A poisonous cobra on a plane forced the pilot to make an emergency landing
Na pokładzie prywatnego samolotu Beechcraft Baron 58 było czworo pasażerów. Pilot na wysokości 11 tys. stóp zorientował się, że oprócz nich jest też jeden pasażer na gapę - przyczajony pod fotelem wąż.
"Kiedy odwróciłem się w lewo, zobaczyłem kobrę wpełzającą pod siedzenie. To był moment kompletnego osłupienia. Mój mózg zdawał się nie rejestrować tego, co się dzieje" – opowiadał potem Rudolph Erasmus w rozmowie z BBC. I dodał, że gdy już opanował przerażenie i zebrał myśli, spokojnie powiadomił podróżnych, że mają na pokładzie nietypowego pasażera, bo obawiał się, że wąż może przemieścić się na tył samolotu i wywołać panikę siedzących tam osób.
"Dlatego powiedziałem im, że w kokpicie, pod moim siedzeniem, jest wąż, więc spróbujemy jak najszybciej zejść na ziemię" - wspomina pilot.
Ostatecznie pilot awaryjnie lądował w mieście Welkom. Jak się potem okazało, dwaj pracownicy aeroklubu w Worcester, skąd samolot wystartował, przyznali, że wcześniej widzieli węża ukrywającego się pod samolotem. Próbowali go złapać, ale bez powodzenia. Rudolph Erasmus o tym wiedział, dlatego przed wejściem na pokład samolotu próbował zlokalizować węża, ale ponieważ nigdzie nie było go widać, uznał, że gad musiał się gdzieś oddalić.
Co jednak najdziwniejsze, węża nie udało się zlokalizować także po wylądowaniu. Samolot został dokładnie przeszukany - zdemontowano nawet fotele i inne elementy wyposażenia. Mimo tego pełzającego pasażera nie udało się znaleźć.
Gdy informacja o nietypowym locie została nagłośniona, pilota okrzyknięto bohaterem. Jak podaje serwis News24, południowoafrykańska komisarz ds. lotnictwa cywilnego, Poppy Khosa, pochwaliła jego "wspaniałe umiejętności, które uratowały życie wszystkim na pokładzie".
Czytaj więcej:
Londyn: Samolot ważył za dużo. "Kto się zgłasza, by opuścić pokład?"
Tragedia na pokładzie samolotu lecącego do Manchesteru. Zmarła pasażerka