Transport Publiczny w Londynie
Transport publiczny w Londynie nigdy chyba nie miał dobrej prasy. Tak jak rozmowa o pogodzie, wszedł do kanonu tematów poruszanych podczas niezobowiązujących pogawędek

Transport publiczny w Londynie nigdy chyba nie miał dobrej prasy. Tak jak rozmowa o pogodzie, utyskiwanie na wiecznie opóźnione metro czy zatłoczone autobusy, wszedł niemalże do kanonu zwyczajowych tematów poruszanych podczas niezobowiązujących pogawędek. Czy jednak sytuacja jest rzeczywiście tak zła jak są przekonani niektórzy, czy też nasza często nieprzychylna opinia nie ma pokrycia w rzeczywistości, a jest jedynie efektem uprzedzeń będących wynikiem incydentalnych awarii i wypadków przy pracy.
Transport publiczny odegrał niezwykle istotną rolę w ewolucji Londynu w XIX i XX wieku. Wiek XIX był świadkiem gwałtownego rozwoju Londynu. W 1831 roku liczba ludności stolicy osiągnęła 1.75 miliona osób. Ta ekspansja Londynu zaowocowała też zwiększeniem zapotrzebowania ludzi na transport umożliwiający podróżowanie do miejsca pracy.
Pierwszy konny omnibus, mający zapewnić regularne kursy, "wystartował" 4 lipca 1829 roku. Mógł przewieźć do 20 pasażerów i był ciągnięty przez trzy konie. Pierwsza linia metra zapoczątkowała swoją działalność w 1863 roku. W kolejnych latach funkcjonowania metra zastosowano wiele, jak na owe czasy, nowatorskich rozwiązań, by wymienić automatycznie rozsuwane drzwi ( rok 1921) lub, by w 1928 roku pojawił się w pierwszy automat do biletów.
W chwili obecnej system londyńskiego metra, będący niewątpliwie jednym z najważniejszych składników transportu publicznego stolicy Wielkiej Brytanii, należy do największych tego typu na świecie. Całkowita długość sieci metra wynosi 408 kilometrów. Londyńska kolej podziemna liczy sobie 275 stacji, 12 linii i jak podaje Transport for London, w roku ubiegłym po raz pierwszy w swojej historii przewiozła niewiarygodną wręcz liczbę pasażerów w wysokości jednego miliarda.
Nowe wyzwania
Koniec XX wieku i początek nowego stulecia postawiły przed transportem publicznym w Londynie nowe wyzwania. Starzejący się i niedoinwestowany przez lata system stał się przedmiotem ożywionej debaty publicznej, w której podniesione zostały kwestie bezpieczeństwa, wpływu na środowisko naturalne i konieczności ograniczenia ruchu na drogach. Zaowocowało to między innymi powstaniem Docklands Light Railway (DLR), nadziemnej kolejki otwartej w 1987 roku i łączącej Docklands z siecią londyńskiego metra. Liczba pasażerów przerosła wszelkie oczekiwania. W 2000 roku otwarto przedłużenie DLR do Lewisham przez Greenwich i Deptford.
Innym interesującym projektem jest niewątpliwie Croydon Tramlink otwarty w 2000 roku. Wygodny i spełniający wymogi przyjaznego dla środowiska naturalnego tramwaj, łączy Croydon z Wimbledonem, Beckenham i New Addington. Ma on wiele zalet. Między innymi może przewieźć ponad dwukrotnie większą liczbę pasażerów niż autobus, a także jest całkowicie dostępny dla osób niepełnosprawnych.
W chwili obecnej za transport publiczny w Londynie odpowiada Transport for London. Jego częściami stały się między innymi następujące instytucje: London Transport, Docklands Light Railway, Public Carriage Office (który zajmuje się wydawaniem licencji taksówkarskich i licencji na prowadzenie minicabów), London Functions of the Highways Agency, Traffic Director for London`s, Traffic Control Systems Unit i London`s Transport Museum. Do transportu publicznego możemy zaliczyć Metro, DLR, autobusy, koleje, komunikację wodną na Tamizie oraz tramwaje.
O tym, że zorganizowanie sprawnego systemu transportu publicznego w wielkim wielomilionowym mieście nie jest łatwym zadaniem, nikogo przekonywać nie trzeba. Niezawodny, zintegrowany transport wymaga dużych nakładów finansowych. Zarówno na już istniejący system, jak i na inwestycje oraz sprawne zarządzanie. Transport for London ma w ciągu najbliższych lat zainwestować 10 miliardów funtów w londyński transport publiczny, z czego połowa będzie przeznaczona na metro. Jednakże związane z tym ciągłe coroczne podwyżki biletów nie znajdują, zdaniem zdecydowanej większości mieszkańców stolicy Wielkiej Brytanii, należytego uzasadnienia.
