Większa mniejszość: Ochrona języka polskiego dla nowego pokolenia Irlandczyków
W Polsce pracowała jako zastępca redaktora naczelnego w lokalnej gazecie w Ostrowie Wielkopolskim. Obecnie jest m.in. przewodniczącą Biblary, polskojęzycznej biblioteki, która działa na Inchicore Library Square w Dublinie. Od 15 lat Biblary nie tylko wypożycza książki, ale też regularnie organizuje imprezy, w tym wieczory autorskie, pchle targi, warsztaty i zajęcia taneczne.
W czasie pandemii budynek, w którym mieści się organizacja, został wyremontowany. Obecnie w Biblary działa biblioteka (niedziela, godz. 12-16), a w pierwszy weekend czerwca odbędzie się II festiwal literacki "O'Czytani".
W czasach kiedy Aneta Kubas przyjechała do Irlandii, Polacy przede wszystkim szukali kontaktu ze swoimi rodakami. "Głównymi okazjami do spotkania były polskie nabożeństwa kościelne" - wspomina.
Był też "Dom Polski" na Fitzwilliam Place, do którego ludzie mogli co tydzień przychodzić i oglądać polską telewizję, czytać gazety lub po prostu ze sobą porozmawiać. Od tego czasu w całym kraju powstało wiele polskich sklepów, szkół i portali internetowych.
Kubas pracuje również dla fundacji Barka for Mutual Help Ireland, która pomaga bezdomnym pochodzącym z krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Jeśli chodzi o ważne usługi, takie jak dostęp do informacji o mieszkaniach socjalnych, ubezpieczeniach społecznych, opiece lekarskiej czy opiece nad dziećmi, Kubas twierdzi, że Polacy nie są dyskryminowani, ale wielu z nich napotyka barierę językową. "Jednym z pojawiających się problemów jest konieczność przedstawienia oryginalnego aktu urodzenia, co nie dotyczy Irlandczyków" - wyjaśnia.
Problem w tym, że w Irlandii brakuje polskich tłumaczy przysięgłych w instytucjach rządowych oraz informacji przetłumaczonych na język polski - takich jak ulotki czy treści online. Zdaniem Kubas, zatrudnienie większej liczby tłumaczy oraz przekładanie materiałów na język polski bardzo by pomogło - zwłaszcza starszym Polakom i osobom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej.
Kubas chciałaby też, aby nauczanie języka polskiego i innych języków mniejszości w irlandzkich szkołach było szeroko rozpowszechnione w programie nauczania. "Obecnie ten proces się rozpoczyna i mam nadzieję, że będzie się dalej rozwijał bardziej dynamicznie, aby dzieci imigrantów miały możliwość poznawania i pielęgnowania swoich korzeni" - zaznacza szefowa Biblary.
Szkoła sobotnia
Agnieszka Matys-Foley zrealizowała swoje dziecięce marzenie o życiu w anglojęzycznym kraju 16 lat temu, kiedy przeprowadziła się do Irlandii. Obecnie jest dyrektorem polskiej szkoły sobotniej przy Ratoath Road w Dublinie.
Kiedy po raz pierwszy przeprowadziła się do Irlandii, pracowała jako nauczycielka angielskiego dla dorosłych (m.in. z Polski) i wówczas był to jej jedyny kontakt z Polonią. "Pamiętam, że dostałam zadanie umieszczenia reklamy szkoły w polskim czasopiśmie, który, jak sądzę, był wówczas jedynym dostępnym na rynku" - wspomina.
Cztery lata później zaczęła szukać sposobu na pielęgnowanie języka ojczystego u dwójki jej dzieci, które miały wówczas 6 i 8 lat. W domu rozmawiali po polsku, mieli też polskiego opiekuna, bo Matys-Foley chciała, żeby dzieci nie tylko mówiły, ale też umiały czytać i pisać po polsku.
Dziś przyznaje, że praca nauczycielki uświadomiła jej, jak ważne jest, by jej dzieci miały szansę bycia dwujęzycznymi. "I tak zaangażowałam się w działalność jednej z polskich szkół sobotnich, w której pracuję od 11 lat. Początkowo jako nauczyciel, następnie kierownik ds. HR i edukacji. W zeszłym roku awansowałam na stanowisko dyrektora" - opowiada. W 2010 roku do szkoły uczęszczało 160 uczniów; obecnie jest ich aż 650.
Początkowo, zdaniem Matys-Foley, głównym powodem, dla którego większość rodziców chciała, aby ich dzieci uczęszczały do sobotniej szkoły, było przygotowanie ich do polskiego systemu szkolnego, gdyby postanowili wrócić do ojczyzny. Kilka lat później ten trend znacząco się zmienił.
