Żona Egipcjanina
Z mężem poznałam się w Grecji. Przyjechał tam do pracy trzy lata wcześniej ode mnie. Pracował w chłodni i w lokalu gastronomicznym. To był mój sąsiad – opowiada pani Jola.
Pewnego dnia podczas obiadu pani Joli utknęła ość w dziąśle. Ból był tak nieznośny, że konieczne stało się skorzystanie z pomocy lekarskiej.
- Mieszkałam wtedy u mojej przyjaciółki i mój przyszły mąż przyszedł do nas coś pożyczyć – relacjonuje kobieta.
Kiedy zobaczył ją zapłakaną, zapytał się, co się stało, po czym zamówił taksówkę i zabrał ją do szpitala. Tam okazało się, że ząb trzeba usunąć. Przez cały czas trwania zabiegu przyszły mąż pani Joli czekał na nią w poczekalni. Potem odwiózł ją z powrotem do domu.
- Gdy już doszłam do siebie, powiedziałam mojemu sąsiadowi, że chciałabym mu się zrewanżować za to, że poświęcił mi tyle czasu. Zaproponowałam wyjście do kina albo na kawę – wspomina.
Sąsiad chętnie na to przystał i tak zaczęli się spotykać. W niedługim czasie mężczyzna znalazł dla nich obojga nowe mieszkanie.
- On cały czas mówił o małżeństwie, ale ja czekałam na wyrok w sprawie o rozwód z moim pierwszym mężem – mówi pani Jolanta.
Kiedy kobieta zaszła w ciążę, podjęli decyzję o ślubie. Zadzwoniła wtedy do mamy i poprosiła o przesłanie niezbędnych dokumentów potrzebnych do zawarcia małżeństwa. Mama zamiast dokumentów wysłała do niej ojca, żeby zobaczył, co tak naprawdę się dzieje. Nie chciała, żeby córka – po pierwszym, nieudanym małżeństwie – ponownie popełniła błąd, wychodząc za niewłaściwego mężczyznę. Ojciec od razu polubił przyszłego zięcia, tak samo jak później jej mama.
– Zanim wzięłam ślub – opowiada – chciałam bardzo się dowiedzieć, jaki status ma kobieta w kraju męża. Wiedziałam, że mój przyszły mąż jest muzułmaninem i istnieje małe prawdopodobieństwo, żeby zmienił religię. Kazałam mamie przysłać paczkę z Koranem w tłumaczeniu polskim.
Pani Jola przeczytała wszystkie sury Koranu i doszła do wniosku, że to jest religia dla mężczyzn, nie dla kobiet, ponieważ według tej religii kobieta nie ma żadnych praw. Po zapoznaniu się z Koranem mogła też z mężem rozmawiać na temat różnic pomiędzy ich religiami. Mąż przyrzekł wtedy, że nigdy nie będzie wymuszał na niej zmiany religii.
Zanim pani Jola zdecydowała się na ślub, „sprawdziła" męża w każdej sytuacji. Bardzo ważne było dla niej także, żeby rodzina męża mieszkająca w Egipcie zaakceptowała ją.
– Z teściem rozmawiałam parę razy przez telefon. Jakaś wymiana grzeczności, bo ja po arabsku bardzo słabo mówię, ale chciałam sprawdzić, czy mam rodzinę męża po mojej stronie, czy oni mnie zaakceptowali. Tak sobie myślałam, że przecież będę musiała kiedyś pojechać do Egiptu, choćby na wakacje, i poznać rodzinę męża.
Pani Jola starała się jak najwięcej dowiedzieć się o kraju, z którego pochodził mąż. Zbierała każdą informację na temat Egiptu i państw arabskich. Wtedy jednak tych informacji, jak mówi, nie było zbyt wiele.
Po urodzeniu syna mąż otrzymał ofertę pracy w Wiedniu i tam też pojechał. Z kolei kobieta wraz z synem udała się do Polski, gdzie przebywała niecały rok. W tym czasie na polskim rynku ukazała się książka Betty Mahmoody „Tylko razem z córką", na podstawie której został także nakręcony film. Jest to oparta na faktach historia Amerykanki, żony Irańczyka, która wraz z pięcioletnią córką pojechała na wakacje do Teheranu. W ciągu paru dni jej życie zmieniło się w piekło, a kochający wcześniej mąż - w tyrana.
- Gdy czytałam tę książkę, to skóra mi cierpła – opowiada pani Jola.– Zaraz po tym ukazała się też kolejna powieść poświęcona podobnej tematyce pt. „Sprzedana". Ta literatura strasznie na mnie zadziałała. Pomyślałam sobie, że teraz mój mąż jest kochany, bardzo dobry i rodzinny. Dla niego najwyższe dobro to rodzina. Ale tak jest na gruncie europejskim. Czy będzie tak też, kiedy pojedziemy do Egiptu?

