NHS Scotland staff to be offered at least 4% pay rise
Nicola Sturgeon, szefowa szkockiego rządu i liderka Szkockiej Partii Narodowej (SNP), od dawna powtarza, że ponowne zwycięstwo tego ugrupowania będzie równoznaczne z mandatem społecznym do przeprowadzenia drugiego referendum. To, że rządząca od 2007 r. SNP będzie największą frakcją w parlamencie, jest pewne. Niewiadomą jest, czy uzyska bezwzględną większość - której obecnie nie ma - co faktycznie dałoby jej poważny argument na rzecz plebiscytu.
Ponieważ szkockie wybory odbywają się według mieszanej ordynacji - 73 posłów wybieranych jest zwykłą większością w okręgach, a 42 proporcjonalnie w ośmiu regionach - rozdział mandatów jest dość trudny do przewidzenia. Jednak według różnych symulacji, wynik majowych wyborów naprawdę będzie na ostrzu noża - równie dobrze SNP może uzyskać bezwzględną większość, jak i może jej zabraknąć kilku mandatów.
W ostatnich tygodniach poparcie dla SNP o spadło kilka punktów procentowych, w efekcie dwóch dochodzeń - parlamentarnego i niezależnego - które miały wyjaśnić okoliczności śledztwa prowadzonego przeciwko poprzednikowi Sturgeon, Alexowi Salmondowi, w sprawie oskarżeń o molestowanie seksualne, oraz tego, co obecna szefowa rządu na ten temat wiedziała i czy próbowała wpływać na to śledztwo.
Sturgeon została w tym tygodniu oczyszczona z zarzutów, choć niecałkowicie. W poniedziałek sędzia prowadzący niezależne śledztwo uznał, że nie dopuściła się ona złamania kodeksu ministerialnego, we wtorek komisja parlamentarna - że rząd popełnił w sprawie śledztwa przeciw Salmondowi wiele błędów, choć nie napisała w raporcie, że Sturgeon celowo wprowadziła w błąd parlament.
Raporty zakończyły temat ewentualnej rezygnacji Sturgeon, którą powinna złożyć, gdyby została uznana winną złamania kodeksu ministerialnego, ale dopiero się okaże, jak przełożą się one na sondaże wyborcze i same wyniki.
Sturgeon tymczasem przystąpiła do ofensywy i tuż przed oficjalnym startem kampanii jej rząd ogłosił, że personel medyczny - nie tylko lekarze i pielęgniarki, ale też personel pomocniczy - dostanie podwyżkę w wysokości co najmniej 4 proc., z wsteczną datą od 1 grudnia zeszłego roku, w uznaniu ich wyjątkowego poświęcenia w czasie pandemii.
Ten krok z punktu widzenia strategii wyborczej ma podwójny efekt - po pierwsze przełoży się zapewne na głosy na SNP, a po drugie, zostało to celowo obliczone na pokazanie dużego kontrastu z Anglią, gdzie rząd Borisa Johnsona zaoferował służbie zdrowia podwyżkę w wysokości 1 proc.
Choć nikt nie neguje poświęcenia pracowników służby zdrowia, nie brak głosów, że ogłoszona przez Sturgeon podwyżka jest czystym populizmem. Jak zwracają uwagę ekonomiści, w czasie całej pandemii pensje sektora publicznego były znacznie bardziej stabilne niż sektora prywatnego, a ponadto - Szkocja jeszcze przed jej wybuchem miała najwyższy deficyt budżetowy w całym Zjednoczonym Królestwie i w czasie, gdy rząd w Londynie planuje ograniczać zadłużenie, władze w Edynburgu jeszcze je zwiększają.
W referendum niepodległościowym, które odbyło się jesienią 2014 r., za pozostaniem Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa opowiedziało się 55 proc. głosujących. W sondażach z ostatniego miesiąca liczba zwolenników i przeciwników niepodległości jest niemal równa.
Czytaj więcej:
Boris Johnson broni 1 proc. podwyżek dla "bohaterów" z NHS
Johnson: Referendum w Szkocji "forsowane bez względu na koszty"
Komisja śledcza: Szefowa rządu Szkocji "wprowadziła posłów w błąd"
Rośnie presja na szefową rządu Szkocji, by złożyła rezygnację
Niepodległa Szkocja? Rząd złożył projekt ustawy o nowym referendum