'Nie będzie drugiej polskiej inwazji!'

Wczoraj w parlamencie odbyła się kolejna dyskusja nt. utrzymania ograniczeń rynku pracy na Wyspach dla Rumunów i Bułgarów, które wygasają już 31 grudnia tego roku.

Podczas debaty poseł Nigel Mills z rządzącej Partii Konserwatywnej chwalił brytyjski "Daily Express" za nowoływanie do "krucjaty" przeciwko obywatelom tych dwóch krajów. Chodzi o antyimigracyjny artykuł pt. "Britain is full up and fed up" ("Wielka Brytania jest przepełniona i zmęczona"), w którym dziennikarze wyrażają swoje obawy co do kolejnej wielkiej fali imigrantów, która wkrótce zaleje Wyspy.

Z kolei minister ds. imigracji, Mark Harper, zaznacza, że nie ma żadnych przesłanek wskazujących na to, iż Wielką Brytanię czeka kolejna inwazja obcokrajowców. Jego zdaniem, większość z nich skieruje się do Niemiec, Włoch i Hiszpanii, gdzie mamy do czynienia z "bardzo licznymi" populacjami Rumunów i Bułgarów.

Polityk odmówił także podania jakichkolwiek szacunków dotyczących spodziewanej liczby nowych imigrantów, tłumacząc, że to "zadanie dla głupców".

Nie tak dawno były minister spraw wewnętrznych Jack Straw przyznał, że zniesienie ograniczeń dla imigrantów ze Wschodu było "spektakularną pomyłką" jego Partii Pracy. Dokładne badania przeprowadzone w tym czasie przez Home Office sugerowały, że po 2004 r. na Wyspy przyjedzie ok. 5-13 tys. imigrantów rocznie. Dane te jednak okazały się bezwartościowe, bo średni roczny długofalowy napływ ludności z innych państw UE wzrósł z 67 tys. w latach 1997-2003 do 170 tys. w 2004-2010 r.

Harper podkreślił, że chce uniknąć podobnych błędów. "Obecnej sytuacji nie można porównywać do tego, co działo się w 2004 r. Byliśmy wówczas jedynym dużym krajem, który zniósł restrykcje, a każdy, kto chciał pracować legalnie, przyjeżdżał do Wielkiej Brytanii" - tłumaczy minister.