Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Trwają wybory parlamentarne w Holandii. Imigranci z holenderskimi paszportami obawiają się Wildersa

Trwają wybory parlamentarne w Holandii. Imigranci z holenderskimi paszportami obawiają się Wildersa
Wildersowi zarzuca się islamofobię. (Fot. Getty Images)
Choć antyimigrancka partia Geerta Wildersa nie ma szans na objęcie władzy w Holandii, skala jej popularności i retoryka, jakiej używa w kampanii, wywołuje obawy wśród nieetnicznych Holendrów. Tu się urodziłam, gdzie mam wyjechać? - pyta młoda kobieta w hidżabie.
Reklama
Reklama

Lider skrajnie prawicowej Partii na rzecz Wolności rozpoczął kampanię zapowiadając "deislamizację Holandii", wyrzucenie z kraju "marokańskich szumowin" i "przywrócenie Holandii Holendrom".

"On nas lekceważy - muzułmanów, Turków. Mówi, że mamy wracać skąd przybyliśmy, ale my jesteśmy stąd. Mamy holenderskie paszporty i jesteśmy u siebie" - zwróciła uwagę w Hadze Pelda Coban, studentka pochodzenia tureckiego.

Jej ojciec przed laty przyjechał do Holandii szukać lepszego życia. Teraz rodzina jest już głęboko zakorzeniona w tym kraju, choć zachowuje swoje tradycje, religię i tożsamość kulturową. Pelda, jak wiele innych muzułmanek, przechadza się z koleżankami w hidżabach po jednym z głównych deptaków Hagi korzystając z rzadkich o tej porze roku słonecznych chwil.

Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, dziewczyna opowiada o zmieniającym się klimacie w kraju i rosnącej niechęci wobec muzułmanów. "Ludzie nas nie szanują, nie możemy normalnie chodzić po ulicach. Rzucają na nas spojrzenia" - dodaje Pelda.

Jej spostrzeżenia potwierdza imigrantka z RPA pracująca w administracji Mahnolia. "Mam obywatelstwo holenderskie. Jeśli Wilders będzie prowadził swoją kampanię, by odsyłać ludzi z Holandii, może ja też będę musiała wyjechać. Nie urodziłam się tu, ale jestem Holenderką" - martwi się mieszkająca od 35 lat w tym kraju starsza kobieta.

"Jeszcze nie wiem, czy pójdę głosować, ale jeśli to zrobię, muszę oddać głos na ugrupowania, które deklarują troskę o imigrantów, którzy mieszkają w Holandii. Nasza sytuacja jest dużo gorsza niż przed 30 laty" - podkreśliła imigrantka.

Jej przyjaciółka Sahel, która również znalazła swoje miejsce na ziemi w Królestwie Niderlandów, ubolewa z powodu ataku Wildersa na Marokańczyków. To oni stali się głównym obiektem jego ostrej krytyki, choć w poprzednich latach lider Partii Wolności piętnował również Polaków, którzy po otwarciu holenderskiego rynku pracy masowo przyjeżdżali do tego kraju.

"Ci, którzy tu przyjeżdżają, chcą mieć dobre życie. Nie jest dobrze, jeśli inni im mówią: nie jesteście tu mile widziani, musicie wracać do swojego kraju. Wszyscy jesteśmy ludźmi i musimy sobie pomagać" - dodała Sahel.

Mimo iż negatywna kampania Wildersa wymierzona była przeciwko imigrantom, jej efekty martwią też dużą część etnicznych Holendrów. "Wilders? On jest straszny. Dyskryminuje bardzo wielu ludzi, wyznawców islamu. Nie podoba mi się to" - ocenia Titia, emerytka mieszkająca w Hadze.

"Nie obawiam się innych. Ludzie powinni być tolerancyjni. Sami zaprosiliśmy Marokańczyków i Turków 50 lat temu, żeby tu żyli i pracowali. Oni są wyznawcami islamu, ale ja nie jestem przeciwko islamowi" - dodaje.

Arnould Von Dorn z rady miejskiej w Hadze nie ma wątpliwości, że w holenderskim społeczeństwie jest duże napięcie. "Mamy problem z islamofobią. To narastający problem w Europie, zwłaszcza tu w Holandii. Nasz kraj był tolerancyjny i otwarty 10, 20 lat temu, ale to się zmieniło i to niepokojąca sytuacja. Jest duża polaryzacja" - zauważył zaniepokojony polityk.

Martwi się, że jego kraj nie daje właściwego przykładu reszcie świata. "To nie powinno tak wyglądać, bo tutaj w Holandii są miliony muzułmanów, to 8 procent populacji. Oni są częścią społeczeństwa, musimy razem pracować. Wnoszą pozytywny wkład w społeczeństwo. Musimy traktować wszystkich w taki sam sposób, z szacunkiem. Niestety, w tej chwili tak się nie dzieje" - ubolewa Von Dorn.

Mimo wielu rozmów, na ulicach Hagi trudno odnaleźć osobę, która przyznałaby się do wspierania lidera Partii Wolności. "Przez lata Wilders był niedoszacowany w sondażach, bo wielu Holendrów nie chciało się przyznać do głosowania na jego ugrupowanie. W poprzednich latach obserwowaliśmy coś, co można nazwać kurtyną milczenia, co oznaczało, że wyborcy, którzy mówili, że będą głosować na inne ugrupowania, tak naprawdę głosowali na PVV" - wyjaśniał w rozmowie z polskimi dziennikarzami redaktor naczelny największego holenderskiego dziennika "De Telegraaf" Paul Jansen.

Sondaże przedwyborcze dawały Partii Wolności nieco ponad 14 proc. poparcia, ale różnica między nią a prowadzącą w badaniach Partią Ludową na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego była na granicy błędu statystycznego, wynoszącego około 3 procent.

Wstępne wyniki wyborów mają być znane jeszcze dziś późnym wieczorem. Niezależnie od tego kto wygra, Holendrzy będą musieli zmierzyć się z podziałami na tle etnicznym, jakie uwypukliła kampania.

    Reklama
    Reklama
    Kurs NBP z dnia 28.03.2024
    GBP 5.0474 złEUR 4.3191 złUSD 4.0081 złCHF 4.4228 zł
    Reklama

    Sport


    Reklama
    Reklama