Pomysł na oryginalny ślub? Ta para wysoko postawiła poprzeczkę
Emily i Adrian mieszkają nad pięknym jeziorem w North Lake Tahoe na pograniczu stanów Nevada i Kalifornia, jednak swoje zaślubiny postanowili świętować w jeszcze bardziej romantycznej scenerii. Romantycznej, ale też wymagającej, zwłaszcza dla gości mniej wprawionych we wspinaczce wysokogórskiej. Jak podały amerykańskie serwisy internetowe (m.in. San Francisco Chronicle, ABC News i Good Morning America), para poprowadziła weselników na wspomniany wulkan, a dopiero po zejściu powiedziała sobie "tak" – na plaży. "Wejście na szczyt było punktem kulminacyjnym całego ślubu" - oznajmił Ballinger.
Wspinaczka trwała 9 dni, a goście, jak dodał pan młody "walczyli naprawdę ciężko przy trudnej pogodzie i warunkach". Mimo to nikt nie zachorował ani nie został ranny. Na szczycie państwo młodzi oraz dwójka przyjaciół przypięli narty i pokonywali drogę w dół po ośnieżonych stokach. Reszta zeszła pieszo. Ślub na plaży rozpoczął się od tradycyjnego tybetańskiego błogosławieństwa, udzielonego przez ich przyjaciela Dorji Sonama, Szerpę z Nepalu. Obrączki podał nowożeńcom ich pies o wdzięcznym imieniu Kot. Nie w pysku, bo tego byłoby już chyba za wiele - były przypięte do jego obroży.
"Nasze życie jest w dużej mierze zbudowane wokół miłości i tradycyjnych relacji, ale także pewności, że zawsze będziemy przeżywać wielkie przygody razem. Stąd pomysł na taką ceremonię ślubną" - wyjawił Ballinger serwisowi San Francisco Chronicle.
Oboje wspinają się zawodowo - Emily słynie z ambitnych wspinaczek, tzw. "przejść", w Yosemite Valley, Adrian od 20 lat prowadzi komercyjne wyprawy na najwyższe szczyty świata, - w tym Mount Everest, który zdobywał ośmiokrotnie.