Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Arkadiusz Melon pierwszym Polakiem z dyplomem matematyki finansowej LSE

Arkadiusz Melon pierwszym Polakiem z dyplomem matematyki finansowej LSE
Arkadiusz Melon na kampusie London School of Economics. (Arkadiusz Melon on London School of Economics campus.) Photo: LSE SU Polish Business Society
Matematyka finansowa to kierunek interdyscyplinarny. Studiowanie jej na London School of Economics (LSE), jednej z najlepszych uczelni na świecie, wymaga nie tylko świetnych wyników w nauce, ale i spełnienia wielu warunków. Począwszy od pokonania kilkuset kandydatów z całego świata, bo na jedno miejsce przypada 25 aplikujących. Ale, jak mówi Arkadiusz Melon, "niemożliwe nie istnieje".
Reklama
Reklama

O niełatwej drodze, pasji, przełamywaniu stereotypów, wielu zwrotach akcji i odwadze do zadawania pytań, rozmawiamy z pierwszym i zarazem jedynym Polakiem, który ukończył studia magisterskie z matematyki finansowej na London School of Economics.

Tuż po otrzymaniu dyplomu ukończenia London School of Economics napisał Pan w mediach społecznościowych "jako nastolatek z Mszczonowa nigdy nie sądziłem, że uda mi się zostać absolwentem jednej z najlepszych uczelni na świecie. Zostałem pierwszym Polakiem w historii, który ukończył matematykę finansową na London School of Economics (…) Marzenia się spełniają!”. Wizualizował Pan sobie właśnie takie marzenie?

Arkadiusz Melon: - Rzeczywiście, wizualizowałem sobie to marzenie, ale zaledwie kilka miesięcy przed złożeniem wszystkich dokumentów na tę uczelnię.

To nie była wizja wymyślona przez Arka jeszcze w szkole podstawowej czy średniej?

AM: - Zdecydowanie nie. Wtedy byłaby to pewnie równie abstrakcyjna myśl, jak abstrakcyjnych jest wiele teorii, które później miałem szansę poznawać. Pochodzę z Mszczonowa, jest to bardzo małe miasteczko, liczące około sześć tysięcy mieszkańców. Studiowanie za granicą, na najlepszej uczelni – o tym się przecież tylko czyta w gazetach lub słyszy w telewizji. To po prostu nierealne. Nie chodziłem ani do klasy dla uzdolnionych uczniów, ani do najlepszych szkół w Polsce.

A jednak jest Pan specjalistą w dziedzinie matematyki finansowej, pewnie jednym z niewielu w Polsce, a na pewno pierwszym z tytułem magistra po LSE. Gdzie jest początek drogi na London School of Economics?

AM: - Myślę, że w mojej ciekawości świata, potrzebie znajdowania odpowiedzi na wiele pytań, które od zawsze przychodziły mi do głowy. Nurtowały. Nie od razu wiedziałem, która ścieżka jest moja, ale za to wiedziałem, że poszukiwanie, odkrywanie, zdobywanie wiedzy, to jest mój kierunek. Nie wiem do końca, z czego to wynikało, ale miałem w sobie odwagę, żeby pytać. I chyba początek tej drogi to właśnie zadawanie pytań, swego rodzaju dociekliwość. Byłem typem ucznia (a później studenta), który dopytywał, zostawał po lekcjach, żeby drążyć temat, który mnie zainteresował. A interesowało mnie naprawdę wiele. To nie była jedna dziedzina, np. matematyka, którą wybrałem później. To była raczej interdyscyplinarność – i to też zaliczyłbym właśnie do mojego dobrego startu na London School of Economics. Idąc do liceum, wybrałem co prawda profil matematyczno-fizyczny, ponieważ obliczenia, analizy, zawsze były mi bliskie, ale nie byłem przekonany, z jaką dziedziną chcę wiązać swoją przyszłość. Co więcej, moje wyniki z matury nie były wybitne, były po prostu dobre…

Czyli ta droga wcale nie była taka oczywista, a nawet pojawiały się na niej niewiadome.

AM: - Zdecydowanie. Tym bardziej, że wybrałem co prawda studiowanie matematyki na Uniwersytecie Wrocławskim, ale po semestrze zrezygnowałem. Matematyka – akurat w tamtym momencie – wydała mi się zbyt abstrakcyjna, oderwana od rzeczywistości. Nie tego szukałem. Wróciłem do swojej rodzinnej miejscowości, zastanawiając się, co dalej. Znalazłem interesujący mnie kierunek na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Aplikowałem. I… nie dostałem się. Mogłem wybrać inny, ale wiedziałem, że to nie będzie to. Chciałem studiować ekonomię. Postanowiłem pójść na studia wieczorowe, bo znalazłem w regulaminie zapis, że 10% osób z najlepszymi wynikami może przenieść się na studia dzienne. Zaryzykowałem. Pod koniec pierwszego roku studiów uzyskałem 4. najlepszy wynik z całego kierunku, co pozwoliło mi nie tylko uzyskać przeniesienie na tryb dzienny, ale również stypendium rektora.