Drogo, ale czy dobrze?
Koszt podróżowania londyńskim metrem bądź autobusem wzrósł w stosunku do roku ubiegłego o około 33 proc., zapewniając już dotąd drogiemu transportowi publicznemu w Londynie, pierwsze miejsce na świecie w kategorii kosztów przejazdu. Podniesione zostały ceny pojedynczych biletów w metrze i sieci autobusowej. Obecnie za przyjemność jednorazowej podróży w ramach 1. strefy londyńskiego metra zapłacimy 4 funty (jeśli nie mamy Oyster card), a pojedynczy bilet autobusowy będzie kosztował nas 2 funty. Zmiany mają na celu zebranie funduszy na inwestycje, a także mają skłonić pasażerów do kupowania biletów w systemie Oyster card, w którym ceny zostały utrzymane na dotychczasowym poziomie.
Ken Livingstone burmistrz Londynu, gorący orędownik wprowadzonej nie tak dawno Oyster card, uważa ten system zakupu biletów za największy i najbardziej udany na całym świecie. Z powodu koniecznych nakładów inwestycyjnych w systemie transportu publicznego i nowych połączeń kolejowych, konieczne będzie coroczne podwyższanie cen biletów o 10 proc. w ciągu najbliższych trzech lat. Oszczędności jakie zdołano osiągnąć spowodowały jednak, że 10 proc. podwyżka przewidziana w tym roku została obniżona. Niemniej jednak dalsze zwiększenie nakładów jest nieuniknione, by sprostać rosnącej liczbie pasażerów i polepszeniu jakości oferowanych usług.
Rowerem najtaniej
Obecnie cena jednokrotnego przejazdu w londyńskim metrze jest ponad dwa razy większa niż w Tokio i niemalże trzy razy większa niż średnia europejska. Czy mają one uzasadnienie w jakości usług? Zdania w tej kwestii są podzielone. - Obecne ceny biletów za korzystanie z metra czy autobusów są skandaliczne - uważa James, dwudziestokilkuletni londyński student. - Nie dość, że byłem zmuszony zaciągnąć pożyczkę na studia, płacę słono za mieszkanie, które wynajmujemy wspólnie z kolegami, to na domiar złego każdego roku płacę więcej za bilet. Nie zauważyłem natomiast w ciągu ostatnich paru lat znaczącej poprawy usług, jeśli chodzi o przejazdy metrem bądź autobusem. Chyba pójdę za radą mojego przyjaciela i kupię sobie rower.
Do korzystania z roweru gorąco zachęca też Mark, pracujący jako barman w londyńskim pubie. - To znacznie lepszy od metra czy autobusu środek transportu w tym mieście. Na rower zdecydowałem się około dwa lata temu i była to bardzo dobra decyzja. Obecnie nie muszę się martwić o ceny biletów, ciągłe awarie metra czy stanie w korkach w przypadku korzystania z autobusu. Oprócz oszczędności finansowych jazda rowerem ma dodatkową, niebagatelną zaletę - doskonale wpływa przecież na kondycję fizyczną - dodaje z zadowoleniem. - Nikt nie przekona mnie, że ceny przejazdów w Londynie nie są wygórowane. Ponieważ mieszkam w 3. strefie, a pracuję w 1., to obecnie musiałbym płacić za tygodniową travelcard niemalże 30 funtów. Dzięki temu, że mam rower oszczędzam niemałą sumę pieniędzy. Do regularnego korzystania z metra i autobusów, oprócz oczywiście okazjonalnych wypadów, powiedzmy na piwo lub na koncerty ze znajomymi, nikt mnie nie przekona - mówi.
Są także zwolennicy
- Korzystanie z metra ma także swoje dobre strony - przekonuje z kolei Magdalena, zatrudniona w jednej z londyńskich restauracji. - Mogę zgodzić się oczywiście z zarzutami, że metro bywa często zatłoczone do granic możliwości, a awarie i spóźnienia są na porządku dziennym. Prawdą jest także, że przejazdy kosztują fortunę, ale sądzę, że jest to naturalnym efektem życia w jednym z najdroższych miast świata. Mimo tego lubię metro, a nawet - choć to chyba zbyt duże słowo - kocham. Przede wszystkim za to, że mogę nim dojechać prawie wszędzie w tym ogromnym mieście. Nie posiadam prawa jazdy, lecz nawet gdybym je miała, wątpię, czy odważyłabym się jeździć po Londynie. Metro jest więc dla mnie jedyną możliwością przemieszczania się po londyńskiej metropolii. Oprócz tego lubię je za niesłychaną różnorodność i szeroką gamę typów ludzkich, którą można w nim spotkać. Tak rozmaitej zbieraniny z całego świata nie ma chyba nigdzie.
