"W tym właśnie tkwi moc przekleństw: choć szokują, są zaskakująco subtelne. Używane umiejętnie mogą być kpiarskie, zabawne, oburzające lub bezpośrednio obraźliwe. A kiedy je wypowiadamy lub słyszymy, w naszych umysłach i organizmach dzieją się zaskakujące rzeczy" - pisze w swojej debiutanckiej książce "Bluzgaj zdrowo. O pożytkach z przeklinania" dr Emma Byrne.

I tak ta badaczka, dziennikarka i popularyzatorka nauki przekonuje, że przekleństwa pomagają nam wytrzymać ból, złagodzić stres, nawiązać więzi, a nawet nauczyć się nowych języków. Autorka podaje też, że najprawdopodobniej są to najstarsze formy naszego języka - zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak chętnie inne naczelne wymyślają własne przekleństwa i jak odkrywają, że są one niesamowicie przydatne.

"Słyszy się często, że przeklinanie nie jest zbyt mądre ani skuteczne, że stanowi oznakę ograniczonego słownictwa lub intelektu. Mogę was jednak zapewnić, że bywa inteligentne i potężne, jest także społecznie i emocjonalnie niezbędne. Uczy nas, jak działa psychika i jak działają układy społeczne" - tłumaczy badaczka i podkreśla, że to, co już wiemy na ten temat - i to, w jaki sposób do tego doszliśmy - jest zdumiewające.

Dr Byrne przyznaje, że broni przekleństw z tak gorliwą żarliwością nie tylko ze względu na wolność wypowiedzi, ale również dlatego, że przynoszą nam one różne korzyści - zarówno indywidualnie, jak i całemu naszemu gatunkowi. "Staramy się je ignorować, ponieważ wywołują wiele emocji, ale badania dowodzą, że powinniśmy uważnie przysłuchiwać się przeklinającym osobom, ponieważ często mają do powiedzenia coś istotnego" - przekonuje.

I choć dr Byrne nikogo nie namawia do zwiększenia częstotliwości używania bluzgów, sugeruje przynajmniej je uszanować.