Internauci już żartują, że film mógłby nosić tytuł "Nie czas na siusiu". Przewidują bowiem, że długi czas trwania seansu może być problemem dla widzów ze słabym pęcherzem.

Rekord długości czasu trwania filmu o Bondzie należał do ostatniej części cyklu - filmu "Spectre" z 2015 roku. Tamte przygody agenta 007 trwały 148 minut. Przy czym należy pamiętać, że do czasu trwania filmu wlicza się też napisy końcowe, które w niektórych przypadkach potrafią zająć dobre kilka minut. Salę kinową będzie więc można opuścić przed upływem 163 minut, o ile nie chce się poczekać na ewentualną scenę po napisach. W filmach o Bondzie zwyczajowo pojawia się tam informacja o tym, że James Bond powróci.

Długie filmy z pewnością nie stanowią przeszkody dla widzów i nie skazują filmu na kasową klapę. "Pewnego razu… w Hollywood" Quentina Tarantino trwał 160 minut, a w kinach na całym świecie zarobił prawie 400 milionów dolarów. Nie mówiąc już o trwającym 181 minut filmie "Avengers: Koniec gry", który aktualnie jest na szczycie kasowych rekordzistów z zyskiem wynoszącym 2,8 miliarda dolarów.

W wyreżyserowanym przez Cary’ego Fukunagę filmie "Nie czas umierać" po raz piąty i ostatni w roli Jamesa Bonda zobaczymy Daniela Craiga. Nie wiadomo jeszcze, kto zastąpi go w roli najbardziej znanego agenta Jej Królewskiej Mości. Producenci serii zdradzili jedynie, że z pewnością nie będzie to kobieta.

"Nie czas umierać" trafi do polskich kin 3 kwietnia tego roku.