Za pomocą tych sztuczek supermarkety ukrywają podnoszenie cen
Po medialnym szumie wokół zmniejszenia rozmiarów czekoladek Toblerone oraz podniesienia cen ulubionego przez Brytyjczyków smarowidła Marmite sieci handlowe pilnują się, by nie dopuścić do kolejnej wpadki. Stosują zatem sztuczki, które pozwolą odzyskać straty spowodowane droższym importem, na przykład znacznie podwyższając ceny rzadziej kupowanych produktów.
W przeciwieństwie do mleka, chleba czy batoników, kupujący raczej nie pamiętają ich cen. Dlatego od października 2016 do marca 2017 cena zestawu do sterylizacji butelek dla niemowląt wzrosła o około 11%, tuszów do drukarek o 13%, nitki dentystycznej o 17%, żarówek o 20%, a świec o 29% – podaje internetowa porównywarka mySupermarket.
“Wszyscy sprzedawcy skupiają się na utrzymywaniu atrakcyjnych cen produktów, które są najczęściej porównywane, jak na przykład dwulitrowy karton mleka. Dlatego przez długi czas w największych sieciach kosztował on około £1. I dlatego też litrowe opakowanie kosztuje praktycznie tyle samo – ponieważ nie jest używane jako wyznacznik. Nikt nie chce być tym, który jako pierwszy podniesie ceny mleka. Jednak powstaje pytanie, jak długo będą w stanie je utrzymać. W pewnym momencie będą musiały zmienić ceny” - tłumaczy David Oliver z firmy konsultingowej PwC.
Od głosowania za Brexitem koncern Mars zmniejszył już dwa razy rozmiar batoników. Taki sam wybieg zastosowali producenci Doritos, Peparami i Coco Pops.
„Downsizing”, czyli zmniejszenie objętości produktów, przy zachowaniu dotychczasowej ceny, stosowane jest od dawna i przynosi producentom duże korzyści.