Natura na ratunek: Kop, karczuj, wyrywaj
Dla Sue Stuart-Smith, brytyjskiej psychiatry i psychoterapeutki, ogród - taki jak jej własny w Serge Hill w hrabstwie Hertfordshire - jest ukochaną przestrzenią, która daje spokój.
"Ogrody i przyroda bywają skuteczniejsze od leków" - neurolog, Oliver Sacks
Praca w ogrodzie pozwala dostrzec, że lepsza przyszłość istnieje. To pokrzepiające, zwłaszcza kiedy rzeczywistość staje się opresyjna. Wystarczy taki koronawirus. Wiele osób podczas pandemii doświadczyło kojących właściwości przyrody; tego, że daje poczucie bezpieczeństwa, obietnicę, że będzie jakieś "dalej".
Uświadamia też, że wyobrażeń o przyszłości nie trzeba wcale lokować w planach zawodowych czy wakacyjnych, które w każdej chwili mogą ulec zmianie, tylko na przykład w czymś tak niepozornym, a jednak bardziej przewidywalnym jak nasiona. W pandemii w Wielkiej Brytanii firmy ogrodnicze nie nadążały z produkcją nasion i sadzonek. Taki był popyt.
Sue Stuart Smith leczy głównie lekarzy i pielęgniarki, którzy cierpią na zaburzenia wynikające ze stresu i wypalenia zawodowego. Pracują w dużych londyńskich szpitalach i przychodniach bez dostępu do terenów zielonych, a ci z oddziałów intensywnej terapii i pogotowia, gdzie nie ma okien, przez cały dzień nie widzą nawet światła naturalnego.
"Zaczynam od prostych rzeczy. Zachęcam ich, żeby przyjrzeli się trawnikowi, który mijają w drodze do pracy, krzewom na ulicy. Jeśli chodzą na siłownię, namawiam, żeby spróbowali poćwiczyć w parku. Część z nich dzięki temu odkrywa, że w ogóle w okolicy jest jakiś park. Badania pokazują, że zielone ćwiczenia są dużo korzystniejsze dla naszego układu sercowo-naczyniowego i nerwowego niż ćwiczenia w zamkniętych pomieszczeniach. Kiedy tylko zaczynają czuć, jak dobrze robi im kontakt z przyrodą, sami chcą zwiększyć dawkę" - zdradza Smith.
Niektórzy lgną do przyrody instynktownie w momentach kryzysu. Obcowanie z naturą daje nadzieję, praca w ogrodzie pomaga poradzić sobie ze stratą, przeżyć żałobę.
Ogród jest kwintesencją życia rozumianego jako cykl - od narodzin po śmierć. Wiele osób, obserwując przyrodę, następujące po sobie pory roku, dojrzewanie roślin i ich obumieranie, zaczyna to rozumieć i godzić się z tym, co nieuchronne. Widzą też, że po śmierci zawsze przychodzi nowe życie.
Ogród daje też możliwość odreagowania emocji. Kopiąc, karczując, wyrywając chwasty, można dać upust złości i frustracji. Ogród potrzebuje naszej agresji, bez tego by zarastał. Podlewanie jest z kolei wyciszające i odświeżające jednocześnie. Pielęgnując rośliny, dbając, żeby dostały to, czego im potrzeba, rozwijamy też w sobie zdolność do troski i opieki - to są bardzo ważne i niedoceniane dziś potrzeby psychologiczne. Wiele osób uczy się w ten sposób budować relacje.
"Kwiaty nie mają ani rozterek, ani emocji" - psychoanalityk, Zygmunt Freud
Obcowanie z roślinami wydaje się bezpieczniejsze i mniej skomplikowane niż z ludźmi. Dla osób, które mają trudne relacje z ludźmi, które doświadczyły dużo krzywd, zaniedbania, przyroda staje się bezpieczną bazą. Przynosi ulgę, kiedy jesteśmy przeciążeni zmartwieniami, mamy dość innych, bo sprawiają nam ból albo rozczarowują.
Sue Smith przytacza przykład pacjentki chorującej przez wiele lat na depresję. W bardzo trudnym dzieciństwie nie zaznała ciepła. Potem wychowywała sama dwóch synów, z którymi nie mogła się porozumieć. Mimo że była im oddana, to nie czuła się wystarczająco dobrą matką.
Kiedy dorośli i wyprowadzili się z domu, postanowiła zająć się ogródkiem. Przemiana, jaka w niej zaszła, była niezwykła. Nagle pojawiły się w niej nieznane dotąd uczucia - satysfakcja, radość, duma. Jej poczucie własnej wartości wzrosło. Po raz pierwszy miała wrażenie, że robi coś dobrze, że nie jest jedną wielką porażką.
