How burritos and doughnuts took over Dublin
"W ostatniej dekadzie obserwowaliśmy niezliczoną liczbę trendów żywieniowych: tosty z awokado, pączuszki cronuts czy desery inspirowane bekonem. Kiedyś ustawiały się po nie długie kolejki. Część z lokali przetrwała, a o innych zapomniano. Zdecydowanie jednak wyłoniła się moda na pączki i burritos” - komentuje Journal.ie.
Zmierzch pączkowego szaleństwa, które trwa w Irlandii od 2015, wieściła już w ubiegłym roku właścicielka Rolling Donut.
“Myślę, że to koniec. Każdy, kto postanowi teraz wejść do tego biznesu, postąpi głupio. Przetrwają tylko najlepsi” - komentowała Lisa Quinlan.
Ci najlepsi to dziś, oprócz Rolling Donut, takie sieci jak: Offbeat, Boston Donuts, Revolution oraz Krispy Kreme. Quinlan jednak nie pomyliła się - w ubiegłym tygodniu zamknięty został punkt przy Aungier Street, a wcześniej przy George’s Street. Krótko działała także pączkarnia przy Merrion Row.
Moda na burritos trwa znacznie dłużej, bo od 2010. Dziś działa 9 oddziałów Boojum, 4 Tolteca, 4 Zambrero, 4 Saburritos, 3 Pablo Picante, 2 Burritos & Blues oraz 2 Little Ass Burrito Bars. Zdaniem restauratorów Colma McNamary i Davida Stone'a, moda osiągnęła szczytowy poziom, jednak nie szybko meksykańskie placki znikną z oferty stołecznych restauracji.
"Są tanią i wygodną alternatywą dla bagietek z kurczakiem. Idealna opcja na lunch” - zachwala Stone, właściciel Burritos & Blues.
Według restauratorów, nadszedł czas na kolejne zmiany. Zdaniem McNamary, będą to sałatki poké. Na punkcie tradycyjnego hawajskiego dania z surowej ryby, ryżu i warzyw od 2 lat szaleją Amerykanie. W Dublinie jego zdaniem najlepsze są te od Shaka Poke i Nutbutter.
Julie Baker z Rolling Donut stawia na dania wegańskie, a Stone na odrodzenie potraw z grilla.