Polski rynek aut klasycznych ma się z roku na rok coraz lepiej. "Jeżeli mamy do czynienia ze wzrostem ilości samochodów zabytkowych w skali roku rzędu 20-30 proc., to znaczy, że faktycznie jest bum" - informuje Michał Prząda, dyrektor Ardor Auctions, firmy zajmującej się sprzedażą aut, które zapisały się w historii motoryzacji.

"Ludzie dostrzegli to, że jazda samochodami zabytkowymi jest, po pierwsze, bardzo ciekawym sposobem na spędzanie wolnego czasu. Po drugie, motoryzacyjne klasyki są świetnym przykładem tego, że można ulokować swoje pieniądze w coś przyjemnego i przy tym ich nie stracić. Samochody określa się, jako jedną z najciekawszych alternatywnych inwestycji" - wyjaśnia Prząda.

Zyskiwać na wartości zaczynają nawet auta z lat 90-tych, tzw. youngtimery. "Wystarczy spojrzeć na modele marki BMW czy Mercedes" - dodaje znawca rynku motoryzacji. "Te auta, które są ciekawe, które niosą ze sobą jakąś historię, nie zginą" - dodaje.

Jak zauważa Prządak, Polska jest w tym momencie najlepszym miejscem na posiadanie auta zabytkowego. Dlaczego? "Mamy doświadczone warsztaty renowacyjne, które są w stanie przygotować nam tego typu samochody od zera. Większość samochodów na naszych aukcjach była poddane bardzo drobiazgowej renowacji. W Niemczech czy Francji zapłacilibyśmy za to, co najmniej dwa razy tyle, co w Polsce. O ile cena za roboczogodzinę w polskim warsztacie to około 30-40 euro, tak na Zachodzie Europy oscyluje na poziomie 100 euro za godzinę".