Polacy od doby koczują na lotnisku w Rodos i nie wiedzą, kiedy wrócą

Od doby na lotnisku w Rodos koczuje grupa polskich turystów, którzy w poniedziałek zakończyli turnusy w hotelach na tej wyspie i mieli wrócić do kraju. Wśród nich jest mieszkanka Olsztyna pani Agnieszka, która jest w Grecji z 12-letnim synem.
"Zabrano nas z hotelu zgodnie z planem w poniedziałek po południu i przywieziono na lotnisko w Rodos. Odprawa przebiegła normalnie, żadnej informacji o tym, że nie będzie samolotu, czy będzie opóźnienie - nic takiego nie było. Dopiero, gdy przy bramce nic się nie działo, czas odlotu minął, to ludzie zaczęli się niecierpliwić, zaczęli pisać i dzwonić do biura podróży, ale biuro udawało, że nic się nie dzieje. Przedstawiciele biura kazali nam obserwować komunikaty na lotnisku. Po ponad 2 godzinach poinformowano nas, że lot jest przełożony na 1:30 w nocy. Okazało się, że nasz samolot w ogóle nie wyleciał z Warszawy" - poinformowała pani Agnieszka.
Watch live: View of Rhodes airport where tourists are waiting to be evacuated https://t.co/6sz6EdfG74
— The Independent (@Independent) July 24, 2023
Polacy, wśród nich małe dzieci i seniorzy, noc spędzili na lotnisku w Rodos. Dzieciom rozłożono na podłodze kartony, na których spały, niektóre przykryto workami na śmieci. Dorośli spali na plastikowych lotniskowych krzesełkach.
Koczujący na lotnisku w Rodos Polacy przez ponad 20 godzin nie mieli dostępu do walizek, do własnych przyborów higienicznych czy leków. "Niektórzy przyjmują leki na astmę, inni biorą antybiotyki - nikt im tych leków nie dał. Myjemy wyłącznie ręce w lotniskowej toalecie" - dodała.
Po blisko dobie oczekiwania Polaków poproszono o opuszczenie lotniska - mieli przejść do budynku obsługi lotniskowej. Każdy z oczekujących dostał voucher na 8 euro (kawa kosztuje 5 euro, a kanapka 7 euro), po kilku kolejnych godzinach otrzymali kolejny voucher na 50 euro.

"Polacy, którym nie kończyły się jeszcze turnusy wrócili do kraju, bo ich ewakuowano, a o nas zapomniano. Wydzwaniamy do konsulatu, MSZ w Warszawie, biura podróży i nic, nadal nie wiemy kiedy wrócimy" - podkreśliła pani Agnieszka i dodała, że z obserwacji koczujących na lotnisku wynika, że samoloty z lotniska w Rodos odlatują planowo. "Wydaje się, że nie ma żadnych problemów w związku z pożarem, jest to po prostu wynik jakiegoś błędu, ale postawa biura podróży jest skandaliczna" - dodała.
Tymczasem linia Enter Air zapewnia, że stara się "jak najszybciej" sprowadzić do Polski turystów, którzy utknęli na Rodos. W opublikowanym wczoraj oświadczeniu zarząd linii poinformował, że po Polaków poleci samolot z Bazylei, pomimo że "sytuacja jest skomplikowana".
"Samoloty lecące na Rodos mają duże opóźnienia, co wpływa na czas pracy załóg. Nasz samolot, który miał wykonać rejs z Rodos, nie mógł przenocować na lotnisku na wyspie ze względu na trudną sytuację operacyjną spowodowaną pożarami. Po turystów wyślemy inny samolot z Bazylei, staramy się jak najszybciej sprowadzić ich do Polski" - przekazała linia.

Od tygodnia greccy strażacy, z pomocą jednostek z zagranicy, w tym z Polski, walczą z ogniem pustoszącym kilka regionów Grecji. Najgorsza sytuacja utrzymuje się na wyspie Rodos, gdzie trwa ewakuacja turystów.
Dotychczas ogień strawił około 10 procent wyspy i nadal przemieszcza się w głąb lądu, podpalając górskie obszary leśne, w tym część rezerwatu przyrody. Greckie media informują o zdesperowanych mieszkańcach, którzy z mokrymi ręcznikami na szyjach, łopatami próbują ugasić płomienie zbliżające się do ich domów.
Enter Air to polska turystyczna linia lotnicza. Jak podaje na swojej stronie, obsługuje wszystkie największe rynki czarterowe Europy.
Czytaj więcej:
Grecja: Strażacy walczyli z pożarami przez całą noc, prawie 2 500 osób ewakuowano z Korfu