          Przemówienie podczas podsumowania projektu Matura+. (Fot. Joanna Zdancewicz)

Intuicja i determinacja?

AM:  - Tak, w moim przypadku to połączenie obu tych cech. Mimo że osiągnąłem to, na czym bardzo mi zależało, czułem, że ekonomia to tylko częściowo to, co chcę robić. Wybierając jako specjalizację finanse i rachunkowość, paradoksalnie, okazało się, że brakuje mi matematyki. Zrozumiałem, że ta interdyscyplinarność, o której już mówiliśmy, to jest coś dla mnie. Zaaplikowałem o indywidualny tok studiów. Aby go otrzymać, musiałem być w gronie 5% najlepszych studentów i odpowiednio uargumentować, udowodnić, że taki nieoczywisty tok, moja indywidualna ścieżka rozwoju będą stanowiły wartość. Musiałem też znaleźć mentora i sposób, jak studiować jednocześnie trzy kierunki. Spełniłem wszystkie wymogi, moje dotychczasowe osiągnięcia oraz interdyscyplinarne podejście do nauki zostały docenione i aplikacja została rozpatrzona pozytywnie. I znów moja dociekliwość i zadawanie pytań – nawyk od najmłodszych lat – okazały się kluczowe dla mojego rozwoju.

Domyślam się, że to wyzwanie samo w sobie stanowiło motywację.

AM: - Tak. A przy okazji, dzięki chęci jak najlepszego sprostania temu wyzwaniu, pojawia się wątek zagraniczny. Zacząłem szukać, czytać, pytać, jak to jest zorganizowane na świecie. I tu, wracając do początku naszej rozmowy, to marzenie o studiach na najlepszej uczelni, w międzynarodowym gronie zaczęło realnie mnie motywować.

To było potwierdzenie Pana wyborów, to miejsce i ten moment?

AM:  - Tak. Uwierzyłem w siebie, zobaczyłem, że moje wyniki wyróżniają się na tle pozostałych studentów. Napisałem licencjat na podstawie wiedzy z trzech dziedzin, którą zdobyłem podczas indywidualnego toku studiów. Pomimo faktu, że badanie wykonane przeze mnie w ramach pracy było pierwszym tego rodzaju w Polsce i wymagało ode mnie dużego wysiłku, wiedziałem, że to połączenie dziedzin jest dla mnie, tą drogą chciałbym podążać. Znalazłem swoją dyscyplinę i postanowiłem się jej poświęcić – ukończyć studia magisterskie z matematyki finansowej (MSc in Financial Mathematics) na London School of Economics.

I tu już bez żadnych zwrotów akcji?

AM: - Wydawałoby się, że tak, ale… Znalazłem kierunek na jednej z najlepszych uczelni na świecie. Zawsze, od pierwszych lat edukacji, szukałem takich opcji, które pozwolą mi jak najwięcej się nauczyć, rozwinąć. Ale też dużo dawałem od siebie. Znajdowałem czas na koła naukowe, konkursy, pomoc kolegom. Lubiłem się uczyć, ciekawiło mnie, jak rozwiązać dany problem czy zadanie, ale też chętnie się tym, co umiem, dzieliłem. No i ryzykowałem. Na dobrą sprawę nie wiedziałem, gdzie są moje granice, więc tę poprzeczkę podnosiłem. Pomyślałem, jak studiować za granicą, to na najlepszej uczelni. W zgłoszeniu oczywiście liczyły się wyniki w nauce – osoby z całego świata mają je najlepsze w swoich krajach – ale same wyniki nie wystarczają. Równie ważne było przekonanie komisji, że to kierunek dla mnie, że na nim się rozwinę, wniosę wartość, że to moja pasja, którą realizowałem nie tylko w klasycznym trybie nauki, ale też poza uczelnią. Koła naukowe, fundacja, inicjatywy. Miałem co napisać w aplikacji. Mogłem więc pokazać całe swoje zaangażowanie i wszechstronność. I tak znalazłem się na liście 29 studentów z całego świata, którzy zostali przyjęci na ten kierunek. Ale… musiałem jeszcze zdobyć pieniądze.

A zapewne studia na takiej uczelni są dość drogie.

AM: - To prawda, koszty studiowania na LSE są bardzo wysokie. Pierwsza myśl po przyjęciu to była oczywiście euforia – dostałem się! Ale druga – co dalej? Miałem tylko około trzy miesiące na zdobycie pieniędzy. Stypendia na London School of Economics co prawda są, ale najczęściej nie trafiają do Polaków. Po Brexicie nie przysługują nam też rządowe brytyjskie pożyczki. Moi najbliżsi dali mi swoje życiowe oszczędności. Ale nie pochodzę z bogatej rodziny, która mogłaby mi te studia sfinansować. Pamiętam rozmowy z firmami i kolejne odmowy. Aż do momentu, gdy trafiłem do Fundacji "Empiria i Wiedza", która mnie wsparła. Zostałem pierwszym stypendystą w historii fundacji. I stało się to na dwa tygodnie przed rozpoczęciem studiów…

     Oficjalne zakończenie Polish Economic Forum 2022. (Fot. LSE SU Polish Business Society) 

Trzeba było mieć naprawdę mocne nerwy i – powtórzę – dużo determinacji…

AM: - Ja już naprawdę zwątpiłem w to, że na te studia wyjadę. Informację, że mam wsparcie, dostałem dosłownie na chwilę przed wylotem. Ale udało się, wsiadam do samolotu! To mój pierwszy lot w życiu – przeprowadzam się, z małym bagażem, do miejsca, w którym nie mam rodziny, przyjaciół, gdzie czeka mnie ciężka praca na uczelni, w obcym języku, i zacząłem się zastanawiać, czy sobie poradzę? Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to chyba teraz nawet bardziej jestem przerażony niż wtedy, że się na to zdecydowałem. Ale z drugiej strony, dostałem szansę, o którą walczyłem, warto było zaryzykować i maksymalnie z niej skorzystać.

Jak wiemy, dał sobie Pan doskonale radę, ale co było w tym wszystkim najtrudniejsze?

AM: - Dostosowanie się do bardzo wysokiego tempa nauki, które wcześniej na taką skalę nie było mi znane. Na LSE przyjęto najbardziej utalentowane osoby z całego świata. Do tego na samym początku studiów (po dwóch tygodniach "powtórki") okazało się, że mam już pewne braki, bo w systemach edukacji są różnice. Ukończyłem z wyróżnieniem wszystkie etapy mojej dotychczasowej edukacji, byłem w 1% najlepszych studentów Uniwersytetu Warszawskiego, a na LSE musiałem nadrabiać. Byłem przyzwyczajony do tego, że osiągałem najlepsze wyniki na swoim roku, ale w tamtym momencie startowałem od nowa ze studentami, którzy z sukcesami ukończyli topowe uczelnie m.in. w Wielkiej Brytanii oraz w Chinach. Przyznam, że początkowo poziom trudności na studiach w Londynie był dla mnie wręcz kosmiczny.

Można powiedzieć, że wszedł Pan w tryb treningu zawodowych sportowców sięgających w swoich dziedzinach po najwyższe trofea? Jak zorganizować swoją codzienność, żeby te wytyczone cele osiągać i sprostać tym kosmicznym trudnościom?

AM:To jest bardzo trafne porównanie. Wypracowałem i konsekwentnie realizowałem plan. I nie będę oszukiwał, są to przede wszystkim godziny spędzone na nauce, rozwiązywaniu zadań, analizowaniu modeli. Ciężka praca. Biblioteka LSE jest otwarta 24 godziny na dobę. Spędzałem tam kilka – kilkanaście godzin dziennie. Zresztą nie tylko ja – moi koledzy też. Byłem w pewnym rytmie: zajęcia, biblioteka, regeneracja. Kiedyś mój tata zapytał mnie: "co ty o tej porze robisz na WhatsApp-ie, coś się stało?”. W Polsce była piąta rano, w Londynie – czwarta. Mój tata wybierał się do pracy, ja – wracałem z biblioteki. Spędziłem tam tysiące godzin na nauce matematyki, finansów i informatyki. Odpoczywałem często w Hyde Parku, w zieleni – tam słuchałem muzyki, często kontaktowałem się z rodziną. Zdarzało się, że wracając z tych swoich przerw, wpadałem na pomysł, który pozwalał mi rozwikłać jakiś matematyczny problem. Całe życie było podporządkowane rytmowi nauki.

Jakie cechy trzeba mieć, żeby w takim rytmie wytrwać?

AM: - Pracowitość i wytrwałość. Podobnie jak u zawodowych sportowców, w nauce na najwyższym światowym poziomie są wzloty i upadki. Są momenty, kiedy pojawiają się chwile zwątpienia i mimo to trzeba wykonać ten, w cudzysłowie, trening, czyli zacząć analizować kolejne abstrakcyjne modele oraz strony z zadaniami. Trzeba umieć stawiać to, co ważne na pierwszym miejscu i działać według planu. No i oczywiście konsekwencja. Od najmłodszych lat trzeba poświęcić się tej drodze.

