W swoim najnowszym felietonie dla dziennika "The Sun" Clarkson zaczął jednak od polityki na szczeblu państwowym. Gwiazdor programu "Grand Tour" wyznał, że po obejrzeniu konferencji prasowej premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona jest zniesmaczony poziomem… dziennikarzy. Premiera własnego kraju też nie szanuje i nazywa go "gadającym żółwiem", ale po dziennikarzach spodziewałby się więcej. Tymczasem – jak napisał – oni "pytają, czy ktoś, kto został zaszczepiony, zaraził się chorobą. A może chodzi im o to, czy w niemieckich doniesieniach jest jakaś prawda o tym, że nowe szczepionki oksfordzkie (brytyjsko-szwedzkiej firmy AstraZeneca wspieranej przez Uniwersytet Oksfordzki, przyp. red.) działają tylko na 8 procent osób powyżej 65. roku życia?".

Clarkson zauważa, że pytanie równie dobrze mogłoby być sformułowane w ten sposób: "A więc, panie premierze. Teraz, kiedy zamordowałeś 100 tys. ludzi przez swoje wahania, czy odetniesz sobie głowę?". I dodaje: "Nie ma sensu zadawać takich pytań, ponieważ Boris nigdy nie powie: Tak. To wszystko moja wina. Zjadłem nietoperza na kolację i teraz wszyscy nie żyją".

Celebryta przyznał, że po obejrzeniu wspomnianej konferencji prasowej był tak bardzo zły, że aż zaczęły go swędzieć zęby. Po czym płynnie przeszedł do sytuacji w swojej rodzinie. Tutaj też nie ma lekko. Próbował wprowadzić demokrację w swoim związku z Lisą Hogan, ale to nie wypaliło, bo mieszka z nimi jeszcze 18-letnia córka partnerki, Ali. I teraz Clarkson nie może się doprosić solidnej kolacji.

"Ostatniej nocy one utworzyły rząd, wlewały karmę dla ptaków na patelnię i jadły ją (są na diecie bezglutenowej - przyp. red), jednocześnie decydując, czy obejrzeć przezabawny hollywoodzki hit o jakimś rozwiedzionym idiocie w średnim wieku, który próbuje podrywać młode kobiety, czy coś z martwym labradorem" - napisał.

Demokracja, co dobitnie przed laty stwierdził rodak Clarksona, premier Winston Churchill, ma sporo wad. Wielu z nich nie da się usunąć. Ale problem, o którym wspomniał prezenter, usunąć można łatwo - wystarczy samemu zrobić sobie kolację, zamiast czekać, aż przygotuje ją partnerka...