.2789 złUSD 3.7599 złCHF 4.5484 zł

Sport