Po drugie, odwaga i ciekawość. Trzeba mieć odwagę, by przekraczać swoje granice, stawać się codziennie coraz lepszym i nie bać się porażki. Trzeba mieć też w sobie ciekawość, by zadawać pytania, uczestniczyć w dyskusjach, chodzić na tzw. office hours (konsultacje dla studentów prowadzonych przez profesorów), podczas których można dyskutować z profesorami i czerpać jak najwięcej z ich ogromnego doświadczenia.

     Oficjalne zakończenie studiów magisterskich na LSE. (Fot. archiwum prywatne) 

Mówi się, że im więcej się ma wyzwań, im bardziej jest się zajętym, tym efektywniej można wykorzystać swój czas – zgadza się Pan z taką tezą?

AM: - Mój przypadek ją potwierdza. Podczas studiów w Londynie zaangażowałem się w Polish Business Society, które jest organizatorem Polish Economic Forum. To największa konferencja o Polsce poza jej granicami. Biorą w niej udział czołowi politycy, naukowcy oraz biznesmeni. To oczywiście bardzo rozwijające dla nas – studentów, ale do pracy w stowarzyszeniu i przy organizacji forum dodatkowo motywowało mnie zobowiązanie. Przecież dostaliśmy się na najlepsze uczelnie, otrzymaliśmy wsparcie, staramy się więc w pewien sposób oddać to społeczeństwu, pomóc w rozwoju, wnieść coś do debaty, dyskusji.

Ma Pan poczucie misji związane z dzieleniem się wiedzą, propagowaniem nauki, inspirowaniem do podejmowania ryzyka, osiągania wydawałoby się niemożliwego?

AM: - Zdecydowanie tak. Odkąd pamiętam staram się dzielić wiedzą i pokazywać, że nauka może być ciekawa i pasjonująca. W gimnazjum oraz liceum pomagałem rówieśnikom, teraz angażuję się w projekt Matura+ realizowany przez Fundację "Empiria i Wiedza”. Ale przede wszystkim, chcę pokazywać swoją historię, żeby przełamywać stereotypy i obalać mity. Głęboko wierzę w to, że miejsce naszego zamieszkania i stan zamożności rodziny, z której pochodzimy, nie determinują naszej wartości i tego, co możemy osiągnąć. Staram się pokazywać, że niemożliwe nie istnieje. Zainspirować do postawienia pierwszego kroku, podjęcia ryzyka. Może dzięki temu kolejny polski student z małej miejscowości, który wybierze LSE, Oxford, Cambridge czy jakąkolwiek inną uczelnię, spełni swoje marzenie.

Uważam też, że to dobro, którym się dzielimy, do nas wraca. Warto robić rzeczy dla innych i warto czerpać pomoc od innych. Jestem tego przykładem.

Jakie są Pana zawodowe plany?

AM: - W swojej pracy chciałbym łączyć matematykę i finanse. Obecnie pracuję w Banku Gospodarstwa Krajowego jako specjalista do spraw zarządzania aktywami i pasywami. Zajmuję się projektem zamiany stawki referencyjnej z WIBORU na WIRON oraz obliczaniem cen transferowych FTP.

Studia na LSE dały mi nie tylko wykształcenie, ale także umiejętność działania w międzynarodowym zespole. Świetnie czuję się w międzynarodowym środowisku, w przyszłości nie wykluczam więc pracy nad projektami międzynarodowymi.

Kolejne marzenie?

AM: - Chciałbym po kilku latach kariery zawodowej podjąć studia MBA w Stanach Zjednoczonych. Uważam, że warto nieustannie się uczyć. Rozwój naszych kompetencji to jednocześnie zdolność adaptacji do nowych realiów, co w kontekście ostatnich wydarzeń na świecie jest niezwykle ważne. Mnie w kształtowaniu umiejętności adaptacji na pewno pomaga wspomniana interdyscyplinarność.

I odwaga w zadawaniu pytań?

AM: - Oczywiście (śmiech). Mój profesor i mentor też ją docenił. Na zakończenie studiów otrzymałem od profesora Bernharda von Stengela (autora książki "Game theory basics") dedykację: "Dla Arkadiusza, który wydaje się lubi uczyć teorii gier z tej książki i nieustannie pytać”. Do tej odwagi i ciekawości wszystkich namawiam.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 5.62 / 18

Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego tematu.
Bądź pierwszy! Podziel się opinią.
Dodaj komentarz
Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 26.04.2024
GBP 5.0414 złEUR 4.3225 złUSD 4.0245 złCHF 4.4145 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama