Niemcy szaleją ze szczęścia!

Niewiele brakowało, a w stolicy kraju w ogóle nie doszłoby do wspólnego oglądania na powietrzu. Strefę kibica zamknięto na kilka godzin przed meczem z powodu ulewnego deszczu. Jednak niedługo przed pierwszym gwizdkiem ponownie ją otwarto i szybko pojawiło się w niej około 10 tysięcy kibiców. Później dochodzili kolejni.

Europejski zespół prowadził 5:0 w 29. minucie i już wtedy nikt w Niemczech nie miał wątpliwości, że udział w finale jest pewny. Każdej bramce towarzyszyły okrzyki, wystrzeliwano także sztuczne ognie.

"Przed meczem o nastrój dbała także grupka ubranych na żółto kibiców z Brazylii, zaopatrzonych we flagi narodowe. Bawili się w rytmie samby. Po 'gradzie goli' słuch po nich zaginął" - relacjonowała niemiecka agencja dpa.

Portal globo.com przytoczył z kolei opowieść jednego z fanów "Canarinhos", który jako jedyny pojawił się w barze w Erfurcie w żółtej koszulce, otoczony przez ok. 350 Niemców. "Po pierwszej połowie nikt nie zrobił absolutnie nic, aby mnie sprowokować. Wręcz przeciwnie, Niemcy podchodzili do mnie, klepali po plecach, przepraszali... nawet zapłacili za moje piwo" - opowiadał 31-letni Magno Karl.

Na ulicach Freiburga pojawiło się ok. pięciu tysięcy niemieckich kibiców. Innych odstraszył ulewny deszcz. "Mokrzy, ale szczęśliwi" - mówili ci, którzy nie zostali w domach. W Hamburgu na telebimie mecz obejrzało 3,5 tysiąca fanów. W północnym mieście padało tak mocno, że niemal nic nie było słychać. Dla porównania, ćwierćfinał z Francją przyciągnął do tamtejszej strefy kibica blisko 50 tysięcy sympatyków futbolu.

Pogoda nie stanowiła problemu dla mieszkańców Frankfurtu, którzy półfinał MŚ oglądali na ekranach na stadionie przy zasuniętym dachu. Z sukcesu drużyny narodowej cieszyło się tam 21 tysięcy kibiców.

Niemcy zagrają 13 lipca w finale ze zwycięzcą dzisiejszego meczu Argentyny z Holandią. Przegrany zmierzy się z Brazylią dzień wcześniej w meczu o trzecie miejsce.