"Spacer po ogrodzie oznacza zanurzenie się w wiecznym cyklu pór roku, życia, śmierci i odrodzenia" - Wiliam Wordsworth, XVIII-wieczny poeta angielski
Osoby cierpiące z powodu depresji, zaburzeń lękowych, korzystają z hortiterapi, czyli prac ogrodowych pod okiem specjalnie przeszkolonych terapeutów. Hortiterapia leczy także różnego rodzaju zaburzenia rozwoju - autyzm czy zespół Aspergera. Wspiera również leczenie uzależnień i jest wykorzystywana w resocjalizacji więźniów.
Praca w ogrodzie pomogła uporać się z traumą wojenną dziadkowi Smith. Dziadek trafił do obozu jenieckiego w Turcji, z którego cudem udało mu się uciec. Do Anglii dotarł ledwo żywy. Ale miał wielkie szczęście, bo niemal od razu został przyjęty na roczny program nauki ogrodnictwa w ośrodku rehabilitacyjnym dla żołnierzy. Nauczył się tam uprawiać rozmaite gatunki roślin. Zakochał się w orchideach, które hodował do końca życia. Nie został ogrodnikiem, ale zawsze podkreślał, że to doświadczenie uratowało mu życie.
Hortiterapeuci pracują też z uchodźcami. Uprawianie ogrodu pomaga im się zaaklimatyzować w nowej rzeczywistości z jednej strony, z drugiej - nie tracą dzięki temu emocjonalnej więzi z własnym krajem. Sadzą kwiaty, warzywa czy zioła, które znają ze swojej ojczyzny. W ten sposób budują most między starym a nowym domem.
"Każdy człowiek powinien mieć działkę, aby jego instynkty mogły ponownie ożyć" - psychoanalityk Carl Jung.
Radością jest też dzielenie się z innymi tym, co się wyhodowało.
Ogrodnictwo potrafi zmieniać nie tylko pojedyncze osoby, ale także całe społeczności. Po kryzysie 2007 roku miasteczko Todmorden w zachodniej Anglii podupadło. Grupa zaprzyjaźnionych kobiet postanowiła coś zrobić, aby przerwać marazm mieszkańców. Wpadły na prosty pomysł, że na terenie opuszczonej przychodni posadzą drzewa owocowe i warzywa. A na koniec wystawiły tabliczki z napisem: "Poczęstuj się”. Za darmo. Swoje działania nazwały Incredible Edible.
Dzisiaj wzdłuż kanału, który biegnie przez miasteczko, jest masa podobnych grządek. Ludzie, którzy płyną barkami wynajętymi na wakacje, mogą się przy nich zatrzymać, zerwać sobie sałatę, pomidory, zioła. Nikt tego nie nadużywa, nikt niczego nie niszczy.
Dzisiaj w samej Wielkiej Brytanii jest 120 grup Incredible Edible, a na świecie - ponad 700. Wszystko nadal odbywa się bez obrotu pieniędzy. Matki założycielki postanowiły, że pozostaną inicjatywą oddolną, obywatelską, w którą ludzie będą się angażować dobrowolnie i pomagać sobie ze szczerej chęci robienia czegoś razem i dla innych.
W Todmorden Spadła liczba aktów wandalizmu i - co ciekawe - gospodarka zaczęła się podnosić. Tego nikt nie przewidział. Ponieważ ten projekt był tak pozytywny, zainspirował mieszkańców do otwarcia małych biznesów - kawiarni, sklepów spożywczych. Nie było ich wiele, ale wystarczyło, żeby klimat miasta się zmienił, a ulica handlowa ożyła.
"Cultiver notre jardin" czyli "Musimy pielęgnować nasze ogrody" - Kandyd, bohater powiastki Woltera
W styczniu tego roku razem z mężem, znanym architektem krajobrazu i ogrodnikiem Smith rozpoczęła wspólny projekt Serge Hill. Na własnej ziemi wygospodarowali kilka działek, które chcą wynajmować za symboliczną opłatą okolicznym mieszkańcom.
Na razie Covid-19 pokrzyżował plany, ale mają nadzieję, że w przyszłości powstanie ich więcej. Współpracują też z organizacją charytatywną działającą na rzecz osób ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi i jedną z tych działek oddali jej w użytkowanie.
Mają również plan, żeby postawić na tym terenie coś w rodzaju świetlicy i prowadzić zajęcia edukacyjne dla osób, które chciałyby uprawiać własne ogródki, ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać.
Źródła:
- "The Well Gardened Mind by Sue Stuart-Smith review. Unwinding with nature" - theguardian.com;
- "Przyroda daje nadzieję, że będzie jakieś "dalej" - Agnieszka Jucewicz, "Wysokie obcasy”, 22.10.2020;
- "How to Feed a Town: The Incredible Edible Project" - good.is;
- "The garden has lessons for us in this quarantine, if we are willing to stop and listen" - washingtonpost.com.
Czytaj więcej: