Menu

Kranówa czyli woda życia

Już od pewnego czasu woda butelkowana w plastyk spędza sen z ekologicznych powiek obrońców planety Ziemi, a debata na temat tego, jak niemoralne, nieodpowiedzialne, a wręcz groźne jest picie wody odzianej w plastyk nabiera temperatury wrzątku.


Faktem jest, że wody z butelki pijemy coraz więcej. Czego zresztą spodziewać się po latach dietetyczno-naukowego przekonywania konsumentów do picia zwiększonej ilości wody – nie soków, a już na pewno nie napojów gazowanych, ale właśnie wody? Oczywistego skutku w postaci uzależnienia od plastyku. Butelka wody mineralnej stała się niemal niezbędnym gadżetem – wyposażeniem torebek, szkolnych plecaków, biurowych lodówek, ulicznych maszyn z napojami. Pijemy po przebudzeniu, pijemy w drodze do pracy, pijemy w pracy... (po pracy pijemy w pubie). Dzięki temu nasz organizm jest nawodniony, zdrowy i szczęśliwy.

Według British Dietetic Association, przeciętny dorosły, o przeciętnej aktywności, w dniu o przeciętnej temperaturze winien pić dziennie dwa i pół litra wody, z czego 1.8 litra (6-7 szklanek) winno być spożywane bezpośrednio w postaci płynów.

Ze szczęścia szaleją także producenci „bottled water”. Konsumpcja stale rośnie, sprzedaż także. Tylko w UK sprzedaje się trzy biliony litrów wody pompowanej w butelki, a wartość tego rynku wynosi obecnie ok. 2 mld funtów.

Producenci prześcigają się w pomysłach na wodę mineralną pasującą każdemu na każdą okazję. Supermarkety oferują przeciętnie aż 40 rodzajów wód mineralnych. Mamy zatem wody wspomagające detoks, wody upiększające, wody smakowe, wody super-nawadniające, wody spod lodowca lub z tropikalnej wyspy, wody wzbogacone o witaminy lub składniki mineralne. Wody w butelkach z wąską talią, butelkach półokrągłych, wysokich lub w wersji mini. Z zakrętką lub specjalnym ustnikiem. Jest w czym wybierać. Pijemy już nie tylko, bo chce się nam pić, ale także z pragnienia manifestacji naszego trybu życia. A wsparci naukowymi dowodami na to, że pijemy na zdrowie, pijemy tym chętniej.

Ale uwaga oto nadciąga zmiana klimatu – czas przygotować się na społeczny ostracyzm wobec konsumpcji „bottled water”.

Wśród brytyjskich polityków panuje moda na pogląd, że nadszedł najwyższy czas na szeroko zakrojoną kampanię mającą na celu uświadomienie ludu pijącego, że mineralka w butelce jest po prostu niemodna. Brytyjski minister do spraw środowiska posunął się nawet do stwierdzenia, że sumy, jakie wydajemy na mineralną w butelce są po prostu niemoralnie wysokie. Niemoralne jest także – wedle ministra – sprowadzanie butelkowanej wody z odległych krajów, podczas gdy pewne części świata cierpią na niedobór czy też brak wody pitnej.

Najwięcej butelkowanej wody pije się w USA, gdzie do produkcji 29 mld plastykowych butelek zużywa się ponad 17 milionów baryłek oleju rocznie, co jest odpowiednikiem paliwa potrzebnego do napędzenia miliona samochodów rocznie.

Z kolei dla eko-działaczy woda butelkowana w plastyk to czarna polewka dla planety Ziemi – nie podlegający biodegradacji plastyk, emisje dwutlenku węgla, gazy cieplarniane – jesteśmy obarczani tonami moralnej odpowiedzialności za kupno i konsumpcję wody w butelkach.

W czym zatem leży wina butelki? Eko-statystki brzmią groźnie – produkcja jednej plastykowej butelki pociąga za sobą zużycie 162 g oleju oraz siedmiu litrów wody, co z kolei wytwarza 100 g gazów cieplarnianych, co można porównać do 10 balonów wypełnionych CO2. Istnieją także badania dowodzące, że jedna plastykowa butelka wody mineralnej ma dla środowiska skutki tak samo szkodliwe jak przejechanie samochodem 1 kilometra.

Suche fakty:
81% wody sprzedawanej w UK to woda w plastyku
27 milionów ton to roczne zużycie plastyku do produkcji butelek
26% wody w butelkach, to woda pochodząca spoza kraju, w którym jest spożywana


Do tego dochodzi problem transportu, który nabija licznik „water miles” i związaną z tym emisję CO2 – czyli „carbon footprint”. Faktem jest, że woda butelkowana zanim trafi na półki sklepowe przemierza setki, jeśli nie tysiące kilometrów. Wyliczono nawet, że w UK proces „podróżowania” wody między źródłem, fabryką i sklepem wytwarza ponad 30 tysięcy ton dwutlenku węgla.

Dla przykładu warto podać, że co czwarta butelka wody sprzedawanej w UK pochodzi z Francji, co i tak nie robi większego wrażenia w porównaniu z wodą mineralną sprowadzaną z wysp Fidżi. Ekskluzywna „Fiji Water” – pochodząca rzekomo ze źródeł wody deszczowej, którą wyspa gromadziła przez 400 lat – podróżuje aż 10 tysięcy mil. Wedle eko-działaczy jest to nie tylko eko-szkodliwe and także nieetyczne i społecznie nieodpowiedzialne, biorąc pod uwagę fakt, że co trzeci mieszkaniec wyspy nie ma dostępu do źródła wody pitnej.

Na tym nie kończą się „plastykowe” grzechy. Problem braku recyklingu urasta do rangi masowej zbrodni przez zaniedbanie – zaledwie 1 na 4 butelki podlega recyklingowi i trafia do ponownego obrotu. A biorąc pod uwagę, że opakowania szklane są niesamowicie kosztowne w produkcji, przetwarzanie plastyku i ponowne go użycie byłoby prostym rozwiązaniem problemu z nadmiarem opakowań. Oczywiście pod warunkiem, że 100% konsumentów zwracałoby 100% butelek.

Niektórzy producenci stawiają na opakowania podlegające biodegradacji. Istnieją jednak głosy, że to tylko zamiana jednego plastyku na inny plastyk.

I tu docieramy do źródła, a może raczej wracamy do źródeł – do wody z kranu. Jako że wyprodukowanie i dostarczenie na półki sklepowe jednego litra wody butelkowanej powoduje emisję gazów cieplarnianych o setki razy wyższą w porównaniu z produkcją jednego litra wody z kranu, cały eko-postępowy świat przerzuca się na picie „kranówy”. Eko-głosy przekrzykują się w głoszeniu zalet picia wody z kranu, która nota bene jest poddawana bardziej rygorystycznym testom przydatności do spożycia niż woda butelkowana.

Rośnie zatem moda na zamawianie „tap water” w restauracjach i to w tempie odwrotnie proporcjonalnym do tempa rozkładu plastyku na wysypiskach. Trwają nawet kampanie na rzecz większej dostępności wody z kranu w barach i restauracjach. To, co dawniej uchodziło za przejaw skąpstwa i chęć zaoszczędzenia na rachunku, przeradza się w eko-poprawny manifest społeczny.

Zostawmy jednak eko-argumenty na boku i przyznajmy jedno – restauracje nabijają nas w butelkę ze swoimi cenami „wody mineralnej”, która równie dobrze mogłaby być zwykłą „kranówą” z lodem i cytrynką podaną w szklance o wykwintnym kształcie. Bo i takie „przekręty” się zdarzają. Zaledwie 2% Brytyjczyków uważa ceny wód mineralnych w restauracjach za rozsądne.

Rekordy cenowe biją restauracje, które za 40ml wulkanicznej wody źródlanej z Nowej Zelandii potrafią doliczyć do rachunku aż £21.

Może zatem z całej tej eko-wojny o plastyk warto wyciągnąć lekcję ekonomii i nauczyć się prosić w restauracjach o wodę z kranu. Nawet jeśli nie ma jej w menu. I nie powinniśmy się przy tym czuć zażenowani – chyba że jest to jedyna rzecz, jaką zamawiamy...

A swoją drogą, w dawnych polskich, jakże prymitywnych czasach, do obiadu pijano kompot owocowy. W stu procentach eko-przyjazny, bo zawekowany w szkło poprzedniej jesieni. Już wtedy byliśmy dużo bardziej zaawansowani w ekologii niż cała reszta postępowego świata...
Anna Nowak

Waluty


Kurs NBP z dnia 25.06.2025
GBP 4.9843 złEUR 4.2479 złUSD 3.6590 złCHF 4.5427 zł

Sport