Korki i congestion
Londyn jak każda większa metropolia, to także ogromna i wciąż zwiększająca się ilość pojazdów na ulicach. Główne arterie komunikacyjne są w godzinach szczytu praktycznie nieprzejezdne. Sposobem na ograniczenie ruchu w Londynie ma być wprowadzenie congestion charge - opłaty za parkowanie samochodem lub za wjazd do wyznaczonej strefy, która obejmuje centrum miasta. Obecnie standardowa opłata z tego tytułu wynosi 8 funtów dziennie i musi ją uiszczać każdy (są pewne wyjątki od tej zasady, a niektórym przysługują zniżki), kto wjeżdża w granice wspomnianej wyżej strefy od poniedziałku do piątku od godziny 7:00 do 18:00.
Opłata nie obowiązuje w weekendy, święta państwowe i w okresie pomiędzy 25 grudnia a 1 stycznia włącznie. Congestion charge już od chwili wprowadzenia było przedmiotem zmasowanej krytyki, zwłaszcza - co nie powinno dziwić - wśród osób zmotoryzowanych, zmuszonych z racji zawodu, prowadzonej działalności czy innych powodów, do jednoczesnego korzystania z czterech kółek i częstego odwiedzania centrum Londynu. - To zwykły rozbój - twierdzi Steve, który jest zawodowym kierowcą i codziennie dostarcza towar do centrum miasta. - Kolejny pomysł naszego burmistrza mający na celu łatwe zdarcie skóry z kierowców i wypchanie sobie kieszeni naszymi pieniędzmi. Znalezienie miejsca do parkowania w tym mieście graniczy z cudem. W Londynie brak jest odpowiedniej ilości parkingów. Nie sądzę, żeby congestion charge znacząco zmniejszyło ruch w centrum i poprawiło sytuację na londyńskich ulicach - dodaje.
"Zielony" punkt widzenia
Congestion charge znalazło jednakże oprócz krytyki poparcie wśród części opinii publicznej, która uważa, że wprowadzenie tej opłaty zostało spowodowane zwykłą koniecznością wymuszoną ciągle zwiększającą się liczbą pojazdów na ulicach Londynu. Oznacza to również, że dzięki ograniczeniu liczby samochodów wjeżdżających i parkujących w centrum miasta, zmniejszy się zanieczyszczenie powietrza - donoszą organizacje związane z ochroną środowiska. Wiele osób podziela także opinię, że jedynym dobrym rozwiązaniem, jeśli chodzi o masowy transport w wielkiej metropolii jest szybki i wydajny transport publiczny.
Congestion charge jest jednym z instrumentów szerszej strategii, który z jednej strony służy pozyskaniu środków finansowych na konieczne inwestycje w dziedzinie transportu publicznego, a z drugiej bezpośrednio wpływa na zmniejszenie ruchu samochodowego w centrum i ograniczenie zanieczyszczeń z tego powodu. Ostatnie lata były świadkami wielu niemalże rewolucyjnych zmian w systemie londyńskiego transportu publicznego. Nie ulega wątpliwości, że niektóre projekty w tej dziedzinie zakończyły się znacznym sukcesem, jak wzmiankowane już otwarcie Docklands Light Railway czy Croydon Tramlink.
Niewątpliwą bolączką dla mieszkańców są wysokie i nieustannie wzrastające koszty przejazdów, nieznajdujące zdaniem wielu, pokrycia w jakości usług. Stale zwiększająca się liczba mieszkańców, jak i osób odwiedzających stolicę Wielkiej Brytanii czy to w interesach, czy to turystycznie, stawia przed londyńskim transportem ciągle nowe wyzwania. Planowane są między innymi: rozbudowa istniejącej sieci metra i rozszerzenie DLR. Wiele jest jeszcze do zrobienia. Kolejne lata pokażą, czy środki finansowe przeznaczone na inwestycje w tej dziedzinie zostały należycie spożytkowane, a Londyn będzie posiadał transport publiczny na miarę swoich aspiracji i oczekiwań.