"Większość naszych uczniów urodziła się już w Irlandii, ich rodzice widzieli siebie na stałe w Irlandii i wysyłali dzieci do polskiej szkoły głównie po to, aby nauczyły się podstaw czytania i pisania oraz dowiedzieli się trochę o kulturze i historii naszego kraju, ale bez wchodzenia w szczegóły" - wyjaśnia.
W ciągu ostatnich trzech lat sytuacja ponownie się zmieniła, a wiele polskich rodzin znowu zaczęło planować powrót do Polski. Jednak wojna w Ukrainie zburzyła wiele z tych planów, a świat obserwuje rozwój sytuacji.
Jak podaje irlandzkie Ministerstwo Edukacji, latem 2021 roku szkoły podstawowe w całym kraju zostały zaproszone do uczestnictwa w sześciotygodniowym programie językowym dla uczniów klas 3-6. Zgłosiło się ok. 500 szkół, a program działał od listopada zeszłego roku. Placówki edukacyjne otrzymały dotację w wysokości do 1 000 euro w zależności od liczby uczestniczących klas, a program był dostępny w 11 językach, w tym po polsku.
Potrzeby integracyjne "niewidzialnej" mniejszości
"Mniejszość polska jest największa w Irlandii, liczy 125 000 osób, ale nasza społeczność jest dość niewidoczna, jeśli chodzi o integrację" - ocenia Teresa Buczkowska, kierownik ds. integracji w Radzie Imigrantów w Irlandii (Immigrant Council of Ireland).
"W pewnym sensie Polacy wtapiają się w społeczność wyspy. Jesteśmy również migrantami z UE, a fundusze dostępne na wspieranie integracji i migrantów są zwykle ograniczone tylko do obywateli krajów trzecich - czyli do każdego, kto pochodzi spoza Unii Europejskiej" - dodaje.
Jej zdaniem, te czynniki razem wzięte oznaczają, że Polacy są często niedostatecznie reprezentowani, jeśli chodzi o inicjatywy na rzecz integracji i różnorodności w Irlandii. "Jeśli chodzi o projekty polskojęzyczne, nie są one zbyt dobrze wspierane. Niemal wszystkie są inicjowane przez polską społeczność, która próbuje zrobić coś, aby pielęgnować język ojczysty" - twierdzi Teresa Buczkowska.
W rezultacie język może być barierą dla wielu osób. "W końcu, jeśli go nie znasz - lub jeśli nie masz dostępu do tłumaczy ustnych, pisemnych lub przetłumaczonych materiałów - jak możesz uzyskać dostęp do usług?" - zauważa Buczkowska.
Kolejną barierą, związaną z językiem, jest - według Buczkowskiej - niedocenianie kwalifikacji. "Jako migranci z UE niekoniecznie musimy przechodzić przez cały proces uznawania kwalifikacji (jak obywatele krajów trzecich), ale… to zależy całkowicie od pracodawcy, czy uzna kwalifikacje, które nabyliśmy w Polsce" - dostrzega.
Dodaje, że w rezultacie praca wielu Polaków w Irlandii nie ma związku z ich wykształceniem i umiejętnościami, ponieważ zmagają się z językiem i uznaniem kwalifikacji. Dlatego - jak zauważa Teresa Buczkowska - docelowo potrzebna jest większa współpraca między irlandzkim rządem a polskimi organizacjami pozarządowymi.
Niedostateczne zasoby, rosnący popyt
Polskie organizacje wolontariackie, takie jak Together Razem z Cork, są często pierwszym punktem kontaktu dla polskich migrantów, ale nie otrzymują one dofinansowania, ponieważ zajmują się migrantami z UE - uważanymi za "mobilnych obywateli" (obywateli UE mieszkających w innym państwie członkowskim).
Według Buczkowskiej, Together Razem jest tak niedofinansowana, że często musi odrzucać osoby szukające pomocy. "Była to również jedna z pierwszych organizacji, do których zwrócili się ukraińscy uchodźcy, kiedy zaczęli przybywać do Irlandii, gdy Ukraina została zaatakowana przez Rosję" - podkreśla.
Tymczasem rzecznik irlandzkiego Ministerstwa ds. Dzieci, Równości, Niepełnosprawności, Integracji i Młodzieży informuje, że jeszcze w tym roku rozpoczną się prace nad określeniem kolejnej strategicznej polityki integracji migrantów, czemu mają towarzyszyć "konsultacje z zainteresowanymi stronami". "Chodzi o określenie potrzeb wszystkich migrantów w Irlandii, w tym ich potrzeb językowych" - zapewnia przedstawiciel irlandzkiego rządu.
Opracowano na podstawie artykułu "The major minority: protecting the Polish language for a new Irish generation" autorstwa Zuzi Whelan, który ukazał się w TheJournal.ie.