Dog disease that can jump to humans is spreading in Britain

Tymczasem dr Christine Middlemiss, główny lekarz weterynarii w ministerstwie środowiska, żywności i spraw wiejskich, przekazała dziennikarzom, że pojawiły się dowody na to, że obecnie niektóre psy zarażają się tą chorobą także na terenie Wielkiej Brytanii.

Choroba nie jest uważana za endemiczną ze względu na niewielką liczbę notowanych przypadków, a wszystkie brytyjskie psy, które zaraziły się Brucella canis prawdopodobnie miały kontakt z psem z importu albo są potomstwem pochodzącym od psów sprowadzonych z zagranicy.

Raport organizacji Human Animal Infection and Risk Surveillance Group wykazał, że zagrożenie dla zdrowia społeczeństwa i samych hodowców psów jest bardzo niskie. Niemniej jednak rosną obawy związane z tą chorobą, ponieważ w tym roku dwie osoby zaraziły się nią właśnie od psów, a liczba testów przeprowadzanych przez NHS wśród ludzi podwoiła się.

Już wiadomo, że rządowi eksperci zbierają informacje na temat możliwości wdrożenia protokołu badań przesiewowych na granicy, aby zapobiec przedostawaniu się zakażonych zwierząt do Wielkiej Brytanii.

Brucella canis występuje endemicznie w niektórych częściach świata, w tym w Europie Wschodniej, a głównym źródłem zakażonych zwierząt przywożonych do Wielkiej Brytanii jest Rumunia.

Zawarte w raporcie porady dla osób posiadających chore psy nie uległy zmianie, a jedyną dostępną opcją definitywnego powstrzymania rozprzestrzeniania się choroby jest eutanazja. Decyzję wciąż pozostawia się jednak właścicielowi, co stanowi przedmiot sporu między weterynarzami i posiadaczami zwierząt, którzy liczyli na większą jednoznaczność w tej kwestii.

Dr Middlemiss podkreśliła, że eutanazja wciąż jest jedynym niezawodnym sposobem na zapewnienie, że nie wystąpi ryzyko rozprzestrzeniania się choroby, ponieważ antybiotyki, nawet wielokrotnie podawane przez długi czas, nie są w stanie wyeliminować całej infekcji.

Pozytywny wynik testu na obecność Brucella canis nie jest jednak jednoznaczny z wyrokiem śmierci, co niesie nadzieję dla zakażonych psów. Pojawiły się bowiem obawy dotyczące wysokiego odsetka wyników fałszywie dodatnich w testach - aż jeden na 50 pozytywnych przypadków może być mylnie uznawany za zakażonego.

Dr Middlemiss podkreśliła, że przyczyną problemów były niektóre składniki stosowane w badaniach, a nie sam test, który jest przeprowadzany w siedzibie agencji ochrony zdrowia zwierząt i roślin w Weybridge.