Czy zdrada może naprawić i wzmocnić związek...?
Jak wynika z badań Instytutu Badań Zmian Społecznych, do zdrady przyznaje się obecnie blisko 12 proc. Polaków. Rozluźnienie obyczajów i większa społeczna tolerancja dla romansów sprawiły, że niewierność przestaje uchodzić za coś niewybaczalnego. Rośnie liczba par, które zdradzenie partnera utożsamiają z kryzysem w związku. Postrzegają to jako problem, który należy wspólnie rozwiązać, by wciąż być razem.
Pojawia się coraz więcej głosów – także wśród terapeutów – przemawiających za tym, że zdrada może wręcz umocnić relację. "Nie podpisałabym się pod takim stwierdzeniem. Spotkałam się nawet z teoriami, że zdrada jest sposobem na oczyszczenie związku, zobaczeniem, czego potrzebujemy. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Wiemy, że ogień parzy. Nie musimy wsadzać tam ręki" – stwierdza psycholożka i psychoseksuolożka Bianca-Beata Kotoro.
Ekspertka zaznacza przy tym, że zdrada może być niekiedy momentem otrzeźwienia. "Owszem, zdarzają się sytuacje, w których gdy dochodzi do zdrady, do romansu, ludzie nagle zatrzymują się i dochodzą do wniosku: Nie, to nie ta droga, to nie ten kierunek, źle skręciłem. Wtedy, jeśli jest chęć z obu stron na naprawienie relacji, możemy mówić, że ta sytuacja była pewnego rodzaju przełomem, kubłem zimnej wody, który wylał się nam na głowy" – dodaje.
Zdrada nie musi oznaczać końca relacji. Kluczowe jest jednak dojrzałe podejście do odbudowy związku. Niewierność partnera na ogół jest bowiem niczym kataklizm. Najgorsze możliwe rozwiązanie stanowi zamiatanie sprawy pod dywan – udawanie, że nie wydarzyło się nic strasznego.
"Ważne, by ten, kto zdradził, wziął na siebie pełną odpowiedzialność za zdradę. Osoba zdradzona musi z kolei zadać sobie pytanie, czy da radę po takim wydarzeniu dobrze funkcjonować w związku i nie wypominać partnerowi niewierności. Nie oznacza to, że zapomni, bo o czymś takim zapomnieć się po prostu nie da, nie da się tego wykasować z głowy. Ale można tym nie żyć. Pozostaje kluczowe pytanie, czy możemy się od tego wydarzenia na tyle odciąć, żeby ono nie wpływało na teraźniejszość. To jest bardzo trudne dla obu stron, ale możliwe" – przekonuje Kotoro.
"Monogamia nie jest nam dana z natury. Wprost przeciwnie. Monogamia jest prezentem, który dajemy drugiej osobie. Nie chodzi o to, że w głowie nie mamy prawa mieć żadnych pokus. Pytanie tylko, co z nimi zrobimy. Jeśli pomyślę sobie, że mam ochotę kogoś udusić, to nie czyni ze mnie mordercy, dopóki faktycznie tego nie uczynię" – konkluduje Kotoro.