Kiedy mąż pani Joli znalazł w Wiedniu odpowiednie mieszkanie dla swojej rodziny, kobieta przyjechała do niego wraz z synem. W Polsce kupiła film nakręcony na podstawie książki „Tylko razem z córką". Oglądała go razem z mężem po to, żeby zobaczyć jego reakcję. Chciała wiedzieć, jak on ustosunkuje się do tego typu problemów.
- Przez długi czas miałam wątpliwości, czy jechać do Egiptu, czy też nie. Syn był mały, a poza tym nie mieliśmy gdzie jechać, bo ja nie chciałam zatrzymać się u teściów. Kiedyś powiedziałam mężowi, że gdy będziemy mieć tam swoje mieszkanie, to może pojadę. W odpowiedzi na to mąż wysłał pieniądze swojemu ojcu i kazał mu kupić mieszkanie w centrum Aleksandrii. Na warunki egipskie było to wspaniałe lokum, ale w standardach europejskich się nie mieściło. W związku z tym mąż pani Joli wynajął to mieszkanie i w niedługim czasie zakupił nowe w pobliżu morza.
Tymczasem ich syn zaczął w Wiedniu chodzić do szkoły. Tu też dobrze się zaaklimatyzował. Pomimo tego, że ojciec bardzo pragnął, żeby syn uczył się arabskiego, dla syna było to za duże obciążenie, gdyż w szkole miał niemiecki i angielski, a dodatkowo uczył się polskiego. Gdy miał 10 lat, pojechali pierwszy raz do Egiptu. Rok wcześniej zmarł teść pani Joli.
- Kiedy pierwszy raz jechaliśmy do Egiptu, nie bałam się wcale. Wiedziałam, że mąż w Wiedniu zapuścił korzenie, miał bardzo dobrą pracę. Poza tym syn miał bardzo dobrą szkołę. Wszyscy się tu odnaleźliśmy.
Po raz pierwszy pojechali do Egiptu w sierpniu 2001 roku. Upał był szokujący. W mieszkaniu nie było klimatyzacji, ale to nie miało większego znaczenia, bo rodzina męża przyjęła kobietę jak księżniczkę. Pierwszego dnia po przyjeździe przywitała ich najmłodsza siostra męża, która też przygotowała mieszkanie na ich przyjazd. Następnego dnia po przyjeździe przyszła cała rodzina męża.
- Czekałam na nich i myślałam, jak to będzie, czy kobiety przyjdą w chustkach na głowach, co to za towarzystwo. Okazało się, że kobiety nie chodzą w chustach. To są bardzo sympatyczni ludzie, pomimo tego że do tej pory nie możemy się dogadać, bo żadne z rodzeństwa mojego męża nie mówi po angielsku. Natomiast przyjaciel mojego męża mówi bardzo dobrze po angielsku. Gdy przyjeżdżamy, to on zawsze też przychodzi nas przywitać. Jego żona jest bardzo emancypowana. Do tej pory, gdy tam jadę, to są to najpiękniejsze wakacje. Jestem tam oczekiwana – mówi wzruszona pani Jola.
Kobieta jest zachwycona egipską kulturą. Przeczytała ogromną ilość informacji na temat tego kraju. Twierdzi, że poznanie kultury kraju, z którego pochodzi partner, to obowiązek każdej kobiety decydującej się na związek z mężczyzną z kraju arabskiego. Jej zdaniem kobiety, które mają w takim związku małe dzieci, powinny się zastanowić, zanim pojadą do kraju, z którego pochodzi mąż.
- Dziewczyny, które przyjeżdżają tutaj, to one po pierwsze korzystają z wolności, wydaje im się, że tutaj można wszystko. Poznanie mężczyzny z Egiptu, Iraku, Libii czy Tunezji to dla nich egzotyka. Decydują się na związek z takim mężczyzną, nie mając pojęcia ani o jego mentalności, ani o religii, ani o kulturze. Nie mają pojęcia o tym, jak w tym związku się odnaleźć. Zanim poślubiłam mojego męża, sprawdziłam go w każdej sytuacji, nie robiłam niczego w ciemno. Jesteśmy małżeństwem już 22 lata i mogę powiedzieć jedno, że mogę na moim mężu polegać jak na Zawiszy, zresztą on na mnie też. Poza tym znam trzy polsko-egipskie małżeństwa, które od lat są ze sobą szczęśliwe - podsumowuje.