Janowicz: I play with responsibility and distance
"Od listopada trzymałem rakietę kilka razy w ręce. Tutaj dotarłem prosto z rezonansu" - podkreślił na konferencji prasowej w Warszawie Janowicz.
W ostatnich miesiącach zmagał się głównie z kontuzjami i walczył o powrót do zdrowia. W tym sezonie rozegrał tylko jeden mecz - w połowie stycznia startował w wielkoszlemowym Australian Open, z którym pożegnał się po pierwszej rundzie. Potem już nie wystąpił w żadnym turnieju, czego efektem jest znaczący spadek w rankingu. Obecnie jest 97. w tym zestawieniu.
Mimo kłopotów zdrowotnych łodzianin starał się zachować optymizm. "Mam nadzieję, że po meczu wszyscy będą zadowoleni - zawodnicy, prezes Polskiego Związku Tenisowego i kapitan naszej drużyny" - dodał łodzianin.
Jak zaznaczył kapitan reprezentacji Polski Radosław Szymanik, wtorkowy rezonans u Janowicza miał funkcję kontrolną.
"Jerzy trenuje, przygotowuje się do meczu. Robimy wszystko, by był gotowy. W weekend zaczął treningi na korcie. Baliśmy się o zdrowie naszych zawodników, bo na to nie mamy wpływu" - relacjonował.
Jako rakietę numer dwa - pod nieobecność kontuzjowanego Michała Przysiężnego - wybrał 20-letniego Kamila Majchrzaka.
"Mam nadzieję, że Kamil wytrzyma presję i będzie naszą tajną bronią" - zaznaczył z uśmiechem Szymanik. Nie wyklucza on jednak także, że dokona przed meczem, który odbędzie się w dniach 4-6 marca w Gdańsku, zmian w składzie. Obecnie są w nim także debliści Marcin Matkowski i Łukasz Kubot. Jako rezerwowi z zespołem przebywać będą Hubert Hurkacz i deblista Mariusz Fyrstenberg.
Jak poinformował Szymanik, obecnie część zawodników startuje zagranicą, Majchrzak i Janowicz z kolei trenują w kraju. Wszyscy zbierają się przed meczem z Argentyną w niedzielę w Trójmieście. Polacy tym spotkaniem zadebiutują w 16-zespołowej elicie rozgrywek.
"Parę lat temu, gdy mówiłem, że nasza drużyna jest gotowa, by grać w Grupie Światowej, to niektórzy patrzyli na mnie z przymrużeniem oka. Po wrześniowym awansie mówiłem, że jestem przeszczęśliwy" - wspominał kapitan biało-czerwonych.
Zwrócił uwagę, że należący do ścisłej czołówki w Pucharze Davisa rywale również podchodzą do tego spotkania bardzo poważnie. Zależało im, by jak najszybciej ich tenisiści zaczęli przygotowania do marcowego spotkania już na twardym i szybkim korcie, na którym odbędzie się mecz w Ergo Arenie. W ostatnich tygodniach Argentyńczycy rywalizowali przeważnie w turniejach ATP rozgrywanych na ziemnej nawierzchni.
"Chcieli trenować w Gdańsku już od najbliższego piątku, co normalnie się nie zdarza. Zgodnie z przepisami halę musimy im udostępnić od poniedziałku rano. Są potęgą. Przez 15 lat bez przerwy występy w elicie, cztery razy finał, w tamtym roku półfinał, choć grali bez dwóch swoich najlepszych zawodników. Mają bardzo szeroką ławkę. Jeśli chodzi o reprezentacje, to według mnie są w czołowej trójce świata" - zaznaczył Szymanik.
Jego zdaniem w składzie przeciwników powinny jeszcze zajść zmiany. Kapitan Argentyńczyków Daniel Orsanic kilka dni temu powołał: Leonardo Mayera, Guido Pellę, Carlosa Berlocqa i Renzo Olivo.
"Zaskoczył mnie w tym gronie tylko Berlocq, który nie pokazywał się zbytnio w tym sezonie i nie miał dobrych wyników. Spodziewam się, że zastąpi go Federico Delbonis, który dobrze sobie radzi zarówno w singlu, jak i w deblu. Na pewno Argentyńczycy stracili atut w postaci Juana Monaco, który - z tego, co wiem, bardzo chciał zagrać w Gdańsku. Z kolei słyszałem, że Juan Martin del Potro nie był skory do przyjazdu, wolał zostać w klimacie USA, bo jego kolejnym planowanym startem jest Indian Wells. Gdyby marcowy mecz odbywał się w Argentynie, to pewnie by zagrał" - podkreślił.
Przedstawiciele PZT poinformowali, że na razie sprzedano ok. 25 procent biletów na mecz w Gdańsku.
Prezes polskiej federacji Jerzy Muzolf liczy na to, że biało-czerwoni pokonają faworyzowanych zawodników z Ameryki Południowej. Wówczas w kolejnej fazie zmagań ich rywalami byliby w lipcu Włosi lub Szwajcarzy.
"Byłoby to jeszcze większe wydarzenie niż mecz z Argentyną. Ze Szwajcarami, którzy mieliby w składzie Rogera Federera i Stana Wawrinkę, może moglibyśmy zagrać na Stadionie Narodowym" - rozmarzył się Muzolf.